
Dokładnej liczby mieszkańców warszawskiej Woli, siłą wyciąganych z mieszkań i mordowanych na różne sposoby przez sadystycznie usposobionych Niemców i ich sojuszników, nie poznamy zapewne nigdy. Ta stołeczna dzielnica, jak żadna inna, usiana jest krzyżami i miejscami pamięci...
REKLAMA
Na ogrom niemieckich zbrodni zwracają uwagę dziś liczne, rozsiane po całej dzielnicy, miejsca pamięci. Poniżej prezentujemy multimedialną mapę Warszawy, z uwzględnieniem wybranych obszarów (adresy współczesne), na których okupanci dokonywali egzekucji w sierpniu 1944 roku (na podstawie publikacji "Powstańcze miejsca pamięci. Wola 1944", wyd. Urząd Dzielnicy m. st. Warszawy, Warszawa 2009).
Już 1 sierpnia 1944 roku, w odpowiedzi na wybuch powstania, Niemcy wydali na Warszawę wyrok śmierci. – Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy – rozkazał Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler. Niemieccy żołnierze realizowali to polecenie wyjątkowo skrupulatnie.
Na ulicach "zbuntowanego" miasta rozgrywały się iście dantejskie sceny. Największy dramat rozpoczął się po 4 sierpnia, kiedy Niemcy ściągnęli do Warszawy znaczne posiłki. Niebawem na ulicach okupowanej polskiej stolicy pojawili się prawdziwi sadyści. Nie wiedzieli, co to litość.
– Co robić z cywilami? Mam więcej jeńców niż amunicji – pytał 5 sierpnia, w rozmowie telefonicznej z gen. Nikolausem von Vormannem, gen. Heinz Reinefarth, dowódca SS i Policji w Kraju Warty (ziemie polskie włączone do Rzeszy), z wykształcenia prawnik. Dowódca specjalnej grupy uderzeniowej, która z żelazną konsekwencją krwawo pacyfikowała warszawską Wolę (także Ochotę).
Bezpośrednim podwładnym Reinefahrta był recydywista i alkoholik - Oskar Dirlewanger. Jego podwładni – różnych narodowości – byli rasowymi przestępcami, kłusownikami, skazanymi uprzednio za przeróżne przestępstwa. Sam Dirlewanger "świecił przykładem", bowiem odsiadywał wcześniej wyrok za... gwałt na nieletniej.
Egzekucje przeprowadzane z niezwykłą brutalnością przez niekarnych, niezdyscyplinowanych, często pijanych żołnierzy, przyniosły ogromne śmiertelne żniwo. Tylko 5 sierpnia, feralnej "czarnej soboty", na Woli zginęło ok. 20 tys. mieszkańców. Mordowano każdego, bez wyjątku - dzieci, kobiety, osoby starsze, pacjentów szpitali... Opróżniano kamienicę po kamienicy, przerażonych cywilów tłoczono na otwartych przestrzeniach lub pod murami domostw, i rozstrzeliwano. Rannych dobijano kolbami karabinów. Stosy trupów zalegały na podwórzach, co groziło wybuchem epidemii. Ciała zamordowanych trawił później ogień, a fetor spalenizny unosił się nad sporą częścią rujnowanego miasta...
W ciągu kilku dni liczba ofiar masakry na Woli sięgnęła co najmniej 40 tysięcy, a niektóre szacunki mówią nawet o 50 tys. pomordowanych. Do największych egzekucji doszło w rejonie ulic Górczewskiej, Zagłoby i Moczydła. Rozstrzeliwano na podwórzach domów, na terenach fabrycznych bądź przy torach kolejowych. Łącznie pozbawiono życia ok. 12 tys. osób. Dziś przypomina o nich okazały krzyż, ustawiony przy Górczewskiej 32.
Od 1 sierpnia br. można korzystać z internetowej bazy ofiar cywilnych, sporządzonej przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Można też zobaczyć plenerową wystawę "Zachowajmy ich w pamięci", prezentowaną w parku Powstańców Warszawy, która uwzględnia dokładnie 57 189 nazwisk warszawiaków poległych bądź zaginionych w powstaniu. Tak spory bilans zamordowanych nie stanowi nawet połowy wszystkich cywilnych ofiar niemieckich zbrodni z okresu walki o Warszawę.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
