
Studenci Uniwersytetu Warszawskiego walczą z władzami BUW-u o wydzielenie niewielkiej przestrzeni, w której mogliby odgrzewać własne, przyniesione z domu jedzenie. – Nie każdego stać na obiad za 15 złotych, poza tym to, co gotujemy sami jest smaczniejsze i zdrowsze – mówią. Co myślą o inicjatywie właściciele okolicznych kawiarni? – Boimy się, że wolnodostępne mikrofalówki zabiorą nam klientów, ale rozumiemy potrzeby studentów – mówią.
REKLAMA
– Inicjatywa "BUW na ciepło – ugotuj, przynieś, podgrzej" zrodziła się podczas przerwy w BUW-ie – mówi Teresa Teleżyńska, studentka socjologii. – Wraz z Jędrzejem Malko rozmawialiśmy o tym, że taki aneks powinien powstać, postanowiliśmy więc napisać maila do administracji BUW-u– mówi. Niestety, studenci nie dostali żadnej odpowiedzi, dlatego stwierdzili, że zgłoszą projekt jako inicjatywę możliwą do zrealizowania na zajęciach "Socjologia w działaniu", prowadzonych w Instytucie Socjologii UW przez Joannę Erbel i Miłosza Ukleję.
– To zajęcia, na których studenci i studentki najpierw czytają teoretyczne teksty o partycypacji i lokalności, a potem mają wymyślić i przeprowadzić interwencję – mówi Joanna Erbel. Pomysł Teresy Teleżyńskiej i Jędrzeja Malko bardzo się spodobał, postanowiono więc przeforsować stworzenie przyjaznej i dostępnej dla wszystkich przestrzeni, w której studenci mogliby odgrzać własnoręcznie przygotowane w domu posiłki i zjeść je w przyjemnej atmosferze. "Jedna lub dwie kuchenki mikrofalowe i kilka stolików powinno całkowicie wystarczyć" – piszą.
Petycja i stoliki
Studenci rozpoczęli od napisania petycji do władz BUW-u, w której zaznaczyli, że "chętnie pomogą w organizacji takiej przestrzeni, zarówno na etapie jej planowania jak i wyposażania", a także, że pomysł jest wynikiem pewnych obostrzeń żywieniowych, jakich muszą trzymać się osoby, które np. nie tolerują glutenu lub są weganami.
Studenci rozpoczęli od napisania petycji do władz BUW-u, w której zaznaczyli, że "chętnie pomogą w organizacji takiej przestrzeni, zarówno na etapie jej planowania jak i wyposażania", a także, że pomysł jest wynikiem pewnych obostrzeń żywieniowych, jakich muszą trzymać się osoby, które np. nie tolerują glutenu lub są weganami.
– Stołówki i miejsca do odgrzania posiłków do standard na zachodnich uczelniach – mówi Joanna Erbel. – Wspominają o tym często osoby, które wracają w Erasmusa, zwykle podają przykład Francji – dodaje. Jednocześnie zaznacza, że nie zna takich przykładów z Polski.
Studenci założyli fanpage na Facebooku, który "polubiło" już blisko 2000 osób. Pod petycją do władz BUW-u podpisało się ponad 500 chętnych. – W założeniu mikrofalówki byłyby ogólnodostępne dla wszystkich użytkowników BUWu. Idealnie byłoby, gdyby obok nich stanął też czajnik elektryczny, a także kilka stolików i krzeseł – mówi Teleżyńska. Kto miałby sfinansować przestrzeń? – Zgłosiło się do nas już kilka osób, które są gotowe oddać swoje nadprogramowe mikrofalówki. Myślę, że krzesła i stoliki też nie byłyby trudne do znalezienia, gdybyśmy o to poprosili – dodaje Teleżyńska.
A jak rozwiązać sprawę higieny? – Dziś wysłałam pismo do Sanepidu, czekam na odpowiedź – mówi studentka. Jeżeli chodzi o kwestię higieny, to organizatorzy i organizatorki proponują "gentlemańską umowę", że każdy sprząta po sobie. Studenci i studentki nie wykluczają również, że nad tym warto byłoby jeszcze popracować. – To wszystko jest kwestią dyskusji, już jak pojawi się wola ze strony administracji BUWu, żeby takie miejsce powstało – mówi Joanna Erbel.
Informacja o inicjatywie "BUW na ciepło" nie dotarła do wszystkich studentów warszawskich uczelni, jednak ci, którzy o niej słyszeli, zazwyczaj ją popierają.
Informacja o inicjatywie "BUW na ciepło" nie dotarła do wszystkich studentów warszawskich uczelni, jednak ci, którzy o niej słyszeli, zazwyczaj ją popierają.
