O tym, czego prezes wielkiego telekomu szuka w internecie, czy ściąganie filmów jest w porządku i z czym Polacy mają problem – opowiada nam Maciej Witucki. – Kryzys odbiera młodym szansę na łatwo dostępną pracę i rozwój. Dlatego może uważają ściąganie filmów, czy muzyki z nielegalnego źródła za ekonomiczną rekompensatę swojej sytuacji – zauważa Witucki.
Z prezesem Orange Maciejem Wituckim udało mi się porozmawiać podczas Wrocław Global Forum. Witucki był tam jednym z panelistów i mówił między innymi o tym, że ludzie są dzisiaj zmęczeni kryzysem.
My zaś rozmawialiśmy nie tylko o kryzysie, ale i tym, jak prezes telekomunikacyjnego giganta korzysta z internetu oraz jak, jego zdaniem, powinny dzisiaj wyglądać media publiczne.
W trakcie panelu, w którym brał Pan udział, narzekano trochę, że mówimy tu o poważnej sprawie, handlu między UE i USA, a media i tak zajmą się tym powierzchownie. Jest aż tak źle z przekazem?
Maciej Witucki: Umowy dotyczące wolnego handlu między USA i UE to najlepszy tego przykład. Weźmy np. słynną sprawę ACTA, która była tylko częścią większego procesu uwalniania handlu. Fragment, który mam na myśli został wyrwany z kontekstu i Polacy nie usłyszeli ze strony mediów jaki jest prawdziwy sens umowy. O tym, że to otwarcie rynków na towary z obydwu stron. Że mogą powstać dodatkowe dwa miliony miejsc pracy. Usłyszeliśmy tylko o prawach autorskich. Mamy z tym problem w Polsce.
Pana zdaniem protestowano niesłusznie?
Młody człowiek potrafi dziś ściągnąć z sieci film zanim pojawi się on w kinach. Czy to fair wobec twórcy? Dyskusja o tym trwa na całym świecie, bo z drugiej strony oczekiwań młodych ludzi nie można ignorować. Nie dziwię się im, bo kryzys odbiera szansę na łatwo dostępną pracę i rozwój. Dlatego może uważają ściąganie filmów, czy muzyki z nielegalnego źródła za ekonomiczną rekompensatę swojej sytuacji.
Moim zdaniem sprawa ACTA pokazuje, że mamy dzisiaj mocno uproszczoną komunikację publiczną, którą często sprowadza się do memów. Proszę zwrócić uwagę, że robi się to powszechnie przy konfliktach politycznych. Jednak za pomocą memów nie da się opisać umowy o wolnym handlu między UE i USA. Tutaj jest rola dla ambitniejszych mediów, dla których nie są ciekawe wyłącznie newsy typu pies pogryzł sąsiada.
W teorii odpowiadają za to publiczne media…
Tak, to zdecydowanie rola publicznych mediów. Płacę abonament i chciałbym dostać od telewizji publicznej nie tylko rozrywkę. Niestety, jak dalej tak pójdzie, będę miał to samo, co w stacjach komercyjnych. Dlatego oczekuję, że mój abonament będzie tym, co utrzyma publicystykę, sprawozdania z wydarzeń typu Wrocław Global Forum. Po to, by 38 mln Polaków miało informacje o globalnych zjawiskach, które dzieją się wokół nas.
Jeśli nie mają rzetelnej informacji, to pierwszy szalony człowiek, który wejdzie na słup i krzyknie, że fragment jakiejś umowy nas okrada, może pociągnąć za sobą tłumy. Nie chcę deprecjonować młodych ludzi z ACTA, bo oni bili się o coś, co dla nich było realną wartością, ale nikt im nie wytłumaczył, że to była część większej całości.
Rola publicznych mediów się dziś zdewaluowała? Wiele osób mówi, że nie chcą już płacić abonamentu, bo, po co, skoro i tak produkują za to słabe seriale.
Media publiczne rzeczywiście potrzebują zmiany strategii. Nie możemy ich potraktować, jako „zwykłej” firmy, bo wtedy wszyscy doradcy zachęcaliby do produkowania kolejnych seriali, programów rozrywkowych i reality show z celebrytami. Telewizja zarabiałaby pieniądze, ale nie na tym to polega. Od mediów publicznych nie oczekuję otwierania kolejnego kanału sportowego, rozrywkowego czy serialowego.
