– Tak się nakręca spiralę nienawiści – mówi o okładce "wSieci" poseł PO Sławomir Neumann. I dodaje, że widział też zdjęcia z pogrzebu matki Jarosława Kaczyńskiego, na których Antoni Macierewicz czy o. Rydzyk się uśmiechali. – Ale przecież to niczym to nie świadczy – mówi.
Co dla Pana, osobiście, było najważniejsze w postaci Tadeusza Mazowieckiego?
Sławomir Neumann: Był symbolem, Mazowiecki z tą victorią na mównicy sejmowej, kiedy zostawiał pierwszym niekomunistycznym premierem – to obraz, który jako pierwszy będzie się z nim kojarzył, te podniesione ręce w geście zwycięstwa. Mi to zdjęcie najbardziej zapadło w pamięć.
Odszedł człowiek, który budował pewną epokę, tworzył zręby państwa po komunizmie z wszystkimi tego państwa wadami i niedociągnięciami. Trzeba pamiętać, że tamten okres był niesłychanie trudny, to pokojowe przejście rewolucji. On chyba był do tego najlepszy - człowiek kompromisu i dialogu. Dzisiaj, z perspektywy ponad 20 lat, jego postawa jawi się jako słuszna, bo pozwoliła przejść przez ten ciężki okres bez rozlewu krwi – chociaż wtedy oceny postępowania premiera Mazowieckiego były bardzo skrajne. Nie sposób nie docenić wielkości Tadeusza Mazowieckiego. Wielki patriota, myślał przede wszystkim o Polsce. Nawet jego przeciwnicy go doceniali.
Wie Pan, ja ostatnio widziałem w internecie zdjęcia z pogrzebu matki Jarosława Kaczyńskiego, a na nim zadowolonych Antoniego Macierewicza, ojca Rydzyka i kilku innych śmiejących się posłów PiS. Tak się nakręca spiralę nienawiści. To są argumenty emocjonalne, które niepotrzebnie podgrzewają i tak gorącą atmosferę. Mówienie, że to niezależne dziennikarstwo, to określenie na wyrost. Czasem raczej wygląda to na partyjne biuletyny, niż prawdziwe dziennikarstwo.
Jeśli chodzi o samo zdjęcie Donalda Tuska i Władimira Putina, to widziałem już jednego eksperta, który na podstawie zdjęcia z Photoshopa wyciągnął dużo wniosków. Nie wiem, czy bracia Karnowscy też nie pracują w Photoshopie i wprowadzają opinię publiczną w błąd. Trzeba by to sprawdzić, bo manipulowanie faktami to w tym środowisku rzecz powszechna i wyszło to już wiele razy. A wykorzystanie takiego zdjęcia na okładce to albo podbijanie nakładu albo zupełnie cyniczne granie na emocjach ludzi, zapominając o tym, że rodziny tych 96 ofiar wciąż na to patrzą i muszą żyć w tej traumie. W tej atmosferze, którą niektórzy podgrzewają tylko po to, by zrealizować swoje polityczne cele. Ta nienawiść do Donalda Tuska i tezy, że to on z Władimirem Putinem doprowadzili do zamachu, wybuchają regularnie, ale z coraz większą siłą.
Przechodząc do spraw bardziej bieżących. "Rzeczpospolita" dziś ogłasza: to koniec Schetyny. Sądzi Pan, że naprawdę Grzegorz Schetyna może zostać odsunięty od wielkiej polityki i pełnić drugorzędną rolę? Niektórzy twierdzą, że mógłby zostać sekretarzem partii, choć wydaje się to wątpliwe.
Takie wydarzenie nie wchodzi w grę. Po pierwsze, sekretarz generalny jest wskazywany przez szefa partii, czyli Donalda Tuska. Po drugie, dzisiaj sekretarz nie jest członkiem zarządu krajowego, to stanowisko administracyjne i sądzę, że Grzegorz Schetyna o tym nie myśli. On dziś jest wiceszefem, będzie starał się wejść do zarządu krajowego, to pewnie będzie jego cel.
Czyli jednak koniec Schetyny?
To za prosta teza. Na pewno wybory regionalne go nie umocniły, bo taka porażka u siebie osłabia, ale też nie zabija.
Emerytura w Parlamencie Europejskim?
Na pewno jest to moment na zrobienie kroku w tył, ale nie schowanie się zupełnie czy pojechanie do Brukseli. Nie sądzę, by przy tym temperamencie Schetyna chciał porzucić politykę krajową. Szczególnie, że Platformę w najbliższych latach czeka sporo wyzwań i teraz szafowanie ludźmi nie jest naszym celem. Wybory europejskie to na pewno jeden z tych dużych celów i ważne jest budowanie jak najsilniejszych list, ale wątpię, by Grzegorz Schetyna myślał o Brukseli. Raczej o tym, by w ciągu najbliższych tygodni przekonać premiera i innych członków, że powinien być w zarządzie krajowym.
Przy okazji wyborów regionalnych wyszło na jaw kilka afer w PO. Pompowanie kół, a nawet, jak donosiła jedna z posłanek partii, sprzedawanie ziem poprzez państwowe instytucje w zamian za poparcie polityczne. To nie są przykłady na antydemokratyczność tych wyborów?
Absolutnie się nie zgadzam. To są poważne wybory, prawdziwe, nie wiem jak mają inaczej wyglądać, skoro są zgłaszani kandydaci, rywalizują i jest głosowanie. Przy tej okazji oczywiście są duże emocje, ale nic dziwnego – w kilku województwach wyniki były naprawdę na granicy.
A czy ktoś coś komuś za poparcie obiecuje? Podchodzę do takich doniesień bardzo ostrożnie. Jeśli ktoś jest przekonany o korupcji, to od tego jest prokuratura, niezależnie czego to dotyczy – wyborów w PO, przetargów czy wyborów krajowych.
A słynne pompowanie kół?
Jeśli chodzi o pompowanie kół, to przypomnę, że stan kół i tym samym delegatów został określony na marzec, więc pompowanie kół w czerwcu czy lipcu nic nie dało. Wszystkie te opowieści, że ludzi się dopisywali nagle do partii, to nie miało żadnego znaczenia, bo koła było liczone w marcu tego roku. Opowiadanie o tym w mediach to jest raczej tłumaczenie się z porażek już na starcie. Słyszałem głosy ludzi, którzy narzekali, że mają mniejszość w PO i żeby wytłumaczyć swoją porażkę opowiadali o pompowaniu kół. Zawsze tak jest, że emocje przy wyborach sięgają zenitu i głupstwa się opowiada. Jeśli były jakieś wyjątkowe przypadki w wyborach, to nie powinny zaćmić obrazu prawdziwych wyborów w PO, gdzie ścierały się osoby na różnym szczeblu: od szefa koła do szefa partii. Życzyłbym wszystkim partiom takiej demokracji, gdzie można kandydować z kolegami, a potem z nimi być w partii i nic się nie dzieje.