Amerykańską prohibicję przegłosowano w drugim dziesięcioleciu XX. z zadziwiającą łatwością. Rząd uznał, że podbuduje to moralność obywateli. Efekt był niestety odwrotny. Prohibicja przeniosła alkohol poza granice prawa, uaktywniła mafię, przemyt i nielegalną dystrybucję. Jak pięknie kwitł procentowy biznes na czarno, ale pod okiem władz fantastycznie pokazano w serialu HBO "Zakazane imperium". - Aby mieć pojęcie o skali alkoholizowania Amerykanów w tamtych latach, trzeba by dzisiejsze spożycie pomnożyć przez trzy - mówi nam Ewa Winnicka, autorka książki "Nowy Jork zbuntowany. Miasto w czasach prohibicji, jazzu i gangsterów", która ukaże się już w listopadzie.
Ewa Winnicka: Rząd amerykański wyszedł ze słusznego skądinąd przekonania, że w trzeźwości obywatel amerykański dłużej zachowa zdrowie, stanie się odpowiedzialny za siebie i rodzinę, będzie chętniej podążał za nauką Kościoła, sprawniej pracował i odegna pokusy cywilizacji. Wielu światłym ludziom podobała się ta wizja. Amerykanie, trzeba jasno powiedzieć, pili strasznie dużo. Jeden z badaczy życia społecznego w XIX wieku powiedział, że aby mieć pojęcie o skali alkoholizowania Amerykanów, trzeba by dzisiejsze spożycie pomnożyć przez trzy.
Jak na prohibicje zareagowało społeczeństwo?
Przede wszystkim niespotykanie podzieliła Amerykanów. Przez 13 kolejnych lat zgoda lub brak zgody na prawo do drinka decydowały o politycznych wyborach Amerykanina. Ten szlachetny eksperyment zbiegł się bowiem w czasie z nieporównywalną z niczym rewolucją obyczajową i wzrostem gospodarczym. Kraj przeżywał metamorfozę. Maszyny usprawniły i umasowiły produkcję. Oderwały człowieka od życia na farmie i wysłały do miasta, do fabryk. Człowiek miejski tracił kontakt z religią i tradycją, zyskiwał za to czas i pieniądze. Zaczął słuchać radia, mógł sobie kupić samochód i podążać za modą. Jeśli zechciał – mógł tańczyć do rana, palić papierosy i pić alkohol, nawet jeśli był kobietą. I ani myślał rezygnować z prawa do drinka.
Alkoholowy ruch oporu?
Po wprowadzeniu prohibicji alkohol, do tej pory przyjemność, używka lub nałóg, stał się symbolem walki o swobodę obyczajów i wolność wyboru. Walki o Amerykę wolną i nowoczesną. Ale przede wszystkim uczynił przestępców z przestrzegających prawa, uczciwych obywateli. Gangsterom umożliwił z kolei bezprawną działalność na masową skalę. Stał się przyczyną niesłychanej korupcji. Lata dwudzieste ubiegłego wieku to narodziny przestępczości zorganizowanej w jej nowoczesnej formie.
Przedstawiciele mafii rodzinnych przyłożyli rękę do wprowadzenia prohibicji?
Nie słyszałam o takich przypadkach. Kiedy trwały dyskusje nad wprowadzeniem prohibicji gangsterzy nie mieli takich sił, by dyktować warunki politykom z Waszyngtonu. Wielkie gangi uliczne, które powstały w XIX wieku i zajmowały się pospolitą przestępczością bądź najemnictwem dla politycznych bonzów, przechodziły kryzys. Tak przynajmniej twierdzi twórca encyklopedii amerykańskiej mafii Carl Sifakis. W 1914 roku chyliły się ku upadkowi. W Nowym Jorku liczący 1500 członków Eastman Gang trzeszczał w szwach, ponieważ jego przywódcy zostali aresztowani lub zamordowani. Nie lepiej działo się u śmiertelnego wroga, czyli włoskiej organizacji Five Points Gang. Paul Kelly, jej szef, był świadom postępującej ewolucji standardów życia publicznego. Reformatorzy byli wszędzie, nawet organizowanie i kontrolowanie prostytucji okazało się problematyczne. Kelly myślał poważnie o powrocie do drobnej przestępczości i oszustw w związkach zawodowych. Po zakończeniu I wojny światowej wydawało się, że dni wielkich gangów są policzone. Gangsterzy, którzy zostali wcieleni do wojska, a teraz wracali do domów, stawali w obliczu perspektywy podjęcia uczciwej pracy.
