
– "Ustanowiliśmy ścieżkę do porozumienia klimatycznego w Paryżu. Stworzyliśmy finansową konstytucję polityki klimatycznej i wreszcie ustanowiliśmy rozwiązania instytucjonalne dla mechanizmu "loss and damage". Gratuluję wam wszystkim" – powiedział do delegatów przewodniczący szczytu klimatycznego Marcin Korolec. Nie wszyscy są jednak zadowoleni.
REKLAMA
Zakończono warszawski szczyt klimatyczny – 194 delegacje podpisały porozumienie, które ustala zasady finansowania walki ze zmianami klimatu w tym pomocy dla państw najuboższych. Delegaci szczytu klimatycznego ONZ uzgodnili, że co roku kraje rozwinięte mają przeznaczać na walkę ze zmianami klimatu co najmniej 10 mld dolarów ze środków publicznych w taki sposób, żeby jednocześnie zmobilizować do takich samych działań prywatnych inwestorów. Finansowanie łagodzenia zmian klimatycznych w biedniejszych krajach to jedna z najbardziej spornych kwestii szczytu, który rozpoczął się w Warszawie 11 listopada.
Według ustaleń podjętych na COP19 finansowanie publiczne ma przyciągnąć środki prywatne tak, aby w 2020 roku było to w sumie 100 mld dolarów rocznie. Takie kwoty obiecano na szczycie klimatycznym w Kopenhadze w 2009 r. Konwencja klimatyczna ONZ musi otrzymywać od krajów wysoko rozwiniętych plany spełnienia celu, a raz na dwa lata w tej sprawie muszą obradować ministrowie.
Przed kolejnym szczytem w Limie w grudniu 2014 r. kraje rozwinięte mają wpłacić "znaczące" składki do Zielonego Funduszu Klimatycznego, który to będzie koordynował wydawanie pieniędzy. Co zastanawiające, tak skonstruowany dokument jest ogromnie korzystny dla największych "trucicieli", czyli Chin i Indii. Państwa te nie zostały bowiem zobowiązane do ustalenia celów redukcji emisji CO2.
Poprzednia wersja dokumentu zakładała zadeklarowanie przez wszystkie państwa konkretnej kwoty redukcji CO2 - w ostatniej chwili zmieniono słowo "zobowiązanie" na "wkład w walkę z globalnym ociepleniem". Indie i Chiny będą mogły dalej emitować nadmierne ilości dwutlenku węgla, zobowiązały się jednak do przekazywania większych kwot przeznaczanych na "walkę" z globalnym ociepleniem.
Co ważne, delegaci szczytu wypracowali porozumienie dotyczące mechanizmu wsparcia określanego w dokumentach jako "loss and damage". To pomoc dla tych terenów, które są silnie narażone na klęski żywiołowe, takie jak tajfuny czy tsunami.
Spór dotyczył tego, czy przeznaczać środki zapobiegawczo, z wyprzedzeniem, aby uprzedzać klęski żywiołowe, które według ekologów są spowodowane negatywną działalnością człowieka, czy też śpieszyć z pomocą, gdy już dojdzie do katastrofy. Ostatecznie udało się uzgodnić, że mechanizm będzie obejmował obie te kwestie. Filipiny wyraziły niezadowolenie, że porozumienie nie przewiduje powołania żadnej instytucji dedykowanej dla "loss and damage".
Według ekologów z Greenpeace'u i WWF szczyt klimatyczny to tylko strata czasu na rozmowy, z których nic nie wynika, a władze Polski, Chin, Indii czy USA są nieodpowiedzialne, bo pozorowały działania na rzecz ochrony klimatu, a tymczasem podjęto bardzo nieznaczące kroki w tej sprawie. Według szefa Greenpeace International Martina Kaisera organizacje pozarządowe dobrze zrobiły, opuszczając obrady jeszcze w czwartek. Był to protest przeciwko niewystarczającym – zdaniem ekologów – wysiłkom zapobiegającym zmianom klimatycznym.
Źródło: Gazeta.pl, Polskie Radio