Niekończące się pasmo sukcesów – tak można opisać w skrócie batalię braci Jabłkowskich o odzyskanie zagrabionej kamienicy. Tyle tylko, że batalia trwa już dwudziesty czwarty rok i pomimo pozytywnych wyroków sądu, nadal nie udało się wyegzekwować im prawa do budynku. Tam zaś nadal prężnie działa między innymi znany sklep Traffic, którego właściciele walczą z rodziną Jabłkowskich. – To okupanci – mówi w rozmowie z naTemat Jan Jabłkowski.
Nie jesteście już zmęczeni? Spodziewaliście, że tyle czasu może zabrać odzyskiwanie rodzinnej kamienicy? Spór z aktualnymi dysponentami budynku przy Brackiej 25 ciągnie się już tyle lat…
Jan Jabłkowski: Sprawa w sądach ciągnie się już od 24 lat, to równowartość jednego pokolenia. Kiedy ją rozpoczynaliśmy spodziewałem się, że potrwa to 3-4 lata, tymczasem budynek wciąż jest w obcych rękach.
24 lata to przerażająco długo.
Tak, choć z drugiej strony można zażartować, że dla firmy, która egzystuje od
ponad 125 lat nie jest to okres krytyczny. Tym bardziej, że firma żyje nie tylko
na rynku, ale i trwa w pamięci warszawiaków.
Rozumiem, że budynek jest wasz i grunt jest wasz. Nie ma Pan żalu, że nie możecie z niego korzystać?
Często spotykam się z poglądem, że musimy mieć poczucie krzywdy. Tymczasem to nie jest tak. Nie siedzimy czekając, że nagle nadejdzie moment, kiedy będzie można w tym rodzinnym budynku zacząć działać.
Obecne pokolenie rodziny Jabłkowskich pracuje, każdy ma zawód i miejsce
swojego działania, na ogół satysfakcjonujące i nieszeregowe. Doprowadziliśmy do powstania Nowego Domu Jabłkowskich przy Chmielnej 19. Prowadzonych jest wiele działań kulturalnych i charytatywnych.
Jeśli mogę mówić o pewnym zawodzie ze swojej strony, to dotyczy on działania państwa. Boli mnie to, że to państwo działa tak niesprawnie. Dwadzieścia lat międzywojnia było czasem poważnych zawirowań. Dwa kryzysy gospodarcze, wojna z sowietami i 1939 rok, który wszystko unicestwił. Ale w tym krótkim okresie nastąpił rozwój firmy, wyjście na inne rynki, rozwinięcie kontaktów, zatrudnienie 700 pracowników. To wszystko było możliwe w zaledwie 19 lat. Tymczasem dziś przeszło 23 lata minęły i ciągle oczekujemy na możliwość rozwinięcia działalności w tym historycznym budynku.
Czyli jednak to Pana boli i nie ma co się dziwić.
Deprymujące jest, że tak niesprawnie działają sądy, tak niesprawnie działa administracja. Tym bardziej jest to smutne, że to dotyczy nie tylko naszej firmy, jako szczególnego przypadku. Spotykam wiele osób, które podobnie zabiegają o to, co im zagrabiono. To są sprawy elementarne.
Starsze pokolenie warszawiaków jeszcze do niedawna nie mówiło o tym budynku inaczej niż Dom Braci Jabłkowskich. To jest ugruntowane w świadomości społecznej i pomysł taki, że dom braci Jabłkowskich nie należy do braci Jabłkowskich dziwi każdego. Miarą tego zdziwienia jest to, że gdyby wierzyć we wszystkie publikacje prasowe, to ten dom zwrócono nam już kilkanaście razy.
To znaczy?
Wydaje się oczywiste, że decyzja sądu zapadła i dom jest nasz. Ale tak do
końca nie jest. Dziś, gdy sobie rozmawiamy, a jest 6 września, ten dom jest
ciągle w rękach okupanta.
Jak to jest możliwe?
Kamienica została zagrabiona w 1950 roku. Później została przejęta przez
skarb państwa, a w 1984 roku została przydzielona Związkowi Rzemiosła. Ten nie był tam w stanie prowadzić efektywnej działalności i bezprawnie wynajął go firmie Konsbud, która z czasem zmieniła nazwę na Arka, a jeszcze później na Zarząd Nieruchomości. Ale to wciąż ta sama firma, pod inną nazwą, ale z tymi samymi właścicielami, czyli rodziną pana Jerzego Kowalewskiego, który uznał, że to świetna okazja do prowadzenia interesów.Ostatnio czynsz za budynek o powierzchni 7 tys. metrów kwadratowych wynosił 10 tys. złotych, choć i to nie było płacone. W końcu na placu boju został więc jedynie Jerzy Kowalewski.
I to on jest właścicielem Traffica?
Tak. Znany i lubiany przez warszawiaków Traffic jest firmą należącą do Jerzego Kowalewskiego, od samego początku obecną tam niezgodnie z prawem.
