
Pracownicy znaleźli sposób na ochronę przed zwolnieniami w swoich firmach. Na potęgę powołują tzw. społecznych inspektorów pracy, którzy mają pilnować przestrzegania zasad BHP. A tak naprawdę nie robią w tej sprawie niemal nic. Za to mają pewność, że przez kilka lat nikt nie wyrzuci ich z firmy, bo zabraniają tego przepisy. Dlatego ich liczba rośnie – kiedyś w Orange stanowili 1 proc. załogi, dzisiaj 4,5 proc.
Nic więc dziwnego, że społeczników wciąż przybywa, szczególnie gdy w firmach szykują się zwolnienia. Te zaś ponoszą niemałe koszty związane z działalnością inspekcji. Wśród nich może znaleźć się dodatkowe wynagrodzenie za tę pracę. Po co tylu społeczników? Związki zawodowe wykorzystują tę funkcję dla chronienia swoich ludzi. – To one przeprowadzają wybory według ustalonych przez siebie regulaminów – wskazuje Tomasz Kuydowicz ze Związku Pracodawców Polska Miedź. CZYTAJ WIĘCEJ
Wymagania nie są duże, by by być głównym inspektorem firmy trzeba przepracować w branży pięć lat, z czego dwa w obecnym miejscu zatrudnienia. Jeszcze łatwiej zostać inspektorem oddziału czy grupy pracowniczej, a przywileje są takie same (tylko kadencja trwa o połowę krócej). Ministerstwo pracy chce zmienić te zasady, ale prace stoją w miejscu z powodu braku stanowiska partnerów społecznych.
Źródło: "Rzeczpospolita"

