Prawo i Sprawiedliwość złożyło projekt ustawy, który przewiduje karę do pięciu lat więzienia za używanie określenia "polskie obozy śmierci" w odniesieniu do niemieckich obozów funkcjonujących w Polsce podczas II wojny światowej oraz za oskarżanie o zbrodnie polskiego podziemia w latach 1939-19345. Ministerstwo sprawiedliwości protestuje.
Według posła PiS Dariusza Piontkowskiego, który w Sejmie uzasadniał projekt ustawy, zwrot "polskie obozy śmierci" uderza w polską rację stanu, a stał się on na tyle powszechny, że nie ma innej drogi niż stosowanie surowych kar. Jak stwierdził Piontkowski, tylko w 2012 roku około 130 razy mówiono o "polskich obozach śmieci".
Projekt PiS, podobnie jak w przypadku błędnego nazewnictwa niemieckich obozów na terenie okupowanej Polski, przewiduje kary grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat pięciu również za publiczne oskarżanie o udział w masowych zbrodniach niepodległościowych podziemnych formacji i organizacji Polskiego Państwa Podziemnego.
Przestępstwa te miałyby być ścigane z urzędu przez prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej, a wyroki podawane do publicznej wiadomości.
Już wiadomo, że pomysł parlamentarzystów PiS spotka się z dużym sprzeciwem. Poseł Twojego Ruchu Marek Kotlinowski złożył wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu, a krytycznie do jego głównych założeń odniósł się także Sojusz Lewicy Demokratycznej. Za dalszymi pracami nad ustawą opowiedzieli się za to politycy Solidarnej Polski i PSL-u.
Inicjatywa PiS nie znalazła też zwolenników w ministerstwie sprawiedliwości. Wiceminister Michał Królikowski zwrócił uwagę, że nie ma możliwości karania cudzoziemców, którzy używają określenia "polskie obozy śmierci". Ani europejski nakaz aresztowania, ani procedura ekstradycji, nie są w tym przypadku podstawą do pociągnięcia danej osoby do odpowiedzialności. "Ta kryminalizacja będzie miała charakter czysto symboliczny" – skomentował Królikowski.