Mieszkają obok ludzi, którzy 19 lat temu mordowali ich rodziny. Modlą się w kościołach, których podłogi ociekały krwią. I choć twierdzą, że ludobójstwo w Rwandzie "zjednoczyło" naród rwandyjski, to miejsce nigdy nie zapomni masakry sprzed lat. – Na każdym kroku wystawiają na widok publiczny czaszki i kości ofiar, aby były namacalne ślady, że to naprawdę się wydarzyło – mówi Edyta Bąk, która wróciła właśnie z Rwandy.
Cieszysz się, że tam byłaś? Co czujesz po powrocie z Rwandy?
Edyta Bąk: Dopóki tam nie pojechałam nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo chciałam to zrobić. Jest to niezwykle inspirujący kraj. Można dowiedzieć się tam bardzo wiele o sobie samym, można zmienić swój punkt widzenia.
Na co inaczej patrzysz?
Na świat. Po powrocie z takiego miejsca odkrywasz jaki jesteś bogaty, jak wiele masz rzeczy i jak niewiele masz prawdziwych problemów. Kiedy zobaczysz jak żyją ci ludzie to dociera do Ciebie, że bardzo histeryzujesz i wyolbrzymiasz drobiazgi. To jak bardzo może cieszyć woda w kranie zrozumiesz dopiero po pobycie w miejscach, gdzie nawet kranów nie ma, nie mówiąc o wodzie nadającej się do picia.
Europejczykom trudno jest to sobie wyobrazić. Co najbardziej Tobą wstrząsnęło podczas wyjazdu?
Skrajna bieda, która u nich jest codziennością. Tak żyją całe wnioski i nikt nie widzi w tym niczego szczególnego. Od zawsze mają dom z gliny, od zawsze nie mają prądu i toalety. Symbolem statusu jest zwierzę – bogacz ma krowę, klasa średnia - kozy. Dziecko bardzo szybko musi stanąć na nogi i stać się użyteczne, aby mogło zostać w domu. U nas dzieci jeżdżą w wózkach, a tam przemierzają długie kilometry, aby w ciężkim kanistrze przynieść wodę pitną ze źródła.
Jak się tam znalazłaś?
Do Rwandy trafiłam dzięki projektowi czeskiej organizacji People in Need i wsparciu Polskiej Akcji Humanitarnej. Był to wyjazd dla dziennikarzy z krajów Grupy Wyszehradzkiej. Chodziło o to, aby pokazać nam projekty rozwojowe w Afryce. Kontynent ten przez lata był miejscem, które otrzymywało bezwarunkową pomoc. Teraz przyszedł czas, by jego mieszkańcy wzięli odpowiedzialność za swoje życie i zaczęli budować swój kraj na własny rachunek.
Nie chcą tego robić? Brakuj im odpowiedzialności?
Trudno powiedzieć czy nie chcą. Oni są nauczeni, że zawsze przyszedł muzungu (tak nazywają białych ludzi) i pokazał palcem co trzeba zrobić albo wszystko im dawał. Wystarczyło wyciągnąć rękę. Od kilku lat organizacje humanitarne stawiają na projekty dzięki którym Ci ludzie będą mogli sami na siebie zarabiać i sami zaczną kształtować swoją rzeczywistość. Uczą się np. jak uprawiać ryż albo budować toalety.
Polacy mają wiedzę o Rwandzie chyba głównie z filmu "Hotel Rwanda". Widziałaś go?
Oczywiście. Program mojej wizyty też zahaczał o miejsca pamięci związane z ludobójstwem. Udało mi się skontaktować z kobietą, która przeżyła ludobójstwo ukrywając się właśnie w tzw. "Hotelu Rwanda", czyli tak naprawdę hotelu Des Mille Collines. Jej wspomnienia są zupełnie inne niż filmowa wersja.
To znaczy?
Kobieta, z którą rozmawiałam twierdzi, że aby przeżyć musiała wynajmować pokój i płacić za jedzenie. Tak długo, jak było ją na to stać, mogła tam przebywać. Opowiadała, że wiele osób, którym skończyły się pieniądze, umarło tam z głodu. Ludzie podobno pili wodę z basenu, a że było ich wielu, to któregoś dnia nawet woda w basenie się skończyła.
Czy 19 lat bo ludobójstwie w Rwandzie, są tam nadal ślady masakry?
