Ojciec Wandy dwa lata temu pod wpływem alkoholu śmiertelnie potrącił dwójkę młodych ludzi. - Ostracyzm to chyba byłoby zbyt delikatne określenie, na to co działo się z nami po wypadku. Do kolegi, którego tata odwoził wtedy po pijaku nikt nie miał pretensji, nas prawie zlinczowali - mówi. I tłumaczy, że pijani sprawcy wypadków ofiary zostawiają nie tylko na drodze, ale i wśród najbliższych.
Tragedia, do której doszło w Kamieniu Pomorskim wywołała wielką dyskusję na temat problemu pijanych kierowców siejących postrach na polskich drogach. Wiele do powiedzenia na temat przeciwdziałania podobnym wydarzeniom w przyszłości mieli politycy, dziennikarze i właściwie każdy przeciętny Kowalski. Czy powiedziano jednak wszystko?
Sądziłem, że tak. Dopóki nie spotkałem Wandy. 26-latka z Rumi pod Gdańskiem przypomniała mi, że większość sprawców wypadków, którzy prowadzili na "podwójnym gazie" zostawia więcej ofiar niż wszystkim się wydaje. Oprócz osób zabitych w wypadku i ich rodzin, ofiarami pijanego kierowcy mogą okazać się bowiem także jego najbliżsi. Ofiarą wypadku, który przed kilkoma laty spowodował ojciec Wandy czuje do dziś się także ona, jej matka oraz siostra.
Dlaczego pijany sprawca śmiertelnego wypadku niszczy życie także swoich najbliższych?
Nie wiem, czy tak jest w każdym przypadku. Jednak mój ojciec swoją głupotą skazał na cierpienie nie tylko ludzi, których potrącił i ich rodziny. Nie tylko siebie. Właściwie do dziś wciąż walczymy, by jakoś żyć ze świadomością tego, co on zrobił.
Świadomością, że ktoś bliski zabił dwoje młodych ludzi?
Tak. I tymi wciąż wracającymi wyrzutami sumienia, że mogliśmy go właśnie wtedy wreszcie zmusić do tego, żeby nie wsiadał za kółko. No i przede wszystkim tym, co spotyka rodzinę, gdy wszyscy wiedzą, że twój ojciec albo mąż to właśnie ten facet, który zabił dzieci kogoś znajomego.
Bliskich sprawcy spotyka ostracyzm?
Ostracyzm to chyba byłoby zbyt delikatne określenie na to, co działo się z nami po wypadku. Mieszkaliśmy w małej społeczności, w której każdy zna każdego. Do kolegi, którego tata odwoził wtedy po pijaku nikt nie miał pretensji, bo się nie odzywał. Mama uznała jednak, że powinna pojawić się na cmentarzu na pogrzebie tej dwójki. I wtedy wszystko się zaczęło na dobre. Ona chciała przeprosić, a prawie ją tam zlinczowali. Nawet nie rodziny ofiar, a nasi dawni znajomi.
Może warto było poczekać z przeprosinami aż emocje opadną?
Być może, ale to był wypadek, o którym pisały wszystkie media w okolicy. I mogli skracać nazwisko, ale i tak każdy wiedział. Mój ojciec był w okolicy znany. Jednak niestety także z tego, że siadał za kółko po kieliszku. W okolicy nie miał większych problemów, by od przyjaciół wrócić bez kłopotu, bo przyjaźnił się z tamtejszą policją.
Jeździł po pijaku bez problemów dzięki łapówkom?
Nawet nie. Tu wspólnym mianownikiem dla nich był właśnie alkohol. W małych miasteczkach, jak ktoś jest wpływowy, to zwykle pije w gronie innych ludzi z wpływami i tak się koło zamyka.
Wspomniałaś, że po tragedii, do której twój ojciec doprowadził pojawiły się wyrzuty sumienia, że go nie powstrzymałyście. Kiedykolwiek próbowałyście?
Setki razy. Tata nie jest człowiekiem agresywnym po alkoholu. Nigdy nie było w naszym domu przemocy, ale pił dużo i nigdy nie dał sobie wytłumaczyć, że nie powinien wracać po kilku głębszych. Raz udało się nam go zmusić do przetrzeźwienia przed drogą. Przyjechał po mnie i po siostrę, by zabrać nas z domku nad morzem. Wcześniej podjechał jednak do wujka i tam coś wypili. Wtedy płaczem wymusiłyśmy na nim powrót o jeden dzień później.
Wielu sugeruje, by pijanemu kierowcy chować kluczyki do auta, a nawet zadzwonić po policję, gdy tłumaczenia nie pomagają.
Łatwo to mówić komuś, kto nigdy takich problemów nie miał. Jak się schowa kluczyki, to zaczyna się awantura. Poza tym, jak ktoś bardzo lubi jeździć po pijaku to zawsze pamięta o drugim komplecie pod ręką. Myśmy akurat na policję nie miały po co dzwonić. Nikt by go w okolicy nie zatrzymał.
Skoro alkoholowe znajomości dawały mu taką bezkarność, skąd wasze problemy po wypadku?
Bo jego zamknęli, a społeczność chciała się na kimś wyżyć. Tak my byliśmy ich znajomymi, jak i rodziny ofiar. To z kim mieli trzymać? Tego nie dało się wytrzymać. I tak było nam trudno i wstyd, ale ta nienawiść na każdym kroku nas zabijała. Nic im nie dało, że mama właściwie natychmiast wniosła o rozwód. Wszyscy zachowywali się tak, jakby to ona kazała mu zabić tych ludzi.
Musiałyście się wyprowadzić?
I postanowiłyśmy uciec daleko. Tam, gdzie nikt łatwo nie skojarzyłby nas z ojcem i tym, co zrobił. Tak, by skończyło się wyzywanie od morderców, wytykanie palcami. W sklepie w naszym miasteczku obsługiwali nas jak trędowatych.
Sprawca takiej tragedii wśród najbliższych to jednak nie tylko problemy w społeczności.
Owszem. Jeśli ktoś siada za kółko po pijaku mógłby pomyśleć nie tylko o tym, jak po tragedii, do której może doprowadzić będą zachowywali się ludzie wobec jego najbliższych, ale po prostu o kosztach. Ogromne zadośćuczynienie, do wypłacenia którego ojciec został zobligowany oprócz tego, że usłyszał wyrok pozbawienia wolności musiałyśmy tak naprawdę zapłacić my. Przeprowadzka równie potrzebna była dlatego, że sprzedałyśmy dom, bo w więzieniu ojciec niestety nie zarabia i nagle zabrakło wiele środków.
Niektórzy powiedzą, że to sprawiedliwe. Być może już niedługo rząd przystanie na propozycje, by pasażerowie auta, którym pod wpływem alkoholu kierował pijany kierowca ponosili z nim solidarną odpowiedzialność.
I że niby co? Że powinnam iść do więzienia dlatego, że nie potrafiłam przemówić do wyobraźni dorosłego człowieka? Na szczęście wtedy mnie w aucie nie było, ale nie przeczę, że wiedziałam wiele razy, że tata prowadzi po kieliszku. Co ja miałam zrobić?! (płacz).