![[url=http://shutr.bz/16YHVTY]Amazon[/url] otworzy w Polsce centra logistyczne, bo pracownicy są tutaj tańsi niż w Niemczech](https://m.natemat.pl/d3879540c0ac165e6cb5548dfbf4cc05,1680,0,0,0.jpg)
Wszyscy się cieszą, że internetowy gigant, największy e-sklep na świecie, zatrudni u nas tyle osób. Ja też się cieszę, bo sześć tysięcy miejsc pracy, w porywach do piętnastu, nie zdarza się co dzień. Martwi mnie tylko jedna rzecz w całej tej sprawie: powód, dla którego Amazon przenosi centra do Polski.
Amazon twierdzi, że pracownikom przysługują płace obowiązujące w sektorze logistyki, a nie dystrybucji. Być może strajkujący byliby mniej chętni do konfrontacji, gdyby wiedzieli, że od ponad roku szefowie Amazona szukali możliwości przeniesienia części swojej logistyki w tańsze miejsce. Już znaleźli: w Polsce i Czechach — dowiedział się „PB”.
Polacy protestować nie będą, bo cieszą się, że w ogóle mają pracę. Amazon na tym skorzysta, bo obsługa centrów logistycznych – do których wielkich specjalistów nie trzeba – wyjdzie o wiele taniej. Pamiętajmy bowiem, że to nie będzie polski oddział Amazonu, czyli Amazon.pl, o którym wiele osób marzy, ale miejsca, gdzie pakuje się i rozsyła paczki.
Oczywiście, ja również się cieszę, że będzie tak dużo miejsc pracy, nawet jeśli tylko przy pakowaniu wysyłek. Ale czy powinniśmy się cieszyć z tego, że zostaliśmy wybrani, bo nasi pracownicy są tani? Czy naprawdę polska gospodarka ma być konkurencyjna wobec innych europejskich krajów tylko pod względem niskich zarobków?
Fakt, że trzymamy konkurencyjne koszty pracy, że wydajność u nas rośnie szybciej niż pensje, jest dla nas podstawą rozwojową. I to właśnie jest jednym z powodów, dla których powstało tyle bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Właśnie dlatego Polska ciągle notuje wzrost gospodarczy i tworzy miejsca pracy. Gdy koszty pracy u nas wzrosną, to tych miejsc zacznie ubywać.
Na stwierdzenie dziennikarza Agatona Koźmińskiego (wywiad z "Dziennika Bałtyckiego" 26.09.2013), że gonimy Zachód na słabo opłacanych stanowiskach, Bielecki odpowiedział, że sam nie wie, czy słabo. Bo płaca minimalna w Polsce "rośnie za szybko i jest już o 30 proc. wyższa niż w Czechach".
Słowa Bieleckiego, chociaż nie rozniosły się po mediach, są skandaliczne. Sytuacja, w której jeden z najważniejszych polityków w kraju – mający duży wpływ na kierunek strategii polskiej gospodarki – niemal zachęca pracodawców do płacenia mało (bo przecież będzie więcej inwestycji zagranicznych) pozostawia wiele do życzenia.
Niestety, jak widać po przykładzie Amazona, niskie płace przyciągają pracodawców i faktycznie są jedną z najważniejszych cech naszej gospodarki. Można się z tego cieszyć na zasadzie: "lepiej tak, niż w ogóle" albo można zadać pytanie: co można zrobić, żeby uczynić gospodarkę bardziej konkurencyjną i nie robić tego kosztem pracowników, czyli de facto społeczeństwa. Szczególnie, że ludzie, którzy zarabiają za mało, będą z pracy niezadowoleni: nie stać ich na wiele rzeczy, konsumpcja jest mniejsza, nie napędza gospodarki, i tak dalej.
By takim ośrodkiem nie być, a polską gospodarkę uczynić konkurencyjną na innych polach, trzeba lat zmian i reform. Ale przecież kiedyś i od czegoś trzeba zacząć. Tym bardziej, że zwiększenie płac leży w interesie nie tylko pracowników, ale i państwa. Ostatecznie ludzie bogatsi to ludzie szczęśliwsi, konsumujący więcej i bardziej wydajni, a co za tym idzie – lepiej napędzający gospodarkę. Nie mówię, że trzeba od razu drastycznie wszędzie zwiększać pensje, być może nawet nie trzeba sięgać do kwestii finansowych – tylko doceniać pracowników w inny sposób, na innych polach, bo od czegoś trzeba zacząć, a kultura pracy w Polsce też kuleje.