Na każdym kroku. Właściwie w każdej miejscowości wydarzyła się jakaś tragedia. Są tam miejsca pamięci, gdzie wystawiono na widok publiczny czaszki i kości ofiar - namacalne ślady tego, co się wydarzyło. Pojawiają się bowiem głosy, że może to jednak wcale się nie stało, że może to nie było aż tak okrutne. Na przykład w Murambi - miało tam być nowoczesne technikum do którego mieli przyjeżdżać uczniowie z całej Rwandy. Otwarcie szkoły planowano na jesień, ale w kwietniu zaczęło się ludobójstwo. Tutsi szukali schronienia w budynkach tej szkoły. Zbierano ich tam przez parę dni, a później wszyscy zostali zamordowani. Zakopano ich nieopodal, a ciała które były w wierzchniej warstwie, samoistnie uległy zmumifikowaniu. Dziś w budynkach tej szkoły, która nigdy nie zdążyła stać się szkołą, można zobaczyć mumie w pustych pomieszczeniach. One tam nadal są.
I wszystko to widziałaś? Wytrzymałaś?
Widok jest porażający, podobnie jak zapach. To szokujące miejsce.
Dlaczego chciałaś to zobaczyć?
Przygotowuję materiał o ludobójstwie, a to jest jeden z elementów tej historii. Uczucia zostają obok kamery, ja jestem za kamerą i staram się pokazać wszystko to, co można zobaczyć.
Czyli ta historia nadal żyje w społeczności rwandyjskiej?
To bardzo skomplikowane. Na co dzień o ludobójstwie raczej nie powinno się rozmawiać i jest to temat tabu. Według oficjalnej polityki nie ma Hutu, nie ma Tutsi, jest tylko jeden naród rwandyjski. Jeśli zaczniesz ich o to pytać, to każdy mówi że ta tragedia zbliżyła ich do siebie, pojednali się i budują wszystko od początku. Winę za ludobójstwo ponosi "źle prowadzona polityka rządowa, która przez lata koncentrowała się na nagonce na Tutsich" itd. Udają, że to jest już przeszłość.
Ale nie jest.
Jak zaczynasz rozmawiać z ludźmi, których rodziny tam zginęły lub którym udało się jakoś ocalić życie, to dla nich ludobójstwo nie jest przeszłością. Wciąż dokładnie to pamiętają. Sytuacja jest tym trudniejsza, że wielu morderców nie poniosło kary. Dostali najwyżej krótkie wyroki, po czym wrócili do miejscowości, gdzie sąsiad zabijał sąsiada. Słyszałam historie że jeśli kobieta była Hutu, a mąż był Tutsi, to ona potrafiła zabić własne dzieci. Tak silna była propaganda. Ja nie jestem w stanie tego zrozumieć.
I po tym wszystkim oni żyją obok siebie?
Tak, spotykają się na targu, na ulicy, mówią sobie dzień dobry.
Jak to jest możliwe?
W każdym większym miasteczku widziałam co 500-700 metrów policjanta, który stoi z kałasznikowem i pilnuje porządku.
Po co stoją? Aby zademonstrować: nie próbujcie tego więcej?
Nie wiem, może? Z drugiej strony, co Ci ludzie mają zrobić? Mają się wyrzynać w nieskończoność? Tak się nie da. Próbowali to przegadać podczas "sądów na trawie", czyli sądów Gacaca i próbują żyć obok siebie. Słyszałam wiele historii, że gdy wracał któryś z morderców do wioski, rodzina jego ofiar, która nie chciała mieszkać w jego pobliżu wyprowadzała się do innej wioski. Cudze nieszczęście łatwiej znieść niż nasze.
W Polsce mówi się ostatnio o roli Kościoła podczas ludobójstwa. Jaką rolę dziś tam odgrywa?
Większość kraju to katolicy, jest też sporo muzułmańskich meczetów. Można spotkać też wszelkiego rodzaju sekty, Afryka to bardzo podatny grunt dla ich działaności. Oni chodzą w niedzielę do tych samych kościołów w których 19 lat temu mordowali swoich sąsiadów. Odwiedziłam np. świątynie w Kibuye, znajdującą się nad brzegiem jeziora Kivu.
Co to za Kościół?
