Medialny cyrk rozpoczyna się co dnia na nowo i szybko umykają w nim gdzieś tematy, które jeszcze niedawno wszystkich elektryzowały. Tak stało się w poniedziałek ze sprawą wyjścia na wolność Mariusza Trynkiewicza. Wszyscy powoli przyzwyczajają się do tego faktu i temat dochodzi w zapomnienie. Tymczasem głos postanowił przecież zabrać sam pedofil-morderca.
"Siedziałem przez 25 lat i nie zbijałem bąków, ale jednak robiłem wszystko, by okres mojego siedzenia spędzić aktywnie pracując nad sobą" - czytamy w liście, który Mariusz Trynkiewicz postanowił napisać do dziennikarki Polsat News Agnieszki Zalewskiej. Nie wybrał jej przypadkowo - to autorka jednego z reportaży na temat jego pedofilskich zbrodni i rychłego wyjścia na wolność. Fragmenty korespondencji Trynkiewicza do dziennikarki ujawniono programie "Państwo w państwie", którego redakcja od dawna zajmuje się sprawą uwolnienia tego niebezpiecznego człowieka.
Trynkiewicz w swoim liście przekonuje jednak, że to nie jego dawne zbrodnie, a najnowsze materiały dziennikarskie czynią go potworem. "Ja przez 21 lat mojego wyroku przebywałem na oddziale terapeutycznym w zakładzie karnym w Strzelcach Opolskich, gdzie pracowałem z psychologami, uczęszczałem na terapię i tu do Rzeszowa zostałem przewieziony w celu odbycia terapii, którą odbyłem podczas 12-miesięcznych zintensyfikowanych zajęć" - podkreśla.
W zakładzie karnym morderca czterech chłopców sporo czasu musiał też poświęcić na poznanie swych praw. Dziś przypomina, że jeśli wkrótce nie będzie mógł cieszyć się wolnością, to on zostanie ofiarą. "Ja zostałem skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Tak mówi prawomocny wyrok i kierowanie mnie do zamkniętego ośrodka przedłuża ten okres pozbawienia wolności. Już w tym jest sprzeczność. Jest to drugi wyrok za to samo przestępstwo. Tym samym działanie prawa wstecz" - pisze w liście.