Najpierw triumfalnie wróciło Frugo i Burger King. Teraz na nowo ożywa legenda marki Optimus - komputerów z Nowego Sącza, które kiedyś z powodzeniem konkurował z produktami gigantów Doliny Krzemowej. Czy i tym razem się uda? - To nadal najbardziej rozpoznawalna marka komputerowa na polskim rynku - twierdzą nowi właściciele Optimusa. - Za nawet najlepiej znanymi logo i nazwą musi zawsze iść jakość - przypomina Adam Jarczyński z PAPR.
To była legenda. Optimus był wymarzonym prezentem. Przed pierwszą komunią, urodzinami, świętami zbierała na niego cała rodzina. W tamtych czasach za dobre uważaliśmy nad Wisłą tylko to, co amerykańskie albo niemieckie, ale kto miał w pokoju Optimusa, ten nie miał się czego wstydzić przed posiadaczami IBM-ów, czy bijących wtedy rekordy popularności komputerów marki Compaq. Ba, gdy na nowym kompie montowanym w Nowym Sączu najnowsze gry działały lepiej niż na nieco słabszych maszynach zachodnich marek, to posiadacz Optimusa był najpopularniejszy w towarzystwie. Pamiętacie te czasy?
Zarobić na legendzie
Właśnie wracają. Firma informatyczna AB z Wrocławia poinformowała, że przejęła prawo do marki Optimus i jeszcze tej jesieni zamierza na dobre wskrzesić legendę lat 90-tych. Idąc prawie tym samym tropem, co pod koniec lat 80-tych Roman Kluska, który powołał do życia pierwszego Optimusa. W czasach wszechobecnych urządzeń przenośnych, AB pod legendarnym szyldem zamierza produkować komputery osobiste, czyli PC-ty. Nowy Optimus na starcie nie chce się bowiem bić o klientów indywidualnych, których dusze i portfele dzielą między siebie giganci z Doliny Krzemowej i Kraju Kwitnącej Wiśni.
Celem wskrzeszonego Optimusa mają być firmy i instytucje. - Aż 89 proc. firm, które kupiły w ubiegłym roku sprzęt komputerowy, zainwestowało właśnie w komputery osobiste - tłumaczył dziennikarzom serwisu Wyborcza.biz prezes AB, Andrzej Przybyło. Wrocławski biznesmen przyznaje, że liczą szczególnie na zamówienia od instytucji. Tak samo zaczynał przecież Roman Kluska przed laty. Jego Optimus na początku był dostawcą oprogramowania dla instytucji państwowych. Tak gromadził kapitał na własne komputery, którymi szybko zainteresowali się dotychczasowi kontrahenci.
Potem szło tylko lepiej. Pierwszy komputer z logo Optimusa opuścił fabrykę w roku 1990, a już cztery lata później w rękach Kluski i jego wspólników była prawie połowa nadwiślańskiego rynku komputerowego. Klienci zwykle nie mieli nawet pojęcia, że kupują polski sprzęt. Nie to było podstawą reklamy. Optimus nie był ani tańszy, ani tym bardziej gorszy od międzynarodowej konkurencji.
W 1996 roku Roman Kluska poszedł więc o krok dalej. Legenda mówi, że właściwie został do tego kroku pchnięty. I to nie przez byle kogo. Na początku 1996 roku król komputerów znad Wisły spotkał się z Billem Gatesem. Z szefem Microsoftu długo rozmawiał o rewolucji w systemach operacyjnych, której ucieleśnieniem był wówczas podbijający rynek Windows 95. Jednak Gates przekonał Kluskę, że przyszłość to co innego. Po powrocie do siedziby Optimusa polski biznesmen postanowił więc postawić na internet.
Sprzedając wspomnienia...
Tak powstał portal OptimusNet. Do którego dostęp miała garstka ówczesnych internautów. No i portal to duże słowo. OptimusNet przede wszystkim katalogował najciekawsze strony internetowe. Dziś o katalogach sieciowych mało kto pamięta, ale pod koniec lat 90-tych była to niewymierna pomoc przy wygodnym surfowaniu. Wszystko zmieniało się wtedy w sieci i branży IT w niesamowitym tempie i już po roku OptimusNet zaczął służyć jako źródło najnowszych informacji. Pojawiają się nowi użytkownicy, a za nimi reklamodawcy. I tak zaczyna się historia przyszłego giganta, który wkrótce zmieni nazwę na Onet.pl.
A na Onecie godzinami przesiadują użytkownicy Optimusów, więc w Nowym Sączu tylko liczą coraz większe zyski. Roman Kluska jest królem polskiego biznesu, a liczyć się z nim zaczynają najpotężniejsi gracze na świecie. Na początku nowego tysiąclecia postanawia jednak wycofać się z biznesu. 262 miliony złotych, które inkasuje za pakiet kontrolny Optimusa pozwalają mu nie przejmować się przyszłością. Ta okazuje się jednak brutalna zarówna dla niego, jak i jego dzieła. Historia problemów Kluski z fiskusem i wymiarem sprawiedliwości to osobny temat. Obok niego powoli zaczynał rozgrywać się jednak dramat marki, która z nad Wisły miała szansę dotrzeć pod strzechy na całym świecie.
