Anna Kubicz, oskarżona w sprawie organizacji imprezy na Zakrzówku
Anna Kubicz, oskarżona w sprawie organizacji imprezy na Zakrzówku Fot. A. Kubicz

– Organizowałam spotkanie znajomych, a nie imprezę masową – w ten sposób broni się 23-letnia Anna Kubicz, studenta z Krakowa, której po słynnym "ognisku na Zakrzówku" (bawiło się tam 20 tys. osób) usłyszała zarzuty nielegalnej organizacji imprezy masowej. Powinna zostać ukarana czy uniewinniona? - takie pytanie zadaliśmy ekspertom. Zgodzili się tylko co do tego, że sprawa 23-latki z Krakowa, musi być przestrogą dla wszystkich użytkowników Facebooka.

REKLAMA
Anna Kubicz usłyszała prokuratorskie zarzuty kilka tygodni temu. Według śledczych zorganizowała imprezę bez zezwolenia i zachowania warunków bezpieczeństwa oraz podpisała "większość dokumentów związanych z organizacją pikniku". Sama odpowiedziała na oskarżenia w wywiadzie dla naTemat.
Sprostowała, że jedyny dokument, jaki podpisała, to ten dotyczący wynajmu sprzętu. "Bardziej niż przerażona jestem zaciekawiona i czekam na rozwój wydarzeń. Wydaje mi się, że mam silne argumenty. I mam nadzieję, że uda mi się obronić przed karą. Pozbawienie czy ograniczenie wolności za wpis w internecie wydaje mi się trochę absurdalne" – stwierdziła także.
A co o jej sprawie mówią fachowcy?

Wojciech Bergier - adwokat z Krakowa

Mecenas Bergier staje w obronie oskarżonej. Jak mówi, Anna podała na Facebooku informację o towarzyskiej imprezie, a kiedy wymknęło się jej to spod kontroli, "nie miała możliwości powstrzymania ciągu zdarzeń". – Teraz może się bronić, że w żadnym wypadku nie było jej zamiarem organizowanie imprezy masowej, a sprzęt wypożyczyła właśnie dla wąskiej grupy znajomych, więc to o niczym nie świadczy. Nie wiem, czy argumentacja prokuratury jest właściwa i czy w ogóle można uznać dziewczynę za "organizatorkę imprezy masowej" – zaznacza.
Adwokat ma też wątpliwości co do tego, czy część uczestników kwietniowego ogniska wzięła w nim udział właśnie ze względu na facebookowe wydarzenie. – Pewnie jest tak, że ludzie zaczęli tam przychodzić nie wiedząc nawet, że to ta studentka występuje jako inicjatorka. Bawiły się tam spontanicznie zorganizowane grupy, często bez związku z tym pierwszym wydarzeniem na Facebooku – przekonuje.
Jego opinia jest jasna: – "Organizatorka" powinna zostać uniewinniona. Natomiast sama sprawa niech będzie ostrzeżeniem dla ludzi, którzy wykorzystują Facebook i tego typu narzędzia do organizacji wydarzeń.

Prof. Zbigniew Ćwiąkalski, karnista

Zupełnie inaczej na sytuację patrzy prof. Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości. Według niego powinno być jasne, że nieświadomość prawa nie usprawiedliwia. – Jeśli ktoś zwołuje na Facebooku imprezę i zachęca do tego, by pojawiło się jak najwięcej osób, musi zdawać sobie sprawę, że takie wydarzenie trzeba organizować według określonych zasad. Trzeba pomyśleć, kto będzie czuwał nad bezpieczeństwem tych ludzi. A nie przypominam sobie, żeby ta pani w jakikolwiek sposób próbowała zapanować nad tłumem. Więcej, sama beztrosko w tym uczestniczyła – mówi naTemat.
Zdaniem profesora absurdalne jest tłumaczenie, że przy 20 tys. uczestników impreza wciąż pozostawała tylko "spotkaniem towarzyskim". – Można się nie orientować, że to impreza masowa, jeśli uczestników jest 100, 200 czy 500. Ale jeśli tutaj było 20 tys. osób, to nie ma usprawiedliwienia. Można było przynajmniej zawiadomić policję, że wbrew oczekiwaniom przyszło tyle i tyle imprezowiczów – dodaje ekspert.
Konsekwencją takiego toku myślenia jest zrównanie organizacji imprez w świecie wirtualnym z organizacją ich "w realu". Prof. Ćwiąkalski stwierdza, że to dokładnie to samo. – Tym bardziej, jeśli, tak jak w tym przypadku, jest to zaproszenie puszczone w przestrzeń, a nie adresowane do ograniczonej liczby osób. Myślę, że ta sprawa powinna zmienić postrzeganie wirtualnych wydarzeń. Doświadczenie tej pani nauczy innych ostrożności – podsumowuje.