Nie kończy się sprawa ks. Grzegorza, który pomimo nieprawomocnego wyroku za molestowanie seksualne ministranta do niedawna wciąż pełnił funkcję proboszcza w parafii na warszawskim Tarchominie. Właśnie trwa drugi proces, w którym ksiądz jest oskarżany o czyny pedofilskie na bracie ofiary, przez molestowanie której usłyszał już wyrok. Do prokuratury w Otwocku zgłosił się tymczasem kolejny wykorzystywany przed laty ministrant. I ten sam mężczyzna namawia do zeznań inne ofiary pedofila w sutannie.
Który wbrew pozorom nie jest w tak wielkich kłopotach, jak można byłoby się spodziewać. Co prawda musiał pożegnać się z probostwem na Tarchominie i wydawało się, że metropolita warszawsko-praski abp. Henryk Hoser stanowczo zareagował na ten skandal. Z funkcji kanclerza odwołał przecież ks. Wojciecha Lipkę, który publicznie kwestionował pojęcie "innych czynności seksualnych", które były podstawą skazania ks. Grzegorza.
Biskup pomógł zniknąć
Co stało się z nim samym? Z ustaleń "Newsweeka" wynika, że ks. Grzegorz został ukryty przez abp. Henryka Hosera w jednym z klasztorów na południu Polski. W ten sposób hierarcha rozwiązał kilka problemów za jednym razem. Oskarżany o pedofilię duchowny zniknął z jego archidiecezji, ale jednocześnie zyskał szansę na dłuższe cieszenie się wolnością. A być może uniknięcie zmierzenia się z odpowiedzialnością za najpoważniejsze czyny, których miał się dopuścić.
Bo to właśnie drugi proces ks. Grzegorza dotyczyć ma wielomiesięcznego demoralizowania i wykorzystywania seksualnego. Poprzedni, nieprawomocny wciąż wyrok ksiądz usłyszał za „przytulanie, całowanie, lizanie po szyi i uszach”. "Newsweek" dotarł tymczasem do brata tamtej ofiary, wobec którego ks. Grzegorz w 2001 roku dopuszczać miał się znacznie dalej idących czynności seksualnych.
To od niego zaczęło się śledztwo przeciwko ks. Grzegorzowi. Mężczyzna przez lata milczał i popadał w depresję. Dlatego przyjaciółka skłoniła go do wizyty u psychologa. Ten najpierw wydobył od swojego pacjenta prawdę sprzed lat, a później skłonił go do nagrania wspomnień na dyktafon. Z tym nagraniem udał się do warszawsko-praskiej kurii, gdzie... ówczesny kanclerz ks. Wojciech Lipka zbagatelizował problem. Niewiele pomogła także wizyta w nuncjaturze apostolskiej.
Papież swoje, księża swoje...
Zdaniem dziennikarzy "Newsweeka", polski Kościół postępował w tej sprawie według wytycznych z osławionej watykańskiej instrukcji „Crimen sollicitationis”, która nakazywała krycie pedofilów w sutannach. Za sprzeciwienie się jej ustaleniom groziła ekskomunika. Problem w tym, że bł. papież Jan XXIII podpisał ją w 1962 roku, a w roku 2001 bł. papież Jan Paweł II ją uchylił. Dziś papież Franciszek wprowadził jeszcze bardziej surowe zalecenia dotyczące podejrzanych o pedofilię.
Trzymanie się starych zasad nakazujących duchownym tuszowanie pedofilii działa na korzyść ks. Grzegorza. Przestępstwa o charakterze pedofilskim przedawniają się w Polsce po 15 latach. Od chwili, gdy ksiądz molestował rozmówcę "Newsweeka" minęło tymczasem już 12 lat. A teraz proces stoi w miejscu, bo ksiądz zniknął. Nie stawił się na pierwszej rozprawie.
Kolejną wyznaczono na 11 grudnia. "Newsweek" postanowił sprawdzić, czy kuria kierowana przez abp. Henryka Hosera dopilnuje, by ksiądz stawił się w sądzie. - Ksiądz Grzegorz nie jest już księdzem naszej diecezji - odpowiedział dziennikarzom nowy kanclerz ks. Dariusz Szczepaniuk. Zapewniając jednak, że w tej sytuacji kuria spróbuje dołożyć wszelkich starań, by ks. Grzegorz stawił się na kolejnej rozprawie.
Więcej o nowych wątkach dotyczących sprawy ks. Grzegorza i o tym, jak prokuratura prowadzi śledztwa wobec księży oskarżonych o pedofilię pomagając im cieszyć się dłużej wolnością w najnowszym wydaniu tygodnika "Newsweek".