O Danucie Wałęsie: Nadęta własną ważnością dama. O Lechu Kaczyńskim: Nieskazitelny, wybitny, zawsze niedoceniany polityk. To wnioski, jakie wysnuł w swoich dwóch ostatnich dziełach dr Sławomir Cenckiewicz. Sam kiedyś o sobie powiedział, że jest jak Katon: uczciwie wyrokuje, kto ten dobry, a kto zły. Niektórzy wolą jednak inny opis. – To nędzna, zatrudniona przez Kaczyńskiego hiena, z kompleksem rodziny Wałęsów – twierdzi dawny opozycjonista Jerzy Borowczak.
O tym, że głównym zajęciem Sławomira Cenckiewicza jest odbrązawianie postaci Lecha Wałęsy, przekonujemy się regularnie od kilku lat. Ostatnio historyk postanowił uderzyć w byłego prezydenta biorąc pod lupę jego żonę. Na łamach "Do Rzeczy" orzekł, że prawdziwy obraz Danuty Wałęsy różni się od tego, co widzimy publicznie. Tak naprawdę to kobieta "nadęta własną ważnością" i bez kultury osobistej, a poza tym pochodzi z rodziny z kryminalną przeszłością, co też musiało zrobić swoje.
Zupełnie inne wnioski znalazły się w jednej z jego ostatnich prac, czyli biografii politycznej Lecha Kaczyńskiego. Z tekstem o Wałęsowej łączy ją tylko założenie, że wizerunek postaci został bezczelnie zmanipulowany przez mainstream. Jak pisze w "Gazecie Wyborczej" Wojciech Czuchnowski, z książki dowiemy się na przykład, że Lech Kaczyński zdradzał swoją wielkość już w liceum, a po maturze razem z bratem "w świecie pasywnych i oportunistycznych postaw ówczesnej młodzieży szukał przede wszystkim czynu". Całość sprowadza się do tego, że "Kaczyński wybitnym politykiem był", a nawet jeśli, tak jak przy Okrągłym Stole, czasami nie grał pierwszych skrzypiec, to tylko dlatego, że go oszukali i wykiwali.
"[W książce] jest on jedynie pomnikowy i pozbawiony wieloznaczności. W znacznej części książki opowieści są przykrojone pod tendencyjne tezy z nachalnej wizji świata ubeckich teczek, spiskowych teorii i prawicowych resentymentów. Szkoda, bo (…) Lech Kaczyński zasługuje na uczciwą biografię" – ocenia Czuchnowski. I dodaje, że biografia zmarłego prezydenta będzie z pewnością bardzo ważną częścią nowego mitu założycielskiego PiS.
Pasja lustratora
Jak to się stało, że Cenckiewicz, 42-latek z Gdańska, urósł do roli czołowego historyka prawicy i wojownika PiS na froncie walki o dobre imię Lecha Kaczyńskiego? "Stało się to z przypadku" – tak sam odpowiadał kilka lat temu na pytanie o historię kariery w programie "Pod prąd" TV Puls:
Prof. Andrzej Paczkowski, historyk od początku związany z IPN-em, przyznaje, że twórczość Cenckiewicza nie zawsze wyglądała tak, jak wygląda dzisiaj. – Jego pierwsze książki były bardzo rzetelne i spokojne. On ma doskonale opanowany warsztat i kiedyś naprawdę można było go cenić – mówi naTemat.
Szybko okazało się jednak, że młody pracownik IPN-u pogrąża się w misji, której celem nie jest obiektywne badanie przyszłości, ale znalezienie dowodów na z góry ustaloną tezę. – Później nabrałem przekonania, że za bardzo kieruje się swoimi poglądami. Jak mu coś nie odpowiada, to to pomija. Powinien trzymać przekonania polityczne w ryzach, a one go niestety zdominowały. To wbrew wszystkim zasadom – dodaje Paczkowski.