Mówi Pan, że dom handlowy należy do braci Jabłkowskich. Co na to sądy?
Odpowiednie decyzje sądowe w tej sprawie zapadały w latach 2004 i 2006.
Rozstrzygnęły ostatecznie, że stan zagrabienia od firmy i przydzielenia
budynku Związkowi Rzemiosła był stanem opartym na bezprawiu, nawet w rozumieniu ówczesnego prawa. W związku z tym, sąd te decyzje unieważnił i rozpoczęło się przywracanie stanu zgodnego z prawem. W 2008 roku Prezydent Warszawy pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, która jako pierwsza chciała podjąć tę sprawę, bo poprzedni ją ignorowali, udzieliła firmie Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy wieczystej dzierżawy. Dwa lata później, w 2010 roku, DTBJ zostaliśmy wpisani do księgi wieczystej jako właściciel budynku i działki, czyli pełny właściciel.
I problem został rozwiązany?
Niestety, ciągle nie mamy wstępu na naszą posesję. Ale jest decyzja sądu, by komornik opróżnił i wydał nam zajmowane powierzchnie.
A dlaczego ten stan się utrzymuje?
Mamy nadzieję, że żadne nowe niezwykłe okoliczności nie staną na przeszkodzie i lada dzień ta działalność komornika się dopełni.
I to będzie szczęśliwy finał tej sprawy? Wierzy Pan w to?
Wierzę w jednoznaczność rozstrzygnięć sądowych. Ci, którzy zajmują te
powierzchnie, są zobowiązani przez sąd, aby je zwolnić. A że dobrowolnie
chęci do tego nie przejawiali, to został wyznaczony komornik, który ma to
wyegzekwować.
Warszawiacy już teraz ubolewają, że Traffic zniknie…
Jestem tego świadom, że to miłe miejsce dla warszawiaków. Zdajemy sobie sprawę, że jest to inicjatywa utrwalona i dobrze przyjmowana i szkoda byłoby, gdyby musiała ulec likwidacji. Dlatego bezpośrednio po uzyskaniu pełnego tytułu własności do budynku i działki dwukrotnie zwracaliśmy się do Traffica z propozycją preferencyjnego czynszu. Zaproponowaliśmy najem zajmowanych powierzchni ma warunkach poniżej 1/3 rynkowego czynszu. Nie odpowiedzieli.
Dlaczego?
Nasz przeciwnik uznał słusznie, że może przez kilka lat procesów sądowych nie będzie musiał płacić czynszu nikomu i była to lepsze wyjście niż 1/3 rynkowego czynszu. Ostatnio dostaliśmy propozycje okupu – wyprowadzą się za kwotę 7 mln złotych. Z różnych względów nie mamy gotowości do zapłaty tego okupu i do transakcji nie doszło.
Wiecie już, co będzie w miejscu Traffica?
Planujemy, aby w dalszym ciągu była tam księgarnia. Wydaje nam się też, że w śródmieściu potrzeba miejsc sprzyjających kulturze, takiego punktu na mapie kulturalniej o nastawieniu niekomercyjnym i chcemy kontynuować rodzinne tradycje w tym zakresie.
Kiedy takie miejsce miałoby zostać uruchomione?
Spodziewam się, że jeszcze w tym roku, jeśli tylko komornik zdoła wypełnić
swoje zadanie.
Jedyne pocieszenie jest takie, że sprawa ma duże szanse zakończyć się pozytywnie.
Kiedy przychodzi jakieś kolejne uzasadnienie wyroku sądowego, czytamy, że
tak jak wszystkie poprzednie kończą się dla nas pozytywnie. W firmie
funkcjonuje anegdota, która była wypowiedzią jednego z prawników, że całe
postępowanie, jest jednym pasmem sukcesów, gdyby nie liczyć czynnika czasu.
Wszystko się kończy, tak jak się skończyć musi. Ale czas, jest właśnie tym,
co nasz przeciwnik i okupant wygrywał. Każdy miesiąc i tydzień oznaczał dla
niego pobieranie pożytków z użytkowania lokalu. Usytuowanie tych firm było
od samego początku niezgodne z prawem, czyli od 1984 roku.
Co Pana zdaniem kierowało Jerzym Kowalewskim przez cały ten czas?
Powód jest trywialny i przyziemny, czyli możliwość ciągnięcia
niekontrolowanych zysków.
Czy zamierzacie domagać się zadośćuczynienia? Będziecie domagać się odszkodowania?
Dla nas najbardziej wartościowym zadośćuczynieniem będzie, jeśli wreszcie szkoda zostanie naprawiona. Czekamy na przywrócenie szyldu i blasku firmy braci Jabłkowskich. Nasze myśli dotyczą przyszłości, a nie przeszłości. Ale oczywiście nasz prawnik, który działa na rzecz firmy od 23 lat na pewno skrupulatnie to rozważy.
*Historię Domu Braci Jabłkowskich opisuje Cezary Łazarewicz w książce
pt."Sześć pięter luksusu. Przerwana historia Domu Braci Jabłkowskich*".