Tureckie władze po wielodniowych protestach postanowiły spacyfikować manifestujących. Zrobiono to w sposób, którego nie powstydziłby się żaden okrutny reżim. Policja wpadła bez ostrzeżenia do parku, który był sercem manifestacji, i po prostu siłą pacyfikowała ludzi. Wielu aresztowano. W odpowiedzi powstały jeszcze większe zamieszki.
Policja "oczyściła" park Taksim i przylegający do niego park Gezi, o które to miejsce rozbijają się protesty. Pacyfikujący skorzystali z wszystkich możliwych metod: armatek wodnych, gazu łzawiącego, granatów ogłuszających i gumowych kul. Wiele osób po prostu aresztowano siłą.
Funkcjonariusze niszczyli punkty medyczne, zaś całe miasteczko namiotowe protestujących zostało po prostu rozjechane buldożerami. Cała akcja była tragiczna w skutkach: zginęło co najmniej pięć osób, tysiące są ranne - donosi serwis RT.com.
Tureckie władze, co prawda, uprzedzały manifestujących, że dojdzie do pacyfikacji, jeśli nie opuszczą oni placu i parku do niedzieli. Przy czym służby zaczęły swój rajd na protestujących raptem kilka godzin po tym, jak premier Turcji postawił wspomniane ultimatum.
– Próbowaliśmy uciekać, ale policja nas goniła. Było jak na wojnie – relacjonowali uczestnicy protestów dla agencji Reuters. Z relacji na Facebooku wynika, że nikt nie spodziewał się tak brutalnej akcji.
– Byliśmy w parku jak policja znów zaatakowała, bez ostrzeżenia. (…) Teraz czyszczą park, nikt z mediów nie jest uprawniony, żeby tam wejść. Policja wchodzi do punktów medycznych, niszczy je, aresztuje ludzi. Wchodzi do szpitali. To najczarniejsza noc ze wszystkich, jakie się tutaj odbyły – pisze na Facebooku Polka Marta, która przebywa w Istambule.
Protestujący zgodnie uznali, że nie zrezygnują jednak z protestów i zapowiadają dalsze strajki oraz manifestacje. Po akcji policji coraz więcej mieszkańców Turcji wychodzi na ulice.