Zacietrzewiona mina, broń w ręku i... świetna zabawa. Tak dzieci bawiły się na jednej z licznych rekonstrukcji wydarzeń z okresu Powstania Warszawskiego. Czy broń w ręku dziecka to najlepszy sposób na uczenie historii? Nawet organizatorzy przyznają, że zafascynowane wojną maluchy niewiele o masakrze stolicy się dowiedziały. A psycholodzy ostrzegają, że taka zabawa w wojnę może przynieść tylko więcej kłopotów niż pożytku.
69 lat temu rozpoczęła się Rzeź Woli. W zaledwie dwa dni naziści zabili kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Woli. Nie tylko walczących mężczyzn, ale głównie cywilów. W dużej mierze kobiety i dzieci. Armia Krajowa nie miała najmniejszych szans, by ich osłonić, a była to dopiero pierwsza zemsta Adolfa Hitlera za godzinę "W". Dziś mało kto jednak o tym wspomina, bo wspomnienie rzezi niezbyt pasuje do coraz bardziej kolorowego obrazu powstania. W obchodach którego coraz więcej zabawy, a mniej prawdy historycznej i pamięci ofiar.
Tak "uczą" historii już nie tylko w stolicy, której popkulturowy fenomen mody na rekonstrukcje opisywał ostatni "Duży Format" w tekście "Robię piro i jest reko". Wielką inscenizację pierwszych dni Powstania Warszawskiego postanowiono zrobić także w Toruniu. Uliczki grodu Kopernika w wyobraźni uczestników Miejskiej Gry Wojennej zamieniły się w okupowaną Warszawę. Toruńska młodzież grała więc w akcje dywersyjne, kurierkę, no i oczywiście walkę. Karabiny organizatorzy z Muzeum Historyczno-Wojskowego w Toruniu najchętniej wręczali głodnym sensacji kilkulatkom. Z relacji lokalnych mediów wynika, że repliki broni i pistolety paintballowe były dla dzieciaków prawdziwym hitem.
Mały powstaniec wiecznie żywy
- Powstańcy uczą się posługiwać bronią. Jest to podstawowe szkolenie strzeleckie. Cały pic polega na tym, żeby trafić. Strzelają pojedynczo, potem zespołowo. Potem chowają się za przeszkodą i strzelają do tego samego celu - zachęcał w piątek jeden z organizatorów toruńskiej rekonstrukcji Powstania Warszawskiego. "Kiedy oglądam ten film (warto do końca) i widzę dzieci z replikami broni albo strzelające z akcesoriów paintball, to ręce mi opadają. Ktoś z tego muzeum powinien się wytłumaczyć" - zwrócił naszą uwagę zszokowany tymi scenami czytelnik naTemat.
Dzieci z bronią w ręku bawią się w Powstanie Warszawskie
Najbardziej zastanawiający fragment od 2:22
- Przecież to nie była broń, a atrapa broni - odpowiada dziś Grzegorz Mazurkiewicz z Muzeum Historyczno-Wojskowego w Toruniu, które zorganizowało całą tę zabawę w wojnę. - Chodziło o odwzorowanie jakichś realiów. Mamy cały album takich zdjęć, gdzie naprawdę kilkuletnie dzieci miały w powstaniu broń - dodaje. Choć jednocześnie przyznaje, że były to sytuacje wyjątkowe, a prawdziwi AK-owcy śmiercionośne narzędzia z rąk małych dzieci szybko odbierali.
Dlaczego więc utrwalać wytworzony przez PRL-owski aparat propagandy mit małego powstańca, któremu generałowie dali do ręki karabin i zamienili w mięso armatnie? - Nic nie działa na wyobraźnię młodych ludzi tak, jak to, że można czegoś dotknąć. W każdym muzeum gdzie można bawić się eksponatami dzieciaków nie można stamtąd wyciągnąć. A gdzie jest wszystko za gablotką, tam są po prostu nudy - przekonuje Mazurkiewicz. I ubolewa, że na ulicach Torunia nie dało się odwzorować wszystkich realiów powstania, czyli... nalotów i ostrzałów artyleryjskich.
