Natalia Łuczak była montażystką w Telewizji Polskiej. Niedawno kupiła mieszkanie, ma plany życiowe i mnóstwo przyjaciół. Postanowiła jednak zostawić wszystko co ma, aby pomóc dzieciom, które żyją na ulicy w Kenii. Wszystko po tym, jak w lipcu przeczytała nasz wywiad z Pawłem Hukiem, który prowadzi sierociniec w Afryce.
Gdy w lipcu w naTemat ukazał się wywiad z Pawłem Hukiem, który prowadzi sierociniec w Kenii, bardzo wiele osób pisało do naszej redakcji z prośbą o kontakt do niego. Czytelnicy chcieli nie tylko wspomóc jego działalność finansowo, ale również pomóc mu tam, na miejscu. Jedną z nich była Natalia Łuczak, która zdecydowała się zrobić to, o czym wiele osób wówczas pomyślało. Spotkaliśmy się z nią na kilkanaście minut przed wylotem.
Spałaś tej nocy?
Natalia Łuczak: Bardzo mało, bo w moje głowie wciąż pojawiało się milion pytań. Myślami jestem już w drodze, a nawet tam na miejscu. Nie mogę się doczekać tego wszystkiego, co zobaczę. Tak naprawdę najciężej jest mi rozstać z przyjaciółmi.
Co zostawiasz oprócz przyjaciół?
Zostawiłam w Polsce mieszkanie, które kupiłam dopiero kilka miesięcy temu. Wtedy jeszcze nie zakładałam, że wprowadzam się na tak krótko. W sobotę była impreza pożegnalna, bardzo miło też rozstałam się z przyjaciółmi z pracy.
A co mówili znajomi? Próbowali Cię zatrzymać?
Były dwa obozy. Pierwsi kibicują, trzymają kciuki a nawet "podziwiają", chociaż tak naprawdę nic jeszcze nie zrobiłam. A gratulować będzie można dopiero, gdy rzeczywiście razem z Pawłem uda mi się coś osiągnąć. Drugi obóz przyjaciół bardzo mnie przestrzegał. Niektórzy mówią wprost, że to bardzo głupi pomysł. Wydaje im się, że na pewno stanie się tam coś strasznego.
A ty co czujesz. Boisz się?
Tylko głupi człowiek by się nie bał. Myślę że ten strach, który jest we mnie jest nawet wskazany i potrzebny. Wiem, że Paweł Huk, który jest na miejscu miał już kilka bardzo nieprzyjemnych sytuacji i mnie może spotkać to samo. Ja jestem dziewczyną więc jest jeszcze kilka innych zagrożeń, które mogą na mnie czekać w Afryce. Nawet nie chcę o nich myśleć.
Jak się przygotowałaś do wyjazdu?
Wzięłam praktycznie wszystkie potrzebne szczepionki, na dur brzuszny, meningokoki, żółtą febrę, żółtaczkę typu A, wściekliznę, cholerę... Bardzo ograniczyłam papierosy. Mam nadzieję, że od jutra już nie będę palić.
Po co tam jedziesz?
Zanim wejdę w tzw. zwykły, codzienny tryb życia czyli "praca, dom, praca dom", chcę wierzyć, że jeszcze mogę coś dobrego i fajnego zrobić. Jest to też niewątpliwie przygoda, bo świat jest zbyt wielkim i zbyt pięknym miejscem, abym nigdy pojechała do Afryki. Poza tym jak ktoś od dzieciństwa czytał książki typu "Tomek w krainie kangurów", to musi wyrosnąć na podróżnika [śmiech].
Co konkretnie będziesz tam robiła?
Pawła Huka jeszcze tam nie ma, bo musiał przyjechać na kilka dni do Polski. Pierwsze dwa dni spędzę u zaprzyjaźnionej rodziny w Nairobi. Odbiorą mnie z lotniska i będę zwiedzała miasto. Później przyjedzie po mnie Paweł i jedziemy razem do Meru, gdzie jest sierociniec.
Moja mama pracuje w domu dziecka, więc mniej więcej wiem, jak to wszystko smakuje. Na pewno będę chciała bardzo dużo czasu poświęcić tym dzieciakom, uczyć ich angielskiego, matematyki i zająć się szeroko pojętym fundraisingiem (proces zdobywania funduszy poprzez proszenie o wsparcie osób indywidualnych, firm, fundacji dobroczynnych lub instytucji rządowych i samorządowych).
Pamiętasz co czułaś, jak przeczytałaś wywiad z Pawłem Hukiem? Od razu zdecydowałaś się jechać i mu pomóc?