Onet rozwija się coraz lepiej, ale już pod egidą ITI. W Optimusie zaczyna się tymczasem karuzela na najważniejszych stanowiskach i wyścig na nietrafione pomysły biznesowe. Rok 2000 Optimus skończył więc ze stratą w wysokości 40 mln zł. W kolejnych latach nie było lepiej. W roku 2010 po dawnym Optimusie została tylko legenda. Wszyscy pamiętali, że kiedyś sprzęt z tym logo mieli, ale próżno było szukać nowych ekscytujących modeli na sklepowych półkach. Ówczesne szefostwo firmy ostatniej deski ratunku szukało więc nawet w... pośrednictwie pracy. W ratowaniu marki miała wziąć udział spółka WorkService, ale ostatecznie z tego pomysłu zrezygnowano.
Efekt Frugo
Być może na całe szczęście, bo teraz Optimus dumą może reklamować się sloganem "Wracamy do gry!", który już widnieje na stronach nowej firmy. Jednak nowi właściciele Optimusa jak na razie więcej mówią o samej legendzie, którą kupili niż tym, co zamierzają dzięki niej teraz sprzedawać. AB kupiło markę Optimus, bo ze zleconych przez tę firmę badań wynikło, iż to nadal najbardziej rozpoznawalna marka komputerowa na polskim rynku. Legendarna marka potrafi mieć niesamowitą moc, czego dowodem jest triumfalny powrót na rynek napoju Frugo. Czy i tym razem marka wystarczy?
- Za nawet najlepiej znanymi logo i nazwą musi zawsze iść jakość. Na samej identyfikacji można co prawda przez jakiś czas sprzedawać z powodzeniem produkt, ale ot bardzo krótkowzroczne - komentuje w rozmowie z naTemat Adam Jarczyński, szef Polskiej Akademii Public Relations i autor wielu kampanii marketingowych. Jego zdaniem, powrót Optimusa może okazać się jednak czymś naprawdę ciekawym na polskim rynku. Ekspert przyznaje, że nowi właściciela marki kupili pakiet praktycznie tylko pozytywnych emocji wokół niej. - Z tym łatwiej wystartować, niż gdyby zaczynać pod nikomu nieznanym brandem typu Computerex - tłumaczy.
Jarczyński podkreśla, że nowemu Optimusowi nie będzie łatwo. Zdecydował się bowiem wejść w segment rynku, na którym dziś toczy się twarda gra. A grają w nią światowi giganci i jest ich już bardzo wielu. Nawet w walce o zamówienia od instytucji ważną rolę odgrywać będą jednak skojarzenia z marką sprzed lat. - Jeśli szefem IT będzie 30-latek, z pewnością przy analizowaniu ofert zadziałają wspomnienia o jego pierwszym Optimusie. Pewnie legendarnym modelu 386. Mimo wszystko to jednak dość odważny krok, by walczyć o klientów instytucjonalnych - tłumaczy. Adam Jarczyński podkreśla, że gdyby tylko produkt był najwyższej jakości, odwołanie do sentymentów sprzed lat kluczem do pewnego sukcesu byłoby bowiem wśród klientów indywidualnych.
To oni ulegają modom. Dzięki temu udało się łatwo wskrzesić markę Frugo, co okazało się genialnym wręcz interesem. - Jeszcze większy sentyment niż z Frugo, czy Optimusem jest wokół marki Warszawa - podkreśla mój rozmówca. I dodaje, że wielki sukces wróży autorom projektu nowej wersji tego kultowego nad Wisłą auta.
Wielkie powroty
Zdaniem Adama Jarczyńskiego być może nadchodzi też czas marek, które kiedyś nie dały rady przekonać do siebie Polaków. Wkrótce nad Wisłę ma wrócić norweska sieć supermarketów Rema 1000, która nagle zniknęła z naszego kraju w roku 2003. - Świetnym przykładem powrotu marki jest też Burger King. Kiedyś nam ten smak chyba nie podszedł, ale po latach Burger King wrócił nad Wisłę i to we wielkim stylu - ocenia. Zdaniem specjalisty od marketingu, takich powrotów należy spodziewać się teraz więcej. - Jeśli komuś kiedyś się nie powiodło, a teraz postanawia wrócić do Polski zapewne ma już bardzo dobrze przemyślaną nową strategię rynkową. I zauważa, że zmienia się tu koniunktura. Nigdy nie można mocnych marek przekreślać - dodaje.
A czasem legenda rodzi się dopiero, gdy marka znika. - Tak było choćby z piwem EB, którego nagle zabrakło w sklepach. I kiedyś z kolegą udało nam się znaleźć kilka butelek w jednym ze sklepów. Szybko więc je kupiliśmy. Dopiero po wypiciu przyszło nam do głowy, że coś z tym legendarnym piwem jest jednak nie tak. Okazało się, że było o... przeterminowane o kilka lat. Legenda marki była jednak silniejsza - wspomina Jarczyński.