
Podatek katastralny jest w wielu krajach Europy i wszystko wskazuje na to, że wkrótce do tego grona dołączy również Polska. Temat budzi kontrowersje i sprzeciw nawet wśród polityków koalicji, ale prace niespodziewanie przyspieszyły. Do 21 grudnia Lewica ma zaprezentować oficjalny projekt wprowadzenia nowego podatku od mieszkań.
Podatek katastralny to coś zupełnie innego niż obecny podatek od nieruchomości. Jego wysokość jest zależna od wartości nieruchomości, a nie od jej powierzchni. Wprowadzenie takiego rozwiązania ma sprawić, że posiadanie wielu mieszkań pod inwestycje lub wynajem przestanie być tak opłacalne jak teraz, a to teoretycznie mogłoby "uwolnić" lokale dla osób szukających własnych czterech kątów.
W tym momencie płacimy podatek od nieruchomości liczony od metrów kwadratowych, który jest relatywnie niski (w tym roku stawka maksymalna wzrosła do 1,19 zł za metr) i nie zawsze sprawiedliwy. Tyle samo płaci właściciel mieszkania w bloku z wielkiej płyty na obrzeżach miasta i apartamentu w prestiżowej dzielnicy, centrum lub nad morzem.
Lewica wraca do projektu podatku katastralnego. A jeszcze niedawno była przeciw
Sytuacja jest dynamiczna. Nieco ponad tydzień temu marszałek Włodzimierz Czarzasty w mediach dementował plany Lewicy dotyczące wprowadzenia tego podatku. Tymczasem teraz wiceszefowa klubu Lewicy, Anita Kucharska-Dziedzic, poinformowała, że projekt powstanie do 21 grudnia, czyli tuż przed świętami Bożego Narodzenia.
Anita Kucharska-Dziedzic
Wiceszefowa klubu Lewicy
Nie znamy jeszcze wielu szczegółów, ale wiadomo, że "projekt ustawy o podatku katastralnym dotyczy uregulowania całej gospodarki mieszkaniowej". Nie jest więc jasne, od ilu mieszkań byłby naliczany i jaka byłaby stawka.
Na początku grudnia Anna Maria Żukowska z Lewicy zapewniała na antenie Radia Zet, że "nie będzie opodatkowania podwójnego", czyli jednoczesnego podatku od nieruchomości i katastralnego. Danina ma być związana z wartością, bo "ta sama powierzchnia w różnych miejscach jest różnie warta".
Kto mógłby zapłacić nowy podatek w Polsce, a kto może spać spokojnie?
Wprowadzenie takiego podatku w zeszłym roku zalecił Międzynarodowy Fundusz Walutowy (instytucja finansowa z siedzibą w Waszyngtonie), a w tym Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Polska należy i do MFW i do OECD. Dlatego politycy planują go już od dłuższego czasu.
Wcześniej partia Razem przedstawiała swój pomysł z konkretami. Lider dawnego koalicjanta Lewicy, Adrian Zandberg, chce, by podatek zaczynał się dopiero od trzeciego mieszkania. Stawka wynosiłaby wtedy 1 proc. wartości. Przy pięciu lub lub więcej mieszkaniach stawka wzrasta do 2 proc., a przy dziewięciu lokalach i więcej wyniesie 3 proc.
Temat ten w maju poruszała też ministra funduszy i polityki regionalnej, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Szefowa resortu również jest zwolenniczką podatku od trzeciego mieszkania. Zgodnie z jej słowami, taką daninę musiałoby płacić "mniej niż 1 proc. Polaków".
Dodała również, że system powinien przewidywać wyjątki. Rodzice z przynajmniej dwójką dzieci mogliby uniknąć płacenia podatku od dodatkowych lokali, jeśli te byłyby przeznaczone na przyszłość dla ich potomstwa. Chodzi bowiem o podatkowanie spekulantów i masowych inwestorów, a nie rodzin.
Podatek katastralny zalecało MFW i OECD. Ile by wyniósł?
W bogatych krajach zachodnich stawka takiego podatku wynosi często około 1 proc. wartości nieruchomości rocznie. Wtedy np. właściciel mieszkania o wartości rynkowej pół miliona złotych musiałby oddawać państwu 5 tys. złotych rocznie (ok. 417 zł miesięcznie). Z kolei posiadacz domu wycenianego na milion złotych zapłaciłby 10 tysięcy złotych rocznie, czyli ponad 800 zł miesięcznie.
To o wiele więcej niż podatek od nieruchomości, który w przypadku 100 metrowego mieszkania wynosi 119 zł. Należy jednak pamiętać, że sam projekt musi przejść długą ścieżkę legislacyjną przez Sejm (a nie ma zgody nawet pomiędzy koalicją rządzącą) i zostać podpisany przez prezydenta, co wcale nie jest pewne.
Do takiej rewolucji potrzeba też bazy katastrów, czyli spisu nieruchomości wraz z ich fachową wyceną i stałą aktualizacją wartości. W dobie cyfryzacji nie jest to problem nie do przeskoczenia, ale wdrożenie takiego systemu, a wraz z nim podatku z pewnością nie nastąpi z dnia na dzień.
Zobacz także
