Pomimo upływu lat, o nazistowskiej przeszłości Niemiec nie można zupełnie zapomnieć. W tym samym czasie, gdy na lotnisku Pratica di Mare niedaleko stolicy Włoch ciało nazistowskiego zbrodniarza Ericha Priebkego czeka na pochówek, na światło dzienne wyszła informacja o innym wyznawcy narodowego socjalizmu. – Tak, był nazistą – mówi August Oetker, syn współzałożyciela koncernu spożywczego Dr.Oetker.
Dr Oetker jest kojarzony na całym świecie ze słodyczą i przyjemnością. Jednak po blisko siedemdziesięciu latach, syn Rudolfa-Augusta Oetkera wyjawił historię pełną goryczy, która miała nigdy nie zostać upubliczniona. 69-letni syn założyciela koncernu udzielił wywiadu tygodnikowi "Die Zeit", w których mówi nie tylko o swoim ojcu, ale i o ojczymie ojca, który miał go ukształtować ideologicznie.
14 października ukazała się książka "Dr. Oetker i narodowy socjalizm", za której przygotowanie zapłaciła historykom rodzina Oetkerów. Jak czytamy w "Die Zeit", Rudolf-August Oetker rozpoczął kierowanie firmą w 1944 roku. Według dotychczas podawanych informacji, miał dostać się do Waffen SS jako członek klubu jeździeckiego, a nie dobrowolnie. Dziś okazuje się jednak, że Oetker był członkiem klubu jedynie w latach trzydziestych, a do Waffen SS wstąpił z własnej inicjatywy.
Jak mówi August Oetker, jego ojciec "pewnie był nazistą", bo ukształtowały go czasy w których żył., a także ojczym — Richard Kaselowsky, po którego śmierci przejął kierowanie firmą. Syn Rudolfa-Augusta Oetkera wspomina, że ojciec niechętnie mówił o "dawnych czasach". Jednak jest o czym mówić, bo rodzina Oetkerów nie tylko nie sprzeciwiała się skrajnie prawicowej ideologii, jaka wówczas panowała, ale też czerpała korzyści z kontaktów z reżimem.
Oetker nie był wyjątkiem...
To, o czym ojciec nie chciał mówić, syn wyjawił dopiero sześć lat po jego śmierci. Jego zdaniem, poglądy Rudolfa-Augusta Oetkera nie zmieniły się w raz z końcem wojny. – Ci ludzie są nazistami do dzisiaj. Ojciec nie był wyjątkiem – stwierdził w rozmowie z "Die Zeit" August Oetker.
Niemcom nie jest łatwo wracać do historii, ale ta nie pozwala o sobie zapomnieć. Jak słusznie zauważa August Oetker, jego ojciec nie był wyjątkiem. – Wszyscy, którzy wrócili z wojny w Niemczech, to dziadkowie moich czterdziestoletnich kolegów – stwierdza Agata Lewandowski, polska dziennikarka mieszkająca w Berlinie.
Jak mówi blogerka naTemat, niezależnie od jednostki w jakiej służył dany człowiek, tamte czasy nie należą do ulubionych tematów w czasie rodzinnych rozmów. – Jeśli dziadek wrócił z wojny żywy, to raczej nie pytało się go o to, co robił... Nie spotkałam nigdy osoby, która by się szczyciła tym, że jego dziadek brał udział w wojnie. To zupełnie inna sytuacja niż w Polsce – dodaje Lewandowska.
"Kłopotliwa sprawa dla rządu"
O tym, jak trudno współczesnym Niemcom mierzyć się z historią świadczy również głośna w ostatnich dniach sprawa śmierci byłego SS-Manna Ericha Priebkego. Blisko tydzień po śmierci mordercy 335 obywateli Włoch, nadal nie ustalono czasu ani miejsca, w którym powinny spocząć jego zwłoki. Pierwszą próbę podjęto w małej miejscowości Albano Laziale, ale uroczystości przerwały zamieszki. Priebke umarł we Włoszech, gdzie spędził w areszcie domowym ostatnie lata życia.
Włoski premier Enrico Letta stwierdził, że sprawa pochówku nazistowskiego zbrodniarza na terenie Włoch jest bardzo kłopotliwa i trudna dla jego rządu. W prasie pojawiły się sugestie, że to właśnie na Niemcach spoczywa moralna odpowiedzialność za pochówek swojego byłego żołnierza. Gazeta "Sueddeutsche Zeitung" sugeruje, to Niemcy powinni zatroszczyć się o los ciała zbrodniarza, a tym samym zadbać, aby jego czyny nie zostały zapomniane.
Jednak władze brandenburskiego miasta Hennigsdorf k. Berlina sprzeciwiają się temu pomysłowi. – Nie wyrazilibyśmy zgoda na pochowanie Priebkego – stwierdziła rzecznik miasta, zasłaniająca się procedurami. Również Berlin przekonuje, że powinno zostać złożone oficjalne pismo ze strony Włoch w tej sprawie, lecz do tej pory takie nie wpłynęło.
Odpowiedzialność
Krzysztof Ruchniewicz z Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy'ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego przypomina, że pochówek zbrodniarzy hitlerowskich był w RFN "jednoznacznie traktowany". Nie nadawano tym faktom rozgłosu, miejsca pochówku zachowywano w tajemnicy. – Odbywało się to jednak z poszanowaniem zwłok. W ten sposób chciano uniknąć stworzenia dla ugrupowań skrajnie nacjonalistycznych nowych miejsc pamięci. Z drugiej strony nie chciano postępować ze szczątkami człowieka, jak czynili to w przeszłości naziści, dla których - jak wiadomo - były to tylko zbędne "odpadki" – mówi Ruchniewicz.
Czy zatem Niemcy umieją radzić sobie z przeszłością, która przypomina o sobie na każdym kroku? Jak mówi Krzysztof Ruchniewicz, nie można odmówić naszym zachodnim sąsiadom poczucia odpowiedzialności. – Problem uporania się z "trudną" przeszłością w Niemczech nie jest tematem nowym. Czyniono to już w RFN przed 1989 r., czyni się też to nadal. Zaangażowanie to jest o wiele większe niż w innych krajach. Wynika to ze szczególnej historii Niemiec i poczucia odpowiedzialności za nazizm. Oczywiście, upływ czasu, wymiana pokoleń wpływa na ten proces, co nieraz spotyka się z krytyką zewnętrzną – mówi Kierownik Katedry Nauk Historycznych.
Zwłoki Priebkego traktowane są tak, jakby były wyjątkowo niebezpiecznymi skażonymi odpadami. (...) Priebke przyczynił się do zatrucia stosunków między Niemcami a Włochami. O jego czynach pamięta się do dziś. Jednak Priebke pozostaje człowiekiem i także po śmierci należy traktować go jak człowieka. Jeżeli gmina żydowska w Rzymie domaga się, by zwłoki pochowano w miejscu urodzenia przestępcy, to Niemcy powinny przychylić się do tej prośby.