Prohibicja spadła im więc z nieba.
Wejście w życie prohibicji okazało się miłą niespodzianką, zmianą, która w sposób nieodwołalny odwróciła proces upadku. Jak już wiemy – ludzie wciąż chcieli pić. Powstawały meliny, nielegalne pijalnie, tajne bary czy kontuary w renomowanych restauracjach. W całym kraju było ich 200 tysięcy. Utrzymanie tych placówek wymagało szeroko zakrojonych operacji. przemytniczych i produkcji bimbru na wielką skalę. Właściciele każdego z tych lokali musieli świadomie łamać prawo i wypłacać łapówki urzędnikom i policjantom. Przestępcy – nawet ci, którzy w kryzysie opłacalności przestępczości zaczęli wykonywać inny zawód – wrócili do swoich organizacji. Nie mieli wyjścia. Społeczeństwo ich potrzebowało.
Jak zmieniły się ceny alkoholu po wprowadzeniu prohibicji?
Nie musiały się zmieniać, ponieważ alkohol pędzony nielegalnie, przemycany z Kuby, Karaibów, Europy czy Kanady nie był obciążony podatkiem. Alkohol był tani, ale niepewnej jakości. Zanotowano kilka tysięcy śmiertelnych zatruć. Co do jakości do biura agentów prohibicyjnych przychodziły codziennie listy, które świadczą zarówno o podłej jakości alkoholu, jak i zupełnym niezrozumieniu idei prohibicyjnej. Do agenta na dolnym Manhattanie napisała na przykład zmartwiona żona: "Myślę, że rząd powinien zainteresować się tym, że sprzedawana jest obecnie whisky bardzo złej jakości. Mój mąż popijał sobie wcześniej, ale nigdy nie był potem podły dla mnie, nawet jak wracał pijany. Teraz stał się podły i myślę, że to z powodu gorszego alkoholu. Swoją whisky kupuje u Joego, wiecie gdzie. Idźcie tam i każcie mu sprzedawać lepszy towar."
Jak przemycano alkohol?
Już kilka miesięcy po wejściu w życie prohibicji gangsterzy dysponowali pływającymi hurtowniami alkoholu, określanymi mianem rum rows, ulokowanymi wzdłuż całego wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych aż po Zatokę Meksykańską. Flotylle kutrów stacjonowały tuż poza granicami trzymilowej strefy ekonomiczneji były one tam całkiem legalne. Najsłynniejszym przemytnikiem był kapitan z rejonu Nowej Anglii William McCoy. Zaopatrywał Nowy Jork, musiał więc pracować dla organizacji kontrolowanej przez słynnego gangstera "Lucky’ego" Luciano.
To Nowy Jork był największą mekką nielegalnego alkoholu?
Tak. I nigdzie wojna Ameryki liberalnej z konserwatywną nie była widoczna lepiej niż w Nowym Jorku. Na początku XX wieku ta wieloetniczna metropolia wyrosła najpierw na stolicę świata, a potem stolicę obywatelskiego oporu wobec prohibicji. Brały w nim udział wszystkie klasy społeczne: umęczeni imigranci z czynszówek w dzielnicy Lower East Side, establishment z Piątej Alei i artyści z Greenwich Village. Spotykały się w nielegalnych pijalniach whisky. Szacuje się, że było ich w Nowym Jorku ponad 30 tysięcy. Obsługiwali je najgroźniejsi gangsterzy epoki.
Jak radziła sobie z przemytnikami policja?
Słabo, a to dlatego że nie dostrzegła zagrożenia i miała wtedy inne kłopoty. W latach 1918 i 1919 Ameryką wstrząsnęły zamachy bombowe, o które podejrzewano radykalne organizacje związkowe, anarchistów i komunistów. Ginęli sędziowie, biskupi, biznesmeni i ich rodziny. Wreszcie kongres rozbudował biuro śledcze, z Edgarem J.Hooverem na czele. Dopiero w połowie lat 20. FBI zdała sobie sprawę, że walka z przemytnikami i gangsterami to jest prawdziwe wyzwanie. Najpewniejszą metodą walki byłoby odcięcie dostaw alkoholu u źródeł.
Wybrzeże?