Świat jest skomplikowany, społeczeństwo żyje w napięciu z powodu kryzysu i jedynym z miejsc, z którego powinny płynąć informacje dotyczące przemian powinny być media publiczne. Boję się, że dzisiaj idziemy w kierunku szybko pełzającej komercjalizacji mediów publicznych.
O czym więc powinny mówić media, na które płacimy państwu?
Potrzebne jest poważniejsze TVP, które będzie tłumaczyć wiele spraw społecznych i ekonomicznych, takich jak choćby umowa o wolnym handlu, od której zaczęliśmy. Co i dlaczego robi Unia Europejska? Jakie zmiany i ustawy w Polsce są potrzebne, a jakie nie? I to musi robić telewizja, portale internetowe tego nie wypełnią.
Dlaczego miałyby tego nie wypełnić?
Ponieważ są sprofilowane pod konkretnych odbiorców, którzy czegoś konkretnego poszukują. A odruch włączenia dziennika telewizyjnego o godz. 19.30 jest bardzo silny. Ja też go mam i nie wstydzę się. Wykorzystajmy to! Dzisiaj przeciętny widz, zrażony kiepską jakością programów w klasycznych stacjach telewizyjnych, przenosi się ku kanałom informacyjnym.
Jeśli już przy tym jesteśmy, ma Pan tablet i smartfon. Czego prezes telekomunikacyjnego giganta poszukuje w internecie? Korzysta pan np. z Facebooka, Twittera?
Dużo korzystam z internetu, ale nie w tej wersji facebookowo-twitterowej. Tutaj przyznaję, jestem mocno opóźniony w porównaniu do mojej 18-letniej córki (śmiech). Dla mnie internet jest coraz częściej miejscem, gdzie znajduję usługi. Kupuję, przygotowuję podróże, wakacje dla rodziny itp. To też miejsce, w którym sprawdzam czy nikt przypadkiem nie zainteresował się rowerem mojego syna na balkonie albo nie zalało mi piwnicy.
Za pomocą tabletu czy smartfona można bez problemu monitorować dom i to, co się wokół niego dzieje. Ewentualnie sprawdzić, gdzie znajduje się moja młodsza córka, za jej zgodą oczywiście. Internet jest, więc dla mnie z jednej strony dostępem do usług, a z drugiej jednak pozostaje źródłem wiedzy.
Ale jakieś portale informacyjne na pewno Pan śledzi?
Ostatnio zainteresowała mnie Polityka Insight. To szansa na sprawdzenie, jak duży jest rynek klientów, którzy poszukują treści merytorycznych, a nie tylko informacji rozrywkowych. Muszą istnieć takie oazy, bo świat komplikuje się i ktoś musi go wyjaśniać. Znów wracamy do roli mediów publicznych.
Ktoś musi go wyjaśniać, ale odbiorcy mogą nie mieć siły przyswajać tej wiedzy. Sam Pan mówił w trakcie panelu, że ludzie są zmęczeni kryzysem.
Zdecydowanie tak jest. Widać to w opiniach, sondażach tym, jak dzisiaj traktowani są politycy ze wszystkich opcji. I to, o czym mówiliśmy podczas panelu, że zmęczenie otwiera szerzej drzwi dla populizmu. W sytuacjach kryzysowych mamy nadwrażliwość na zjawiska nadprzyrodzone i wszelkie populizmy. Dlatego istnieje ryzyko, że pojawiać się będą kolejne punkty zapalne.
Populizm jest zagrożeniem dla Polski?
Wierzę w zdrowy rozsądek Polaków. Ostatecznie zawsze opanowywaliśmy emocje i nie dawaliśmy się ponosić ekstremalnej histerii. Dlatego sądzę, że jesteśmy w miarę bezpieczni. Przy czym, jeszcze raz podkreślę, komunikacja społeczna ciągle się upraszcza i grozi tym, że będą nami rządzili ludzie, którzy jak to się ładnie mówi "wygrają narrację". Jeśli nie będzie prawdziwej debaty merytorycznej, to wygrywać w polityce będą ci, którzy robią lepsze wrażenie i mają właśnie lepszą narrację.
A Pan śledzi w ogóle te polityczne przepychanki, czy już nie?
Przepychanki średnio mnie emocjonują, za to poważną politykę jak najbardziej śledzę. Zwłaszcza, jeśli ma wymiar gospodarczy, w skali makro, czyli Europa i świat.