
Mało która osoba w blogosferze budzi takie emocje. W tym przypadku niestety negatywne. Ewa Lalik, którą ostatnio nazwaliśmy "blogerką, która postawiła się blogosferze" w rozmowie z naTemat opowiada o tym, co denerwuje ją w środowisku blogerów oraz jak radzi sobie z hejtem. – Jeśli chodzi o osobiste wycieczki, to tak, nie ruszają mnie. Zresztą, sama kiedyś byłam takim hejtującym trollem, ale z tego się wyrasta. Przynajmniej się powinno – mówi była autorka bloga technologicznego Spider's Web.
REKLAMA
Jak trafiłaś do Spider's Web?
Ewa Lalik: Przemek Pająk prowadził nabór na blogera technologicznego. Wysłałam mu swój tekst, kiepski, i wtedy mnie nie przyjął. Ale miesiąc później zgłosił się do mnie i powiedział, że chce, żebym spróbowała – no i tak się stało. W międzyczasie założyłam swojego małego bloga, gdzie publikowałam, bo nie chciałam całkowicie zniknąć, chciałam zostać przez Niego zauważona, i tak trafiłam na Spider's Web.
Ewa Lalik: Przemek Pająk prowadził nabór na blogera technologicznego. Wysłałam mu swój tekst, kiepski, i wtedy mnie nie przyjął. Ale miesiąc później zgłosił się do mnie i powiedział, że chce, żebym spróbowała – no i tak się stało. W międzyczasie założyłam swojego małego bloga, gdzie publikowałam, bo nie chciałam całkowicie zniknąć, chciałam zostać przez Niego zauważona, i tak trafiłam na Spider's Web.
A co się stało, że pożegnałaś się z redakcją? Wiele osób się temu dziwiło, w komentarzach wskazywano, że jakoś tak nagle...
Nie chcę o tym mówić. Wytłumaczyłam to kiedyś, ale wolę o tym nie opowiadać w wywiadzie, bo to zbyt skomplikowane. To sprawa między mną i Spider's Web.
Nie chcę o tym mówić. Wytłumaczyłam to kiedyś, ale wolę o tym nie opowiadać w wywiadzie, bo to zbyt skomplikowane. To sprawa między mną i Spider's Web.
Kiedy tam pracowałaś, wielu Czytelników zarzucało Ci niekompetencję, że nie znasz się na tym, o czym piszesz, że wcale nie jesteś ekspertem od technologii...
Ja nigdy nie mówiłam, że jestem ekspertem od technologii. Gdy testowałam sprzęty, pisałam, że to nie są testy "laboratoryjne", że po benchmarki i inne techniczne informacje trzeba sięgnąć gdzie indziej. Pisałam jak się używa tego na co dzień, jak było, jak to działa, jakie są moim zdaniem wady i dla kogo ewentualnie jest dany produkt. Nigdy nie mówiłam o sobie jako o wyroczni, a moje teksty od początku miały bardzo mocno emocjonalny wydźwięk. Choć oczywiście starałam się doczytywać, rozwijać, poszerzać wiedzę.
Ja nigdy nie mówiłam, że jestem ekspertem od technologii. Gdy testowałam sprzęty, pisałam, że to nie są testy "laboratoryjne", że po benchmarki i inne techniczne informacje trzeba sięgnąć gdzie indziej. Pisałam jak się używa tego na co dzień, jak było, jak to działa, jakie są moim zdaniem wady i dla kogo ewentualnie jest dany produkt. Nigdy nie mówiłam o sobie jako o wyroczni, a moje teksty od początku miały bardzo mocno emocjonalny wydźwięk. Choć oczywiście starałam się doczytywać, rozwijać, poszerzać wiedzę.
A nie masz wrażenia, że zarzuca Ci się niekompetencję, bo jesteś jedną z bardzo niewielu kobiet w bardzo męskiej branży? I bardziej rzucasz się w oczy, a facetów kole w oczy, że dziewczyna robi to, co oni by chcieli?
Problem seksizmu, moim zdaniem, nie jest wart wielkich rozważań czy dyskusji. A jeśli to to całkiem osobny temat.
Problem seksizmu, moim zdaniem, nie jest wart wielkich rozważań czy dyskusji. A jeśli to to całkiem osobny temat.
