II Konferencja Smoleńska to spotkanie naukowców badających katastrofę prezydenckiego tupolewa. Tajne spotkanie, bo nie wpuszczono na nią dziennikarzy ani osób postronnych – można było jedynie śledzić transmisję w internecie. Bez pytań dociekliwych osób można było mówić cokolwiek, więc na sali pojawiały się nawet najbardziej karkołomne teorie. Jak ta, że brzoza była złamana już 5 kwietnia albo, że dowodem na wysadzenie tupolewa są… pękające podczas gotowania parówki.
– Proszę przyjść na konferencję smoleńską w poniedziałek. Wszystkiego się pani dowie – mówił jeszcze w niedzielę do Moniki Olejnik Adam Hofman pytany o konkretne tezy zespołu Macierewicza. Coś mu się chyba pomyliło, bo na II Konferencję Smoleńską nie mógł wejść nikt postronny (czytaj: z mediów mainstreamowych). Organizatorzy nie podawali publicznie nawet miejsca, w którym się konferencja odbywa.
Mimo wszystko spróbowaliśmy się na nią dostać. Wyszukaliśmy, gdzie należy się udać i tak zrobiliśmy. Spróbowałem wejść do sali, w której występowali prelegenci. Dzięki temu, że nie miałem, kamery udało mi się prześlizgnąć obok ochroniarza, ale po zrobieniu jednego zdjęcia zostałem wypchnięty do wyjścia.
Jedynym łącznikiem między salą a światem zewnętrznym pozostała więc transmisja internetowa i Antoni Macierewicz, który wyszedł skomentować najnowsze rewelacje. Chcąc nie chcąc musieliśmy więc poprzestać na oglądaniu konferencji online. Tam zobaczyliśmy, jak prof. Chris Cieszewski przekonuje, że słynna brzoza, która oderwała skrzydło tupolewa, była złamana co najmniej pięć dni przed katastrofą. – Uderzenie w drzewo nie było powodem tragedii. Powodem tragedii była eksplozja – mówił rozemocjonowany poseł. – Te badania jasno pokazują, że raport rządowy jest zupełnie niewiarygodny – dodał.
Sam autor rewelacji nie zgodził się na rozmowę z mediami innymi, niż "Gazeta Polska" i Telewizja Trwam. Co z bestronnością? Pytanie chyba pozostanie retorycznym. Ale popularność prof. Cieszewskiego przyćmił inny naukowiec. Dr hab. Andrzej Ziółkowski przekonywał, że samolot zniszczyły wybuchy. Wyjaśniał, że odkształcenia poszycia są takie same, jak… pęknięcia na parówkach gotowanych na śniadanie. Pokazywał nawet zdjęcia.
Prof. Jacek Rońda przed konferencją przyznał się do kłamstwa i zrezygnował z jej prowadzenia. Zastąpił go prof. Grzegorz Jemielita z Politechniki Warszawskiej. Zarzekał się, że to niezależna konferencja, bez związków z zespołem Antoniego Macierewicza.
Szef komitetu naukowego jasno przedstawił założenia. – Wpajano nam, że samolot uległ zniszczeniu na skutek zgniecenia, a każdy, kto ma elementarne pojęcie widzi, że kadłub jest rozerwany – wyjaśniał.
Referenci zarzekali się, że są bezstronni, ale stawiane przez nich tezy pokazywały co innego. Prof. Piotr Witakowski porównywał kłamstwa na temat katastrofy smoleńskiej do kłamstwa oświęcimskiego. – Zagnieździ się i nie chce wyjść, jątrzy i truje – mówił. Przekonywał, że nie zbadano kilku ważnych etapów katastrofy smoleńskiej. Całe szczęście te zaniedbania władz nadrobili naukowcy pracujący w zespole Antoniego Macierewicza. Pokazywał zdjęcia innych katastrof i porównywał je do wypadku w Smoleńsku. Pokazywał między innymi Lockerbie, katastrofę w Pensylwanii z 9 września 2001 roku.
Dr hab. Andrzej Ziółkowski opowiadał o badaniach metalowych szczątków prezydenckiego tupolewa. Wyjaśniał, że przeprowadził "naukowe śledztwo" mające wyjaśnić przyczyny katastrofy. Opierał się na… publicznie dostępnych danych. Sam przyznał, że aby taki wypadek wyjaśnić potrzebna jest wizytacja miejsca wypadku. Jednak nie przeszkadzało mu to w przedstawianiu swoich teorii. – Nie mamy dostępu do wraku, ale jest bardzo bogata i wiarygodna dokumentacja fotograficzna – zapewniał.
O swoich badaniach mówił prof. Chris Cieszewski z University of Georgia, który przyleciał specjalnie na spotkanie smoleńskich naukowców. Swój wykład prowadził po angielsku. Prezentował zdjęcia satelitarne z miejsca katastrofy i zastanawiał się, czy białe plamy na nich widoczne to wynik działań rosyjskich władz wojskowych. Wyjaśniał, że to nie może być śnieg, bo niemożliwe jest, by rozbity wrak pokrył się z łatami śniegu. Przekonuje, że coś było ukryte pod ziemią i trzeba badać co to jest.
Ten sam naukowiec mówił też o analizie złamanych drzew, szczególnie słynnej brzozy. Drugi referat Cieszewskiego ma udowodnić, że brzoza był już złamana w chwili katastrofy. Zapewniał, że referat przygotowali jedni z najlepszych na świecie specjalistów. Podpierał się też badaniami prof. Biniendy. Zdaniem Cieszewskiego brzoza była złamana już… 5 kwietnia.
Po ogłoszeniu i skomentowaniu tych rewelacji Antoni Macierewicz opuścił konferencję. Kolejne jej godziny przyniosą pewnie podobne informacje. Media związane z Prawem i Sprawiedliwością będą domagać się dymisji premiera, ministrów i Ewy Kopacz. Ale do tego przecież zdążyliśmy się przyzwyczaić. Do dorocznego zjazdu smoleńskich profesorów i corocznego wybuchu kolejnych rewelacyjnych teorii też niestety będziemy musieli przywyknąć...