Tak. To oznaczało zabezpieczenie 18 700 mil linii brzegowej. Poza tym tysiące aptekarzy miało pozwolenie na sprzedaż alkoholu na receptę lekarską. Piwo bezalkoholowe było dozwolone, a jedyny sposób jego produkcji to było warzenie normalnego piwa, a następnie usuwanie z niego alkoholu – bardzo łatwo było nie poddać części piwa tej procedurze. Podobnie było z alkoholem przemysłowym. Jak wiadomo alkohol można pędzić niemal wszędzie, nawet w wannie czy domowej piwnicy. Żeby mieć całkowitą pewność – trzeba było kontrolować wanny i piwnice. Agentów i policjantów było po prostu za mało, żeby sprostać wyzwaniu. Byli też słabo opłacani i nie wierzyli w narzuconą ideę. Byli dość łatwi do skorumpowania. Wielu historyków twierdzi, że rząd zbyt późno zdał sobie sprawę z konsekwencji XVIII poprawki. Struktury mafijne i były gotowe, a bossowie niebotycznie bogaci.
Możemy przytoczyć jakąś spektakularną akcję policji?
Dam przykład słynnego nowojorskiego Clubu 21, na Zachodniej Pięćdziesiątej Drugiej ulicy pod numerem 21, blisko Piątej Alei. Zaczynał jako melina serwująca nielegalne trunki. Uwielbiali go artystyczni luminarze, tacy jak Bracia Marx czy pisarka Dorothy Parker. W 1930 roku niejaki Walter Winchell prowadzący plotkarską kolumnę w "Daily Mirror" został wyrzucony z klubu. W odwecie napisał w artykule, że dziwnym trafem Club 21 nigdy nie doświadczył nalotu agentów prohibicyjnych. Następnego dnia agenci najechali klub. Niedługo później właściciele zatrudnili architekta, który zainstalował w klubie system, który miał ukryć i zniszczyć alkohol w przypadku przyszłych najazdów. Dotyczyło to słynnej piwnicy z winami.
Następny nalot agentów federalnych zdarzył się w czerwcu 1932 roku. Gdy bramkarz zobaczył agentów stojących pod drzwiami, aktywował sekretny alarm, na dźwięk którego barmani uruchamiali specjalny system znikania alkoholu. Oficerowie dostali się do środka i przetrząsnęli lokal w poszukiwaniu alkoholu. Po kilku godzinach przeszukiwania toalet, pokoi, strychu, piwnicy, agenci przyznali się do porażki i opuścili klub. Nie znaleźli dwóch tysięcy skrzynek, które były schowane piętro niżej. Piwnica z winami okazała się niewidzialna. Po uruchomieniu alarmu alkohol zjeżdżał bowiem do zabezpieczonego tajnego pomieszczenia specjalnymi windami. Piwniczka z winem była zlokalizowana w piwnicy przyległego budynku, schowana za sprytnie zamaskowanymi, ciężkimi drzwiami, które dało się otworzyć tylko w jeden sposób – przez umieszczenie metalowego pręta w małej dziurce w konkretnej cegle.
Dlaczego ostatecznie zniesiono prohibicję?
W wielkich miastach okazała się fikcją. Z powodu Wielkiego Kryzysu rząd zaczął szukać wpływów do budżetu. Podatki z alkoholu mogły stać się wybawieniem dla cierpiącej gospodarki. Otwarcie browarów mogło spowodować ogromny wzrost zatrudnienia także w firmach produkujących beczki, butelki, puszki, w firmach transportowych. Kiedy do władzy doszli demokraci, którzy w swej większości byli jej przeciwnikami, prohibicyjną poprawkę zniesiono.
Czy gdzieś wprowadzenie prohibicji przyniosło pożądany efekt?
Konserwatywna, bogobojna prowincja amerykańska do samego końca była przekonana, że zakaz jest słuszny i przynosi społeczeństwu pożytek. I faktycznie: ludzie strzegli się alkoholu. Pamiętajmy, że zwolennikiem prohibicji byli wielcy przedsiębiorcy, na przykład Andrew Carnegie czy HenryFord. Uważali, że alkohol powoduje spadek produkcji i działa na ich niekorzyść. Oni wprowadzenie zakazu przyjęli z radością. W poniedziałkowe ranki w ich fabrykach stawiali się nowi, trzeźwi robotnicy. Wielkie, wpływowe miasta amerykańskie okazały się oporne na zakazy.