Mimo wszystko, kiedy odchodziłaś ze Spider's Web w lipcu, wielu komentujących pisało, że szkoda, bo miałaś fajne teksty i byłaś tam potrzebna. Minęły dwa miesiące i wylewa się na Ciebie hejt. To dlatego, że w sprawie Sokołowa wypowiedziałaś się "pod prąd" blogosferze?
W sieci komentują głównie osoby chcące wyrazić negatywne emocje. Ci, którzy chcą napisać coś pozytywnego, nie robią tego, bo wiedzą, że ich komentarz przepadnie w zalewie hejtu. Zawsze zdawałam sobie z tego zdawałam sprawę.
W sieci komentują głównie osoby chcące wyrazić negatywne emocje. Ci, którzy chcą napisać coś pozytywnego, nie robią tego, bo wiedzą, że ich komentarz przepadnie w zalewie hejtu. Zawsze zdawałam sobie z tego zdawałam sprawę.
Poza tym myślę, że decyduje o tym wiele czynników, które trzeba by przeanalizować, a to temat całkowicie na inny raz. Powiedzmy, że ludzie często zmieniają zdanie. Nigdy nie traktowałam ani hejtu, ani uwielbienia zbyt poważnie.
Hejt Cię nie rusza?
Rusza, czasem, ale w ciągu tych kilku lat uodporniłam się na to. Poza tym z krytyki często wyciągałam wnioski i brałam sobie do serca uwagi czytelników. Ale jeśli chodzi o osobiste wycieczki, to tak, nie ruszają mnie. Zresztą, sama kiedyś byłam takim hejtującym trollem, ale z tego się wyrasta. Przynajmniej się powinno.
Rusza, czasem, ale w ciągu tych kilku lat uodporniłam się na to. Poza tym z krytyki często wyciągałam wnioski i brałam sobie do serca uwagi czytelników. Ale jeśli chodzi o osobiste wycieczki, to tak, nie ruszają mnie. Zresztą, sama kiedyś byłam takim hejtującym trollem, ale z tego się wyrasta. Przynajmniej się powinno.
Teraz jeśli nie mam nic do powiedzenia, to po prostu milczę. Ci, którzy hejtują, pokazują tylko, że koniecznie chcą być zauważeni.
Albo mieli zły dzień w pracy.
No właśnie, wyładowują się. Dlatego hejtu nie można traktować poważnie, chyba, że dotyka Twojego prywatnego życia, o którym nie chcesz mówić w internecie.
No właśnie, wyładowują się. Dlatego hejtu nie można traktować poważnie, chyba, że dotyka Twojego prywatnego życia, o którym nie chcesz mówić w internecie.
Skoro już przy hejtowaniu jesteśmy – pod adresem Twojego tekstu o Sokołowie, gdzie stwierdzasz, że ich sprzedaż i tak nie spadnie, a mają pełne prawo pozwać blogera, postawiono zarzuty, że po prostu chciałaś się wybić na hejcie.
Takie zarzuty padały już, kiedy pracowałam w Spider's Web. Jestem przekorna, to fakt. Mówiono o mnie, że szukam dziury w całym, ale według mnie powinnością człowieka jest szukanie minusów tak, by docenić to, co jest naprawdę dobre, a nie przyjmować wszystko z dozą zaufania i potem się rozczarować. Na pewno jednak nie jest tak, że muszę być zawsze w kontrze do blogerów. Nie chodziło mi o to, żeby się wybić, dlatego nawet nie chciałam odpowiadać na emocjonalne i niemerytoryczne zaczepki, bo od razu ktoś by powiedział, że ciągle nakręcam ruch.
Takie zarzuty padały już, kiedy pracowałam w Spider's Web. Jestem przekorna, to fakt. Mówiono o mnie, że szukam dziury w całym, ale według mnie powinnością człowieka jest szukanie minusów tak, by docenić to, co jest naprawdę dobre, a nie przyjmować wszystko z dozą zaufania i potem się rozczarować. Na pewno jednak nie jest tak, że muszę być zawsze w kontrze do blogerów. Nie chodziło mi o to, żeby się wybić, dlatego nawet nie chciałam odpowiadać na emocjonalne i niemerytoryczne zaczepki, bo od razu ktoś by powiedział, że ciągle nakręcam ruch.