Taki kościół znów jest niemal w każdej miejscowości. Jest to wyjątkowo malownicze miejsce. Pierwsze wrażenie jest takie, że to po prostu wymarzony kurort turystyczny. Nad jeziorem są wzgórza, na których rosną piękne bananowce, jest czerwona ziemia i wygląda to niewiarygodne. W tym kościele są też urokliwe witraże, które rzucają na podłogę piękne, kolorowe światło. Wydaje się, że jest tam bardzo fajny klimat. Przed kościołem znajduje się niewielka przybudówka. Przez okna można zobaczyć półki, a na nich równo poukładane czaszki ofiar i ich kości. Jest napis upamiętniający tę tragedię.
Wiesz, co tam się dokładnie stało?
Udało mi się porozmawiać z miejscowym proboszczem, który objął parafię już po ludobójstwie. Od niego też słyszałam wersję oficjalną, że mieszkańcy się pojednali, że żałują i wszyscy są przyjaciółmi itd. Jednak żaden z miejscowych nie chciał ze mną na ten temat rozmawiać. Jeden z nich wspomniał tylko, że ten kościół stał zamknięty przez 6 lat po masakrze. A gdy próbowali go wyremontować podłoga była tak zniszczona krwią ofiar, że musieli zrobić kolejną wylewkę, aby dało się z niego nadal korzystać.
Ta tragedia jest zatem w każdym zakątku tego kraju. W ludziach, w murach...
Mam wrażenie, że Rwandę postrzegamy jednowymiarowo. Jest to zbyt różnorodny kraj, aby sprowadzać go jedynie do tragedii sprzed 20 lat. Oni na przykład uprawiają doskonałą kawę, która ma wszystkie certyfikaty fair trade, co nie jest tak oczywiste w tamtych rejonach świata.Na plantacjach zatrudnia się też bardzo wiele kobiet, aby mogły się same utrzymać. Bardzo duży odsetek rwandyjskich kobiet zasiada również we władzach publicznych. Rwanda to też jeden z trzech krajów na świecie gdzie można zobaczyć goryle górskie. Można pojechać na kapitalne safari, które nie ustępuje w niczym warunkom w Kenii. Pomimo to, jak słyszysz Rwanda, to widzisz tylko trupy z 1994.
Mówiąc szczerze, ja też tak mam. Ale świat nie powinien zapomnieć o swojej współodpowiedzialności za to ludobójstwo.
Jasne, ale idąc dalej tym tokiem myślenia nie zrobimy kroku do przodu. W podobnej sytuacji są mieszkańcy Oświęcimia. Co roku organizują Live Festiwal, aby udowodnić wszystkim że to jest zwykłe miasto i tam w cieniu obozu też toczy się życie.
Rwanda jest stabilnym krajem?
Na tle swoich sąsiadów na pewno. W 1994 roku to Rwandyjczycy szukali schronienia poza granicami kraju, a dziś Rwanda jest schronieniem dla uchodźców z Demokratycznej Republiki Konga. Tam nadal trwają walki. Udało mi się dotrzeć do jednego z takich obozów. Rodzina, z którą rozmawiałam żyje tam w stanie zawieszenia już ponad 8 lat. Ale cały czas mają nadzieję, że mimo wszystko kiedyś będą mogli wrócić do domu.
Co mówili?
Choćby to, że gdy zaczęły się walki i stwierdzili, że dla własnego bezpieczeństwa nie mogą zostać w swoich domach, uciekała cała rodzina, ale ojciec, zostawał do końca ze zwierzętami. Dopiero gdy zmarło ostatnie z nich, podążał za swoimi bliskimi. Paweł Huk, który prowadzi sierociniec w Afryce powiedział Ci, że tam koza jest więcej warta niż człowiek. To prawda, dzieci w Afryce rodzą się cztery w trzy lata. A od jednej kozy, bardzo często zależy byt całej rodziny. Dlatego oni niezwykle szanują zwierzęta, choć nie wszystkie. Przez cały pobyt w Rwandzie widziałam tylko dwa psy. Psy po ludobójstwie często szarpały ludzkie zwłoki, dlatego wszystkie zabito. A i jeden ze spotkanych przeze mnie psów jeszcze tego samego dnia został zatłuczony przez okolicznych mieszkańców. Zwierzę, tak jak dziecko, musi być użyteczne, aby miało rację bytu..
Chciałabyś wrócić do Rwandy?
Tak, żeby móc lepiej ich poznać. Wciąż mam bardzo wiele pytań, na które nie znalazłam na razie odpowiedzi.