Stylizacja na "wojowniczkę Kim Dzong Una"
Stylizacja na "wojowniczkę Kim Dzong Una" Fot. Michał Wąsowski / czasopismo "Glamour"

Patrzę, patrzę i nadziwić się nie mogę. "Wojowniczka Kim Dzong Una" – to jedna ze stylizacji w znanym modowym piśmie. Co ma samo ubranie z koreańskim dyktatorem, nie mam pojęcia. Ale takie propozycje dla Czytelniczek uważam za skrajnie nieodpowiedzialne, bo równie dobrze można by tam wstawić Pinocheta albo innego krwawego dyktatora.

REKLAMA
"Wojowniczka Kim Dzong Una – wybiera długie swetry i marynarki o kroju kimona lub spódnice o formie kota. Tak nakazuje stara koreańska szkoła" – czytam w jednym z magazynów modowych. Jak to bywa w prasie tego typu, podpis jest tylko dodatkiem do wielkiego zdjęcia. To jedna ze stylizacji, które pismo proponuje swoim Czytelniczkom.
Nadziwić się nie mogę, że ktoś to puścił do druku. Teraz czekam na "adiutantkę Hitlera" i na przykład "kucharkę Stalina". Wiem, że Kim Dzong Un nie wyrządza aż tak dużo zła, jak oni, ale trudno uznać dyktatora nieprzewidywalnego i rozsypującego się państwa za postać pozytywną.
Kim Dzong Un nie jest fajny
Szczególnie po tym, jak Kim wielokrotnie groził innym krajom bronią atomową oraz nie zrobił nic, by zażegnać wielki głód. O nadchodzącej katastrofie żywnościowej wiadomo było już kiedy Kim Dzong Un przejmował władzę, ale najwyraźniej bomby atomowe były ważniejsze – w związku z czym Korea błagała ostatnio o pomoc, kiedy to śmierć głodowa zaczęła grozić milionom obywateli.
Tymczasem w Polsce serwuje się nam stylizacje na "wojowniczkę Kim Dzong Una". Ktoś mógłby powiedzieć: to tylko nieodpowiedni podpis, jedno zdjęcie. Owszem, to tylko jedno zdjęcie i tylko jeden podpis, ale z łatwością wyobrażam sobie, jak młodzież "łyka" taką narrację i zaczyna uważać koreańskiego dyktatora za coś w rodzaju pop-maskotki, z której można się pośmiać, a może nawet popodziwiać. Bo nie da się ukryć, że zarówno zdjęcie, jak i podpis, raczej do żartobliwych nie należą. Więc dziewczęta, śmiało, ubierajcie się jak "wojowniczki Kim Dzong Una".
Skąd ktoś wziął pomysł na taki podpis i czemu ktoś go potem puścił w procesie wydawania pisma – nie wiem. Nie będę dociekał. Autorzy widocznie nie zdawali sobie sprawy, że w jakiś sposób ocieplają wizerunek nieprzewidywalnego dyktatora, który zapewne wsadziłby ich do katorżniczego obozu pracy bez mrugnięcia okiem. Tak jak kobietę komika, która zażartowała z wielkiego Kima i trafiła do kopalni na pół roku.
Zły czy dobry, nieważne
Ta jednostkowa sytuacja z polskiej prasy pokazuje problem nieco większy: że wielu po prostu złych czy szkodliwych ludzi staje się w masowej świadomości żartem lub zaciera się wiedza o ich występkach, zbrodniach i tak dalej. Nie mam nic przeciwko temu, żeby żartować z Kim Dzong Una, ale niech temu towarzyszy świadomość, że śmiejemy się z człowieka, który – gdyby mógł – zapewne pogrążyłby Koreę Południową w ogniu.
Takie "upopowienie" niektórych ludzi grozi tym, że nasza wrażliwość spadnie do zera. Zabija? Kradnie? Morduje? Nieważne, ważne, że jest znany na całym świecie – to możemy polecić stylizację inspirowaną tą osobą. Oburza mnie to, bo jestem pewien, że zdjęcie można by podpisać na sto innych sposobów. Miało pewnie być na topie, trochę kontrowersyjnie, wyszło po prostu głupio. Gdy pokazuję znajomym, w redakcji i spoza niej, stronę w owym piśmie, wszyscy wysoko podnoszą brwi i pukają się w czoło.
Kim jak Che
Obawiam się, że jeśli chodzi o powszechny odbiór to jeszcze trochę i Kim Dzong Un stanie się drugim Che Guevarą. Szybko zapomnimy, że facet zsyła niewinnych ludzi na ciężkie roboty do kopalni, miliony utrzymuje w głodzie, a sam najchętniej wysłałby kilka rakiet w stronę Seulu – z jego całej postaci zostanie tylko wizerunek grubaska ze śmieszną fryzurą. Che Guevara, chociaż mordował niewinnych ludzi i jego postępowanie trudno ocenić jako moralnie dobre (nawet jeśli przyświecający mu cel był słuszny), trafił na koszulki i stał się symbolem zmiany, rewolucji. Większość jego fanów nie wiedziała, że ich upragniona zmiana została osiągnięta m.in. poprzez brutalne mordowanie zwykłych ludzi.
Sprzeciwiam się takiemu upopowieniu dyktatorów, zbrodniarzy i wszelkiego innego elementu. Można się z nich śmiać, do rozpuku, ale akurat media powinny mówić wprost: ten człowiek jest zły. To, co robi, jest złe. Tymczasem dostaję przekaz, że "wojowniczki" dyktatora się fajnie ubierają. Aż strach się bać, co będzie następne. "Niewolnica prezydenta Mugabe"?