To o co chodziło w tym tekście? Bo kiedy rozmawialiśmy wcześniej przyznałaś, że ten tekst "siedział" w Tobie od dłuższego czasu. Wygląda na to, że jego główny przekaz zniknął pod warstwą hejtu i Sokołowej afery.
Zniknął przez takie teksty jak w naTemat. Wasz tekst był stronniczy, skupiał się na mnie, a nie na tym, co powiedziałam. Autor nie wykonał podstawowej pracy dziennikarskiej: nie spróbował się ze mną kontaktować, nie spytał o zdanie moich byłych współpracowników. Zarzucił mi niekompetencję i pod to dobrał wypowiedzi. Co więcej, o komentarz poprosił osobę z konkurencyjnego do Spider's Web serwisu. Autor już w tytule ogłosił, że jestem wrogiem publicznym, a przecież 99,9 obywateli Polski nawet mnie nie zna! Artykuł skupił się na tym, jaka jestem, a nie na tym, co powiedziałam, był naprawdę słaby i nierzetelny.
Takie przypinanie łatki, odwracanie uwagi od tematu i żerowanie na człowieku. Nie wiem, czy autor zrobił to celowo, czy po prostu uważa to za dziennikarstwo. Obie ewentualności są przerażające.
W tekście chodziło o to, by pokazać, co jest nie tak. Wywołać dyskusję, która uświadomi niepoinformowanych czytelników i pozwoli zdecydować, czy darzą blogerów zaufaniem. Nie jestem przeciw reklamie jako takiej, ale wierzę, że da się blogować lepiej i wypracować lepsze standardy.
Zarzucono mi, że mówię o nieoznaczonych reklamach, a nic o tym nie wiem. To nie tak. W trakcie pracy na Spider's Web obserwowałam wiele akcji reklamowych odbywających się jednocześnie na Spider's Web i na innych blogach. Stąd wiem, mam to potwierdzone, że blogerzy nie oznaczają reklam. Wiem którzy, ale nie chodzi o to by wytknąć te przypadki, a nagłośnić zjawisko utraty wiarygodności i zastanowić się, co dalej.
Blogosfera jako taka to nie są tylko ci blogerzy, o których napisałam. Ale oni kreują wizerunek blogosfery, są rozpoznawalni w mediach. Boli mnie, że blogosfera odbierana jest przez ich pryzmat, a nie przez to, co robią rzesze innych, mniejszych blogerów, którzy nie mają takiego parcia na pieniądze i pokazywanie się wszędzie, gdzie się da. Tacy blogerzy robią to, co lubią i często robią to bardzo dobrze. I cierpią na zachowaniu top-blogerów.
Niektórzy z moich znajomych nawet już trochę wstydzą się przyznawać, że są blogerami, bo od razu słyszą: "A, czyli chcesz być takim drugim Kominkiem?".
Czyli ci sami ludzie, którzy blogosferę popularyzują, jednocześnie jej szkodzą?
Niestety tak. Jacek Gadzinowski wskazywał w swoim komentarzu do Waszego tekstu, że ci ludzie często budują renomę, popularność na hejtowaniu i aferach. A kiedy ktoś ich krytykuje, to pojawia się nagle wielkie oburzenie. To trochę niekonsekwentne, bo skoro blogosfera tak broni wolności słowa, jak w przypadku Ogińskiego, to powinna też przyjmować na klatę krytykę. Ja przyjmuję.
Niestety tak. Jacek Gadzinowski wskazywał w swoim komentarzu do Waszego tekstu, że ci ludzie często budują renomę, popularność na hejtowaniu i aferach. A kiedy ktoś ich krytykuje, to pojawia się nagle wielkie oburzenie. To trochę niekonsekwentne, bo skoro blogosfera tak broni wolności słowa, jak w przypadku Ogińskiego, to powinna też przyjmować na klatę krytykę. Ja przyjmuję.
Oczywiście, to naturalne, że ta mała część blogosfery, która się wybiła, broni za wszelką cenę swojego status quo. Ale nadal to niefajne, że ta mała część tworzy wizerunek całości. Szczególnie, że wśród tych top 10-20 blogerów nie ma już takich, którzy dbaliby przede wszystkim o Czytelnika.
