Modę na Powstanie Warszawskie najpierw wykreowały pokątnie przekazywane relacje, potem odpowiedzieli na nią nawet zwalczający mit AK komuniści. Oni wmówili warszawiakom, że z karabinami w ręku biegały nawet przedszkolaki. Lech Kaczyński tę legendę oprawił w multimedialną formę i dziś mamy prawdziwy warszawski hit. Tylko czy naprawdę Warszawa co roku musi męczyć nim całą Polskę?
Powstańczy festiwal trwa w najlepsze. Jak co roku na kilka dni przez rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego rozpoczyna się tradycyjny już taniec na mogiłach poległych powstańców. A właściwie jednej wielkiej mogile, którą po spacyfikowaniu tego zrywu stała się przecież Warszawa. Dziś tańczą tam prawie wszyscy. Jedni radośnie wymachując szabelką i wspominając bohaterstwo nieświadomych swej roli żołnierzy. Drudzy z wyższością i namaszczeniem powtarzają mądre słowa o tym do jak wielkiej klęski godzina "W" była jedynie preludium. Najtrudniej mają hipsterzy, bo nie wiedzą, czy bardziej hipsterskie jest wcielanie się w postacie z roku 1944, czy jednak bycie w kontrze do oficjalnej wersji wydarzeń.
Moda na Powstanie Warszawskie była w stolicy od zawsze. Najpierw nazywano ją powstańczym etosem i przekazywano gdzieś pokątnie. Okazała się tak silna, że na oddanie hołdu powstańcom w końcu przystali nawet komuniści. Stawiając Pomnik Małego Powstańca upiekli wtedy dwie pieczenie na jednym ogniu. Odpowiedzieli na głód powstańczej mody, ale i ostatecznie przejęli narrację na temat tamtych wydarzeń przekonując większość Polaków, że Armia Krajowa wsadzała granaty w ręce przedszkolaków.
Potem przyszedł w stolicy czas Lecha Kaczyńskiego i jego ekipy, która pamięć Powstania Warszawskiego postanowiła poddać kolejnej reinterpretacji. Do swojej opowieści wciągnęli zarówno wspomniany etos, jak i kłamliwy obraz małego powstańca. Oprawiając to wszystko w multimedialną otoczkę jednego z pierwszych ultranowoczesnych muzeów sprawili, że mało który warszawiak pamięta dziś, że Powstanie Warszawskie to co najmniej 200 tys. zamordowanych Polaków i zaledwie kilkanaście tysięcy poległych nazistów. Nieprawda? Przecież według 40 proc. uczniów powstanie warszawskie było wygrane.
W tym roku szczytem powstańczej mody zaczyna być natomiast spieranie się o formy obchodów rocznicy. Dla jednych są za mało martyrologiczne, inni oburzają się na ich zbyt popkulturowy charakter. Jedni zachwycając się kolejnym filmem z powstańcem jako głównym bohaterem, drudzy żądają by rząd powstańców uczcił z jeszcze większą pompą. Więcej wojska, kwiatów, pośmiertnych orderów, hołdów. Nie tylko szeregowym powstańcom, ale i ich dowódcom, którzy uzbrojonych w kamienie żołnierzy wysłali przeciw niemieckim czołgom.
I jeśli naprawdę kolejne lata chcecie, Drodzy Warszawiacy, spędzić na tym coraz bardziej kuriozalnym tańcu na mogiłach waszych ojców i dziadków, proszę bardzo. Przestańcie jednak wreszcie co roku latem zadręczać tym całą Polskę.
Tu w Gdańsku, Katowicach, Lublinie, Krakowie i setkach innych polskich miast na Powstanie Warszawskie nikt nie patrzy tak, jak Wy. I niespecjalnie przez dwa tygodnie na przełomie wakacji mamy ochotę patrzeć jak w każdym serwisie informacyjnym i na pierwszych stornach gazet do najważniejszych informacji należy to, kto z kim o powstanie się pokłócił, czy kto wymyślił kolejny fantastyczny sposób jego upamiętnienia.
Powstanie Warszawskie to dziś wasza intymna sprawa, której przeżywaniem nie musicie całej Polski zanudzać. I sprawiać, że dzieci na lekcjach historii z pełnym przekonaniem odpowiadają, że to nie była wojenna tragedia, a wielkie polskie zwycięstwo.
Czczenie rzezi, czyli o pamięci Powstania Warszawskiego
Pamięć o Powstaniu Warszawskim stała się niestety polem politycznej i ideologicznej walki mającej na celu stworzenie "właściwej" interpretacji historii. Muzeum Powstania Warszawskiego wiedzie prym w budowaniu narracji opartej na infantylnych kliszach i uproszczeniach CZYTAJ WIĘCEJ