
Nie są to tytuły, które przez tygodnie wiszą w TOP 10 ani filmy, które algorytm Netfliksa podsuwa na każdym kroku. A szkoda. bo właśnie w tej mniej oczywistej części streamingowego katalogu kryją się produkcje, które zostają z widzem na dłużej, poruszają i dają coś więcej niż tylko dwie godziny rozrywki. Wybrałam trzy świetne, dość nowe filmy dostępne na Netflixie, które łatwo przeoczyć, a które zdecydowanie warto nadrobić.
Netflix to dziś prawdziwy ocean treści: obok wysokobudżetowych produkcji platformy i blockbusterów znajdziemy tu filmy kupione na festiwalach, kameralne dramaty, ambitne kino autorskie i projekty balansujące między mainstreamem a arthouse'em. Problem w tym, że algorytm i rankingi popularności nie zawsze są najlepszym drogowskazem. Czasem to, co najciekawsze, wymaga od widza odrobiny czujności.
3 dobre filmy na Netflix, które warto znać
Wybrałam trzy filmy, które łączy nie tylko stosunkowo świeża data premiery, ale przede wszystkim wysoka jakość, świetne aktorstwo i historie, które rezonują emocjonalnie – nawet jeśli nie krzyczą o uwagę. Dwa z nich mogą się liczyć na Oscarach 2026.
1. Sny o pociągach (2025)
Ekranizacja kultowej noweli Denisa Johnsona to jeden z tych filmów, które ogląda się w skupieniu, powoli, niemal kontemplacyjnie. To również tytuł, o którym coraz częściej mówi się w kontekście sezonu nagród – z dużymi szansami na oscarowe nominacje.
"Sny o pociągach" opowiadają historię Roberta Grainiera, prostego robotnika pracującego przy budowie kolei i wyrębie lasów na północno-zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych na początku XX wieku. Znakomicie gra go Joel Edgerton, a obok niego błyszczy Felicity Jones jako Gladys, jego żona.
To opowieść rozpisana na całe życie bohatera – od dzieciństwa po późną dorosłość – osadzona w świecie gwałtownych przemian, industrializacji i nieodwracalnej utraty natury. Film Clinta Bentleya (nominowanego do Oscara za scenariusz "Sing Sing") nie próbuje jednak streszczać historii Ameryki, lecz pokazuje ją z perspektywy jednostki: cichej, często samotnej, niemal przezroczystej dla wielkich narracji. Najważniejsza jest tu codzienność – może i zwyczajna, ale piękna w swojej zwyczajności.
"Sny o pociągach" to film melancholijny, piękny wizualnie (zdjęcia są absolutnie przepiękne) i emocjonalnie głęboki – hołd dla świata, który przeminął, i ludzi, którzy budowali przyszłość cudzym kosztem, często nie zdając sobie z tego sprawy.
2. Jay Kelly (2025)
Noah Baumbach ("Historia małżeńska", "Frances Ha") wraca w świetnej formie i w bardzo swoim stylu: inteligentnym, autoironicznym i podszytym czułością wobec bohaterów, którzy mają wszystko i właśnie dlatego czują pustkę. "Jay Kelly" to komediodramat o starzejącej się gwieździe kina (George Clooney), która wyrusza w podróż po Europie w towarzystwie swojego menedżera i przyjaciela (Adam Sandler), próbując na nowo poukładać relacje z rodziną, córką i samym sobą.
Baumbach bawi się konwencją filmu o kryzysie wieku średniego, ale robi to świadomie i z przymrużeniem oka. "Jay Kelly" to film o cenie sukcesu, o tym, jak łatwo pomylić spełnienie z uznaniem, i o tym, że czasem najtrudniej jest wrócić do ludzi, których sami od siebie odepchnęliśmy.
Clooney jest tu idealnie obsadzony: czarujący, narcystyczny, momentami irytujący, a jednocześnie zaskakująco ludzki. Sandler (który znowu udowadnia, że naprawdę jest dobrym aktorem) i świetna Laura Dern dostarczają emocjonalnych kontrapunktów, dzięki którym film nie osuwa się w autoparodię. Całość wizualnie dopieszczają zdjęcia Linusa Sandgrena, które z południowej Europy wydobywa ciepło i nostalgię.
Może nie jest to rewolucyjne kino, ale niezwykle szczere – i kolejny tytuł, który może liczyć się w oscarowych wyścigach.
3. Jego trzy córki (2024)
Kameralny dramat Azazela Jacobsa ("Francuskie wyjście") to prawdziwy aktorski popis i jeden z najbardziej przejmujących filmów ostatnich lat o rodzinie, żałobie i nierozliczonych pretensjach. Carrie Coon, Natasha Lyonne i Elizabeth Olsen wcielają się w trzy od dawna skłócone siostry, które spotykają się w ciasnym nowojorskim mieszkaniu, by opiekować się umierającym ojcem.
To film-dialog, rozgrywany niemal w całości w jednym wnętrzu, pełen napięć, drobnych złośliwości i emocjonalnych wybuchów. Każda z bohaterek inaczej radzi sobie z nadchodzącą stratą: jedna kontroluje wszystko do granic absurdu, druga ucieka w dystans i ironię, trzecia próbuje desperacko godzić wszystkich wokół. Jacobs z ogromnym wyczuciem prowadzi swoje piekielnie zdolne aktorki, pozwalając im na długie sceny, pauzy i nieoczywiste emocje.
"Jego trzy córki" to film bolesny, ale nie przytłaczający; intymny, a jednocześnie uniwersalny. Pokazuje, że rodzinne więzi potrafią jednocześnie ranić i leczyć – i że każdy żegna się na swój własny sposób. To jeden z najlepszych filmów 2024 roku, niestety zupełnie pominięty przez Amerykańską Akademię Filmową – niesłusznie.
Zobacz także