The Weapons Effect
Do organizatorów wojennej zabawy niespecjalnie przemawiają także argumenty wielu psychologów którzy twierdzą, że kontakt z bronią - choćby jej repliką - powoduje wzrost agresji. Już w latach 60-tych udowodnili to amerykańscy badacze Leonard Berkowitz i Anthony LePage, którzy pierwsi opisali "efekt broni". Udowodnili, że agresja wzmaga się w danej grupie już w samej obecności pistoletu w pobliżu.
Niedługo później Charles Tuner i Lynn Simons rozwinęli te badania o ustalenie, iż posiadanie broni uczy nagradzania przemocy. Wszystko to oddziałuje na nas wszystkich niezależnie od wieku. Jednak na nagradzanie przemocy szczególnie podatne są właśnie dzieci. Głównie przez popkulturę, w której bohater pozytywny zwykle ratuje świat z użyciem broni. Gdy zatem dajemy dziecku zabawkowy pistolet, w jego podświadomości natychmiast go takim bohaterem czynimy. I dajemy błogosławieństwo na stosowanie przemocy.
Podczas powstańczych rekonstrukcji dzieci czują się z bronią jeszcze lepiej. Stają się bowiem bohaterami narodowymi, których nad Wisłą tak czcimy. W toruńskim muzeum nie mają jednak sobie nic do zarzucenia. Grzegorz Mazurkiewicz przekonuje, że ucząc dzieci korzystania z broni nie robi się społeczeństwu większej krzywdy niż czynią to krwawe gry komputerowe wciąż tak popularne wśród młodych ludzi.
Dajesz dziecku broń, więc uczysz, że jest dobra
- W psychologii istnieją wciąż dwa stanowiska. Jedni przekonują, że także w klasycznych bajkach dla dzieci występuje podział na dobro i zło. I twierdzą, iż nawet opowieść o Czerwonym Kapturku ktoś mógłby uznać za pełną przemocy, bo przecież wilk zjada w niej babcię głównej bohaterki. Inni tłumaczą jednak, że dzieciom należy przedstawiać raczej schematy zero-jedynkowe. Czarno-białe, bo i takie jest właśnie myślenie kilkuletniego dziecka. Są liczne badania, które wskazują, że udział dzieci w zabawach opartych na agresji powoduje wzmożone zachowania agresywne także poza zabawą - wyjaśnia w rozmowie z naTemat psycholog dziecięca Justyna Kowal.
Specjalistka dodaje, że osobiście skłania się raczej ku temu drugiemu stanowisku. - Sama nawet nie kupuję swemu dziecku zabawek będących replikami broni, ani też innych gadżetów militarnych - zdradza. Psycholog podkreśla jednak, że ostatecznie zawsze wiele zależy od tego w jakim kontekście przekazuje się dzieciom wiedzę angażując je w wojenne rekonstrukcje. - Ważne jest to, jaka informacja za tym wszystkim idzie i co dziecko już wie na temat wydarzeń w inscenizacji których uczestniczy - podkreśla Kowal.
Czego Jaś się nie nauczył...
W przypadku rekonstrukcji Powstania Warszawskiego każdy ich uczestnik, a już szczególnie najmłodsi, powinni więc przede wszystkim wiedzieć, że było ono zapoczątkowane kontrowersyjną decyzją dowódców, zakończyło się doszczętnym zniszczeniem stolicy i masakrą kilkuset tysięcy cywilów. Czy dając broń w ręce kilkulatków tego wszystkiego udało się ich nauczyć? - To trudne zadanie... - przyznaje nieco zmieszany Grzegorz Mazurkiewicz. - To już trzeba byłoby z dziećmi porozmawiać, a nie ze mną - dodaje.
Gdy jednak przypominam mu, że to jego Muzeum Historyczno-Wojskowe w Toruniu namówiło dzieci, by bawić się z bronią w Powstanie Warszawskie, a więc i na tej placówce spoczywa odpowiedzialność za to czego się w ten sposób nauczyły, Mazurkiewicz zdaje się przyznawać, że do atmosfery dobrej zabawy w wojnę prawda historyczna niezbyt pasowała. - No wiadomo, że w pewnym wieku ta percepcja jest inna. My generalnie staraliśmy się tylko przybliżyć im historię. Pewnie nie do wszystkich to trafiło. Tak czy siak, pewnie coś wynieśli z tego. My staramy się tylko wzbudzać ich ciekawość - stwierdza. Pytanie tylko... ciekawość czego?