
I podkreśla, jak szkodliwe jest to jednak zjawisko. Sprawia bowiem, że wiele osób niezauważalnie podlega manipulacji przy najbardziej nawet oczywistych faktach. Za przykład skutku takiego myślenia dziennikarz uważa chociażby ostatnie wydarzenia z obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego. Ludzie, którzy podczas wojny nie byli w planach swych rodziców, a nawet dziadków, w czwartek wygwizdali uczestnika postania Władysława Bartoszewskiego. - Do człowieka, który przesiedział kilka ładnych lat za walkę z komuną, oni krzyczeli "precz z komuną!" - wspomina redaktor. Bo przez lata nauczyliśmy się w Polsce krzyczeć "precz z komuną" zawsze, gdy władza robi coś, co nam się nie podoba. Nikt nie krzyczał "precz z chadecją", co byłoby przecież bliższe prawdziwej tożsamości politycznej Władysława Bartoszewskiego i choć odrobinę bardziej racjonalne.
Dlaczego? Jacek Żakowski sugeruje, że wchodzenie w alternatywną rzeczywistość i zaprzeczenie trudnym do zaakceptowania faktom to także skutek niedoskonałego systemu edukacji. Ten degeneruje się i nie tylko nie pozwala na samodzielne myślenie, ale i większość Polaków od młodości wtłacza w myślenie zero-jedynkowe. Które często wygląda tak, jak stwierdził niegdyś Jarosław Kaczyński mówiąc: - Nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne... W z góry ustalone schematy myślenia wtłaczają młodych Polaków wszechobecne testy. - W których zwykle tylko jedna odpowiedź jest prawidłowa. A w życiu tak nie jest i każdy, kto je zna wie, że rzadko bywa tylko jedna właściwa odpowiedź - tłumaczy Żakowski. - Jesteśmy natomiast uczeni, że absolutnie zawsze musi być jedna właściwa odpowiedź - dodaje.
Ocenę Jacka Żakowskiego potwierdza psycholog społeczny Andrzej Tucholski. - Słowa redaktora to dobre odwołanie do bardzo mocno ugruntowanych badań na tzw. dyferencjale semantycznym Osgooda. Które opisują zjawisko polegające na tym, że jeśli w tej samej sprawie spotykamy się z absolutnie przeciwstawnymi osądami, po pewnym czasie tracimy osobisty osąd tego, która z tych opinii jest prawdziwa. Przylegamy natomiast do jednej z nich i ignorujemy wszelkie inne możliwości. Wszelkie nie pasujące do przyjętej opinii źródła informacji, oceny, a ostatecznie nawet fakty - wyjaśnia ekspert.