
Wychodzą na jaw kulisy zorganizowanej przez Program Trzeci Polskiego Radia i "Gazetę Wyborczą" akcji "Orzeł może", która kojarzona jest głównie z czekoladowym orłem. Ale jej elementem było też zrzucenie ulotek nad czterema miastami. Duży udział w załatwieniu wojskowych śmigłowców miał szef BBN gen. Stanisław Koziej, który wprowadził w błąd MON przekonując, że to Kancelaria Prezydenta jest głównym organizatorem akcji.
REKLAMA
Piotr "VaGla" Waglowski, znany prawnik i aktywista internetowy, wydobył z Ministerstwa Obrony Narodowej dokumenty odzwierciedlające przygotowywanie akcji "Orzeł może", którą 2 maja zorganizował Program Trzeci Polskiego Radia i "Gazeta Wyborcza". Większości z nas w pamięć zapadł wielki, czekoladowy orzeł, który miał być symbolem nowoczesnego patriotyzmu. Ale niektórzy zwrócili też uwagę na setki tysięcy ulotek, które spadły m.in. na centrum Warszawy. Później pisaliśmy o tym, że organizatorzy mają problem z ich posprzątaniem.
Nie mieli za to problemu z załatwieniem śmigłowców, które rozrzuciły ulotki. Jako, że patronat nad akcją objął Bronisław Komorowski, w jej przygotowanie wydatnie włączył się gen. Stanisław Koziej, szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. To on wziął na siebie załatwienie u Ministra Obrony Narodowej wojskowych maszyn. Napisał, że to Kancelaria Prezydenta jest głównym organizatorem akcji, chociaż tak naprawdę prezydent objął nad nią jedynie patronat.
Początkowo proszono jedynie o trzy śmigłowce, później dodano jeszcze czwarty. Gen. Koziej pomylił się też co do daty, bo początkowo mówił o 3 maja, choć akcję zaplanowano na 2 maja, czyli Dzień Flagi. Być może to efekt tego, że pierwsze pismo do MON-u gen. Koziej wysłał jeszcze zanim do Kancelarii Prezydenta wpłynęła oficjalna prośba o objęcie patronatu nad akcją "Orzeł może". Dlatego jeśli tylko ktoś chce zorganizować festyn, urodziny, wesele czy inną imprezę plenerową z udziałem wojska, powinien zadzwonić do gen. Kozieja. Na stronie BBN-u jest nawet numer do jego sekretariatu.
Źródło: prawo.vagla.pl