To znaczy?
Przykład: bloger technologiczny ma jakiś gadżet, który mu się zepsuje. Firma mu pomaga, naprawia za darmo, bo przecież jest blogerem. On się cieszy, ale nie myśli o tym, że żaden z jego czytelników nie ma takiej możliwości. Bycie blogerem sztuka dla sztuki, myślenie tylko o sobie.
Dzisiaj blogerzy sprzedają. Policz, ile na blogach to teksty sponsorowane – albo zgadnij, bo często są nieoznaczone – a ile jest takich, które wnoszą realną, nie kupioną wartość dla Czytelnika. Pisanie o tym, że piło się jakieś wino, bo ktoś za to zapłacił, jest po prostu słabe. Można to robić, ale nie jako 90 procent aktywności.
Jako czytelnik jestem rozczarowana tym, co dzieje się z blogami. Pamiętam, że jak zaczynałam, to pojawił się ten film "Blogersi", toczyły się poważne dyskusje, czy blogerzy zastąpią dziennikarzy, czy są wiarygodni. Padały wielkie słowa o wiarygodności, że blogerzy się nigdy nie sprzedadzą, nie opiszą czegoś, czego nie znają. Wtedy Jacek Żakowski ostro mówił, że blogerów nikt nie pilnuje i tym różnią się od dziennikarzy. Abstrahując od poziomu mediów dzisiaj, faktem jest, że dziennikarze nad sobą kogoś mają, a blogerzy nie. Wtedy wydawało mi się, że każdy bloger będzie na tyle szanował czytelników i będzie świadomy swojego wizerunku, że nie będzie wciskał kitu. Dzisiaj z przerażeniem coraz częściej przyznaję słowom Żakowskiego rację..
No właśnie, dziennikarze odpowiadają za to np. finansowo, mają procesy. Blogosfery to nie dotyczyło, aż do teraz, do sprawy Sokołowa. Wreszcie okazało się, że blogerzy tak samo odpowiadają za swoje teksty, filmy?
W sprawie Sokołowa wiele osób zarzucało mi, że źle na to patrzę. Ale w tym wszystkim nie chodzi o Ogińskiego, tylko o ten jeden filmik, gdzie padają duże słowa bez sprawdzenia faktów, nawet składu produktu. To właśnie przykład utraty wiarygodności i zrobienia z blogera celebryty. On w waszym wywiadzie mówił, że to jego "styl bycia". Dlaczego ma zarabiać na "stylu bycia" i nie odpowiadać za to, co robi?
Chodzi o odpowiedzialność za własne słowa. My jako blogerzy musimy brać odpowiedzialność na przykład za decyzje zakupowe naszych czytelników, bo badania pokazują, że blogerom wierzymy bardziej. Nie można pisać, że coś jest fajne tylko dlatego, że ktoś nam za to zapłacił!
Czyli jednak bloger nie może więcej?
Nie powinien. Ja też często musiałam odszczekiwać swoje słowa. Wręcz przeciwnie – to, że działamy sami, powinno bardziej motywować do autokontroli, bo nad nami nikt nie stoi, powinniśmy mieć dużo samokrytycyzmu. Rozczarowuje mnie, kiedy po po przeczytaniu dopiero ze swoich źródeł dowiaduję się, że ten i ten tekst był sponsorowany. To samo tyczy się mediów, gdzie akcje sponsorowane oznaczane są małym druczkiem. Tak samo było, jak Tomasz Machała reklamował dżinsy. Czytelnicy wchodzili w tekst z linka i widzieli tylko, że naczelny portalu pozuje w dżinsach i są one eksponowane w tekście. Żadnego oznaczenia tego jako reklamy tam nie było. Utrata zaufania dotyczy mediów internetowych i blogerów.
I w moim tekście właśnie o to chodziło, żeby uświadomić ludzi, że blogerzy już nie zawsze są wiarygodni, a cała sprawa skupiła się wokół hejtu personalnego. A po prostu fajnie by było, żeby czytelnicy wiedzieli, na czym stoją, a nie potem dziwili się, że to była reklama.
