
– Mój syn zachowuje się wzorcowo. Po dżentelmeńsku – mówi Jerzy Stuhr w najnowszym wywiadzie dla "Newsweeka". Aktor nie rozumie, dlaczego brukowce traktują jego syna jak bohatera skandalu i stawiają obok matkobójczyni. Stuhr jest zmęczony medialną rzeczywistością, która zarówno jemu, jak i jego synowi nie dają żyć w spokoju. – Właśnie sobie postanawiam, że nie będę udzielał wywiadów niezwiązanych z zawodem – mówi Jerzy Stuhr.
Zaczynam się bać, bo już wiem, że są tacy, którzy czyhają na każde moje słowo. Żeby je przekręcić. Przeinaczyć. Wyrwać z kontekstu. W ogóle się zaczynam bać. Pan Owsiak tak mnie serdecznie zapraszał na przyszły rok na Przystanek Woodstock i ja nawet mu powiedziałem, że będę miał film, więc może by mi nawet zależało. Ale po tym, jak tam pobili mojego kolegę, dziennikarza z Krakowa, boję się tam jechać.
Pomimo niechęci do wypowiadania się na tematy niezwiązane z wykonywanym przez siebie zawodem, Jerzy Stuhr uważa, że jak każdy obywatel, ma prawo do własnego, nieraz krytycznego poglądu na Polskę i Polaków. – Wychodzę z założenia, że będąc Polakiem, żyjąc w Polsce, mam prawo widzieć gorzko. Od swojego zniesiesz, tak sobie myślę, i dlatego daję sobie prawo do bardzo ostrego widzenia naszych przywar – stwierdza.
Chciałbym mieć z nimi kontakt tylko w sprawach zawodowych. Problem w tym, że one oczywiście chciałyby więcej. A najlepiej to wejść mi w życie z kopytami. I jeszcze, żeby to życie było skomplikowane. Nieszczęśliwe.
Jerzy Stuhr odniósł się również do licznych publikacji na temat życia prywatnego jego syna Macieja, który do tej pory był krytykowany za udział w filmie "Pokłosie". – Tamto to były ewidentne bzdury jakichś zapyziałych, małych ludzi, a tu jest tak, jakby mu rękę do majtek włożono. I nie wiadomo, co z tym zrobić – mówi Stuhr.

