Brytyjska marynarka przeszukuje łódź podejrzanych o piractwo.
Brytyjska marynarka przeszukuje łódź podejrzanych o piractwo. Fot. LA(Phot) Dave Jenkins / Open Government Licence v1.0

Piraci napadają na statki i szybko przetracają zrabowane pieniądze? Najnowszy raport Banku Światowego nie pozostawia wątpliwości, że takie myślenie o współczesnymi piractwie jest grubym błędem. Zarobione dzięki napadom fundusze piraci chętnie inwestują w działalność przestępczą, która dotknąć może każdego z nas nie tylko na morzu. Chętnie robią też całkiem legalne interesy, by zgodnie z prawem zarabiać na... skuteczniejsze uprawianie piractwa.

REKLAMA
Piractwo u wybrzeży Afryki to nie nasz problem - takie przekonanie przeważa w myśleniu większości mieszkańców krajów najbardziej rozwiniętych. To wszystko dzieje się przecież bardzo daleko, gdzieś u brzegu państwa, które właściwie nie istnieje. Ofiarami piratów padają więc na pewno tylko ci, którzy sami się o to prosili. O tym, że współczesne piractwo to jeden z najbardziej palących problemów całego świata od dawna mówią jednak eksperci, a dziś na podparcie ich słów mamy już także twarde dane.
Z opublikowanego w piątek raportu Banku Światowego wynika, iż straty ponoszone przez globalną gospodarkę w związku działalnością piratów są znacznie większe niż mówiły dotychczasowe wyliczenia. Kwoty, którymi obracają piraci i sposób, w jaki wydają oni nielegalnie zdobyte pieniądze dowodzą też, że grubo mylą się ci, którzy sądzą, iż liderzy współczesnych piratów to prowincjonalni gangsterzy.
Wbrew pozorom napady na morzu nie są bowiem jedynym źródłem ich utrzymania, a zrabowane i uzyskane dzięki okupom za statki i ludzi pieniądze nie są natychmiast przez nich przepuszczane. Według ekspertów Banku Światowego, piractwo stanowi w dzisiejszych czasach znakomity sposób na łatwe zdobycie potężnego kapitału biznesowego. Dzięki niemu mogą inwestować w inną działalność przestępczą.

Somalijski podatek od handlu

Roczne koszty piractwa u wybrzeży Somalii wynoszą blisko 7 miliardów dolarów, z czego 80% ponoszą przedsiębiorcy, w tym armatorzy. Wyższe koszty wynikają m.in. z konieczności zwiększenia prędkości z jaką statki handlowe przepływają przez zagrożone atakiem wody, wynajmowania firm ochroniarskich, uzbrajania statków w podstawowe środki antypirackie jak druty kolczaste czy tworzenie tzw. cytadel, czyli ufortyfikowanych stanowisk, w których załoga może bezpiecznie przeczekać atak do przybycia odsieczy. W ostatecznym rozrachunku większość kosztów ponoszą konsumenci towarów, które nieprzerwanym strumieniem płyną na Zachód z azjatyckiej fabryki świata. CZYTAJ WIĘCEJ


Która już bardzo mocno dotyka Europejczyków, Amerykanów, czy mieszkańców najbardziej rozwiniętych państw Azji. Piraci prawdziwe interesy zbijają więc na handlu ludźmi, bronią, czy sponsoringu bojówek, które ochraniają inne gałęzie ich biznesu. Nieobcy XXI-wiecznym piratom jest oczywiście także handel narkotykami.
A także pranie brudnych pieniędzy. Dzięki związkom z "kreatywnymi" finansistami globalnego półświatka piraci mogą inwestować nie tylko na czarnym rynku, ale i wchodzić w interesy zupełnie legalne. I nie mniej legalnie pozyskiwać fundusze na usprawnienie swojej podstawowej działalności. - Piractwo jest nie tylko zagrożeniem dla stabilności i bezpieczeństwa, ale ma także silny wpływ na degenerowanie regionalnej, ale i międzynarodowej ekonomii - ostrzega w rozmowie z "Bussines Insider" Stuart Yikona z Banku Światowego, jeden ze współautorów raportu "Pirate Trails".
I nie są to jedynie oceny stworzone na podstawie wyliczeń ekonomistów. Przy tworzeniu raportu zespół składający się ze specjalistów Banku Światowego i ONZ bazował przede wszystkim na rozmowach z byłymi piratami, wysokiej rangi urzędnikami z całego świata i ludźmi na co dzień zajmującymi się zwalczaniem piractwa.