Piętno esbeka
Najlepszym dowodem na potwierdzenie tych słów są "ślepe strzały" esbeckimi aktami. W pierwszych latach pracy w Instytucie, Cenckiewicz poinformował na przykład, że SB założyła podziemną organizację z Trójmiasta (Niezależna Grupa Polityczna).
"Poprosiłem, by przyjechał do Warszawy i razem przeanalizowaliśmy materiały, na których się opierał. Przyznał się do błędu. Napisał, że NGP była założona przez SB, a powinien był napisać, że "mogła być". To zasadnicza różnica. Uznałem jednak wtedy, że pomylił się w dobrej wierze, i załagodziłem sprawę. Dzisiaj widzę, że nadinterpretacja materiałów SB nie jest w jego przypadku rzadkością" – wspominał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Paweł Machcewicz, ówczesny szef biura edukacji publicznej IPN.
Były też ciosy w konkretne osoby. Dawny opozycjonista Aleksander Hall został przez niego obarczony odpowiedzialnością za uwięzienie współpracującego z "Solidarnością" majora SB. Z kolei ze Zbigniewa Bujaka Cenckiewicz zrobił marionetkę komunistycznych służb. "Na szczęście mi nie wchodzi w drogę i się jakoś nie pokazuje. I słusznie, bo nie wiem, jak bym zareagował, pewnie bym go zdzielił przez głowę, przy całym moim pokojowym nastawieniu" – mówił potem Bujak w rozmowie z Moniką Olejnik.
– Cenckiewicz całą książkę "Oczami bezpieki", gdzie znalazły się oskarżenia pod adresem Bujaka, napisał po lekturze teczek. Dla niego nie ma innych źródeł, to jest historyk jednej metody – podkreśla w rozmowie z naTemat Jerzy Borowczak, dziś poseł PO, kiedyś lider stoczniowej "S".
O wydanych w 2004 roku "Oczach bezpieki" sam zainteresowany miał do powiedzenia tyle: "Napisałem. Może nieudolnie, zbyt delikatnie i niejasno, ale zrobiłem to wówczas, jak umiałem najlepiej".
Pod rękę z Macierewiczem
To właśnie te pierwsze epizody w roli lustratora dały Cenckiewiczowi przepustkę do aliansu z politykami PiS. Kiedy zaczynał pracę nad "Bolkiem" Wałęsą poznał Annę Walentynowicz, Krzysztofa Wyszkowskiego oraz Andrzeja i Joannę Gwiazdów. Wyszkowski skontaktował go zaś z Antonim Macierewiczem, naczelnym lustratorem pierwszych lat III RP. Minęły trzy lata, a historyk już był szefem komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych i bliskim doradcą Macierewicza.
– Niestety, widać bardzo wyraźnie, że ten sojusz z PiS-em trwa do dziś. Przeczytałem książkę o Lechu Kaczyńskim i tutaj widać wyraźnie, ze tak jakby Cenckiewicz pisał na zlecenie Kaczyńskich – komentuje Borowczak.
Jak twierdzi, świadczy o tym również zmasowany atak na Lecha Wałęsę, bo historyk usilnie lansuje tezę, że po jednej stronie są prawdziwi patrioci, czyli obóz Kaczyńskich, a po drugiej zdrajcy, którym przewodzi "Bolek". – W tym pisaniu pod tezę on pomija nawet bardzo ewidentne fakty. Na przykład w książce o Wałęsie uśmiercił oficera, który żyje do dzisiaj – dodaje.
Cenckiewicz, pytany w programie "Pod prąd", czy jego praca dostarcza którejś ze stron amunicji politycznej, stwierdził: "Wiem, ale ja nie jestem w tym oryginalny".
Przyszedłem do IPN sześć lat temu (w 2001 roku - red.) i zajmowałem się bezpiecznymi tematami: historią emigracji polskiej po 45 roku, amerykańską Polonią. To nie ja otwierałem te drzwi, dopiero potem spadły na mnie obowiązki opisania rzeczy wrażliwych, okresu lat 70 i 80.