Tylko niewiele ponad jedna czwarta Polaków uważa, ze demokracja jest lepsza niż inne formy rządów – wynika z "Diagnozy społecznej" prof. Janusza Czapińskiego. Po 20 latach od wydarzeń przy Okrągłym Stole zmęczyliśmy się nią i coraz częściej spoglądamy w kierunku sił, które wypowiedziały wojnę systemowi. – Już dość demokracji rozumianej jako gadające głowy polityków w telewizji – mówi naTemat Artur Zawisza, jeden z liderów Ruchu Narodowego.
Demokracja nie ma ostatnio dobrej prasy. Incydent na wykładzie filozofa Zygmunta Baumana, a wcześniej podobne wydarzenia ze spotkań z prof. Magdaleną Środą, Adamem Michnikiem i Anną Grodzką, wznowiły dyskusję o zagrożeniu, jakie niosą za sobą ultraprawicowe ugrupowania w rodzaju Obozu Narodowo-Radykalnego. Teraz cios wymierzyli sami Polacy. Z badania "Diagnoza społeczna" wynika, że po raz pierwszy od 20 lat spadł odsetek osób przekonanych, iż "demokracja ma przewagę nad wszystkimi innymi formami rządów". Uważa tak niewiele ponad 25 proc. respondentów.
"Zdeklarowanych zwolenników systemu demokratycznego jest zaledwie 44 proc. (…) Ale najbardziej istotny jest wzrost grupy osób przekonanych, że demokracja jest złą formą rządów. Dwa lata temu było ich 3,6 proc., a teraz już 5,8 proc." – alarmuje w wywiadzie dla "Polityki" autor badania prof. Janusz Czapiński.
Kryzys w demokracji
Co się dzieje? Prof. Czapiński ma swoje wytłumaczenie: choć jesteśmy zadowoleni z indywidualnych sukcesów, coraz częściej negatywnie oceniamy sytuację w kraju. Czyli, jego zdaniem wystarczy kilka lat kryzysu gospodarczego i ogólnych problemów, by co czwarty Polak uznał, że demokracja jest do niczego: "Wszystko, co nas indywidualnie dotyczy zmierza ku lepszemu. Ale, kiedy ze sfery prywatnej wchodzimy do publicznej, obraz się gwałtownie zaciemnia. Zadowolenie z sytuacji w kraju od czterech lat spada".
To jednak tylko jedna z możliwych przyczyn alarmujących wyników "Diagnozy". Pokrywają się one bowiem z innymi badaniami, w tym CBOS z ubiegłego roku, wskazującymi na zainteresowanie autorytarnym sposobem sprawowania władzy. 21 proc. Polaków deklaruje, że zaakceptowałoby autorytaryzm, 28 proc. jest zdecydowanie przeciw, a połowa nie ma jednoznacznego zdania na ten temat.
Jeszcze dalej w swojej ocenie poszedł psychiatra prof. Bohdan Wasilewski. Kilka miesięcy temu w rozmowie z "Polityką" stwierdził, że postawy autorytarne reprezentuje nawet 60 proc. Polaków. "W latach 70., gdy przeprowadzono pierwsze takie badania, był on zaskakująco wysoki, by potem, w latach 90., radykalnie spaść. Teraz jednak znów wskaźniki poszły w górę. Znowu mamy na tyle wysokie wartości na skali, że iskra mogłaby u nas wręcz sprzyjać totalitaryzmowi" – przestrzegał.
Dość demokracji gadających głów
Z "Diagnozy społecznej" zadowoleni mogą być narodowcy: przecież spora część Polaków podziela ich wolę rozprawy z systemem. Artur Zawisza, jeden z liderów Ruchu Narodowego, mówi naTemat, że obywatele w końcu zdali sobie sprawę z tego, że demokracja w obecnej wersji nie jest im potrzebna. – Ta, którą rozumiemy jako gadające głowy polityków, konieczna jest jedynie fanatykom największych obozów politycznych. Polsce potrzebny jest zorganizowany naród mówiący własnym głosem, a tego demokracja dziś nie gwarantuje – przekonuje.
Zawisza uspokaja jednak, że odpowiedź na pytanie o demokracje sprowadza się raczej do nieakceptowania sposobu rządzenia, a nie chęci zmiany ustroju. – Gdyby obywatel miał wybrać między dobrze funkcjonującą demokracją a źle funkcjonującym autorytaryzmem, wybrałby oczywiście pierwszą opcję. Problem w tym, że nas to nie dotyczy, bo w Polsce demokracja nie funkcjonuje dobrze... – podkreśla.
Paliwo dla radykałów
Prof. Ryszard Cichocki, socjolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, mówi w rozmowie z naTemat, że podobne sondażowe deklaracje najczęściej mijają się z rzeczywistymi pragnieniami Polaków. Słowem – tylko wydaje się nam, że chcielibyśmy, by ktoś wziął nas za twarz.
– Zafascynowanie demokracją się skończyło, teraz doświadczamy głębokiego zniechęcenia. Tyle że z niego nie wynika, że chcemy od razu dyktatury. Raczej jakiegoś pośredniego systemu, który daje wolność, działa szybko i skutecznie, przewiduje swobodę gospodarczą, a jednocześnie gwarantuje wszystkim pracę. To jest oczywiście utopia – ocenia.
Nie zmienia to faktu, że spadek liczby zwolenników demokracji ma swoje konsekwencje. To m.in. popularność Ruchu Narodowego i Kongresu Nowej Prawicy, który w jednym z ostatnich sondaży zanotował poparcie na poziomie 5 proc., a więc gwarantujące wejście do Sejmu. – Oczywiście istnieje związek między wzrostem siły radykalnych ruchów a niechęcią do demokracji. Szczególnie młodzi ludzie szukają alternatywnych rozwiązań, często z marginesu sceny politycznej – mówi prof. Cichocki.
– Gdyby regularnie badać nastroje Polaków, dzisiaj niechęć do demokracji i wzrost postaw autorytarnych byłyby jeszcze bardziej dostrzegalne. Wydarzenia typu fałszywe alarmy bombowe powodują, że Polacy rzeczywiście chcą, by ktoś uporządkował państwo twardą ręką. Gdyby tego rodzaju zagrożenia pojawiały się częściej, mielibyśmy czego się obawiać – dodaje.