Dużo wcześniej myślałam o tym, aby pojechać na wolontariat, choćby z Polską Akcją Humanitarna lub Unicefem. Ale jakoś do tej pory się nie udawało. Po przeczytaniu wywiadu zobaczyłam konkretnego człowieka, z którym bezpośrednio się skontaktowałam. On nie zignorował mojego listu i zgodził się, abym przyjechała. Od lipca rozmawialiśmy przez Skype, pomagałam mu pisać petycje itd. Rozmawiałam z nim jeszcze dziś rano, bo mówił mi, gdzie najlepiej wymienić dolary na kenijskie szylingi.
Jestem spokojna o wszystkie rzeczy organizacyjne, ale bardzo boję się, że będę tęsknić.
Paweł mówił mi kilka dni temu, że zgłosiło się wielu chętnych, ale tylko ty jedziesz. Dlaczego?
Tak, Paweł był na imprezie pożegnalnej i powiedział, że czeka mnie naprawdę wiele pracy. Wiadomo, że nie wszyscy, którzy wyrażają chęć, by tam przyjechać, będą myśleć o tym poważnie. Część osób się też rozmyśliła. Ludzie wybierają się do pomocy jak przysłowiowe sójki za morze. Pomysł jest fajny, ale ciężko jest zrobić ten krok i faktycznie zostawić wszystko co się ma.
Jak długo zamierzasz zostać w Afryce?
Nie wiem...
Pół roku? Rok?
Jak stchórzę, to za miesiąc widzimy się na imprezie powitalnej. Na razie zawiesiłam działalność gospodarczą, więc może być tak, że sprawy które zostawiam w Polsce zmuszą mnie do wcześniejszego powrotu. A może być tak, że poczuję coś więcej do świata, który zastanę i wrócę do Polski tylko po to, aby zamknąć firmę. Bilet mam w jedną stronę.
Mogę w każdej chwili wrócić, bo odłożyłam sobie pieniądze na czarną godzinę. Mam przyjaciół, którzy w razie czego będą mnie ściągać z powrotem.
Zawsze jest tak, że człowiek się napala, a później przychodzi moment zwątpienia. Też go miałaś?
Miałam taki wieczór histerii, gdy powiedziałam sobie "co ja do cholery robię". Czuję się bardzo przywiązana do ludzi i do tego, co mam w Polsce, więc było ciężko. Moja koleżanka, która niedawno wróciła z Rwandy bardzo przestrzegała mnie przed wszystkim, co może się wydarzyć. Ale obawy mi przeszły, bo wiem, że bardziej będę żałowała rzeczy których w życiu nie zrobiłam, niż tego, co może nie wyjść. Wszyscy przyjaciele wciąż przypominają, że nie jadę tam zgrywać bohaterki, że nie muszę tam zostawać. Jak tylko coś będzie się działo, mam natychmiast wracać z powrotem.
Co dzieje się na miejscu?
Niedawno miejscowe władze zamknęły sierociniec prowadzony przez Pawła w Isiolo i przenosimy się na nowe miejsce w Meru. Niestety, nowy budynek jest w stanie niemalże surowym. Zbieramy pieniądze na to, aby go skończyć. Obecnie walczymy o drzwi i okna, czyli podstawowe rzeczy, które tym dzieciakom się przydadzą. Cieszę się, bo właśnie buduje się mur, który ma poprawić bezpieczeństwo.
Czyli teraz dzieci są z powrotem na ulicy.
Trudno mi powiedzieć. Będę wiedziała dopiero jak dojadę na miejsce i ocenię sytuację na własne oczy. Część dzieciaków jest pewnie znowu na ulicy, część nocuje gdzieś po kątach.
Co na to wszystko twoja mama? Próbowała cię zatrzymać?
Rodzice są już przyzwyczajeni do moich podróży z plecakiem, bo podróżowałam już po Indiach, Nepalu itd. Ten wyjazd jest jednak w innej skali i na dłużej, ale mają do mnie pełne zaufanie. Mama oczywiście pęka z dumy [śmiech].
Co się zabiera na rok do Kenii?
Przez ostatnie dni pytałam chyba wszystkich przyjaciół, ile par skarpetek zabraliby na rok do Kenii. Ja biorę siedem.
Jaka tam jest temperatura?
W tej słonecznej Afryce aktualnie leje i pogoda raczej nie zmieni się przez tydzień.
Niedawno był zamach terrorystyczny w Nairobi. Nie przestraszyłaś się?
Wszyscy znajomi mieli nadzieję, że przez to zmienię zdanie i zostanę. No niestety. Jadę.