Studenci są za
Dlaczego tego nie zrobić? Jeżeli ktoś ma na to ochotę, to czemu nie? – mówi Kamil, student I roku romanistyki i II roku prawa. Marek, również student I roku romanistyki przyznaje, że gdy spędza w BUW-ie cały dzień na nauce przed sesją, to na jedzenie wydaje ok. 50 złotych. Skąd ma na to pieniądze? – Od rodziców – przyznaje. Ania, jego koleżanka, która na studia przyjechała z Białegostoku dodaje, że gdyby mieszkała trochę dalej od biblioteki, to z pewnością odgrzewałaby jedzenie, które dostaje od rodziców i które gotuje sobie sama. – Wynajmuję mieszkanie tak blisko BUW-u, że w moim przypadku łatwiej jest wyskoczyć na obiad do domu – mówi.
– To świetny pomysł – mówi Karolina, studentka II roku MISH-u. – Chciałabym sobie coś odgrzewać, w BUW-ie trudno jest dostać smaczne i tanie jedzenie, a przecież każdy woli zjeść coś swojego, ma ulubione smaki – mówi Karolina. Adrian i Krzysiek, studenci piątego roku prawa o inicjatywie "BUW na ciepło" dowiedzieli się z internetu. – Popieramy, jak najbardziej – mówią. – Często jest tak, że ktoś siedzi w bibliotece przez cały dzień, to musi wydawać pieniądze na jedzenie, a nie każdego na to stać – dodają. – My chodzimy do wszystkich lokali, najrzadziej do Rewersu. Często jemy makaron w Noonie, to poza biblioteką, jest smaczny – tłumaczą.
Dla Asi, studentki ostatniego roku etnologii, jedzenie w BUW-ie zawsze było problematyczne. – Z punktu widzenia osoby nie jedzącej mleka i mięsa oferta BUW była słaba. Zazwyczaj jadłam jakieś bułki czy owoce kupione w sklepie na Dobrej – mówi Asia. Opowiada, że jak pisała pracę licencjacką nocami w BUWie, to z kolegą robili sobie małe "przyjęcia pudełkowe". – Dochodziło do wymiany, jakieś sałatki, zimne kluski, kanapki... Stanowczo unikałam kebabu na Dobrej, bo był okropny.
Znam sporo osób, które muszą np. trzymać się diety bezglutenowej – mówi Łukasz, student politologii. – Ułatwmy im to: sporo się mówi o innowacyjności szkolnictwa wyższego, jego dostosowaniu do rynku pracy, a "czynnik ludzki" jakoś w tym umyka – dodaje.
Berenika i Małgorzata, studentki VI roku medycyny również popierają inicjatywę "BUW na ciepło". – To świetny pomysł, lepiej jeść własne jedzenie, które jest smaczniejsze, zdrowsze i tańsze – mówią. Przyznają również, że w bibliotece są tylko dwa miejsca, w których można zjeść ciepły obiad – Hula Kula i Rewers.
Jednak dla Karoliny, studentki III roku prawa, to kompletnie bezzasadny pomysł. – Nigdy nie byłam w stołówce studenckiej, do Rewersu też nie chodzę, najczęściej jem coś w okolicy BUW-u. Ale nie chciałabym nic sobie podgrzewać – dodaje. Karolina uważa, że cenowo uniwersyteckie knajpy nie wypadają najgorzej, ale trzeba pamiętać, że są ludzie, którzy nie mają 10, 15 złotych na obiady. – Nie wiem, gdzie by miały stać te mikrofalówki – mówi. –Przecież takie podgrzewane jedzenie śmierdzi, poza tym ktoś to musi sprzątać i jeszcze na pewno przyczepi się do tego Sanepid – mówi. – Podpiszę każdą petycję, byleby tylko tego nie było.
Stringi w mikrofalówce
Tego samego zdania są pracownice biblioteki, które zajmują się utrzymywaniem porządku na regałach z książkami. – Co za okropny pomysł –mówią. – Czego ci studenci jeszcze chcą? – oburzają się. – Nie mówimy tego dlatego, że jesteśmy "tymi wrednymi babami", które krzyczą na biednych ludzi, ale studenci naprawdę nie potrafią utrzymać wokół siebie porządku – mówią. Pracownice BUW tłumaczą, że czytelnicy często łamią zakaz wnoszenia jedzenia na teren samej biblioteki i jedzą posiłki przygotowane w domu nad książkami. – Potem strony się sklejają, są całe uświnione czekoladą i jakimś masłem. Pani chciałaby mieć w domu takie książki?– pytają się, a ja zgodnie z prawdą odpowiadam, że nie.
– No właśnie. Jak było ciepło, to ktoś sobie przyniósł całego arbuza i jadł nad książką – mówi jedna z pań. – Najgorzej jest wtedy, kiedy biblioteka przed sesją działa przez całą noc. Znalazłyśmy kiedyś między regałami stringi, małe buteleczki z alkoholem, a nawet pety. Nie wiemy, jak studenci będą w stanie zadbać o mikrofalówki, skoro robią wokół siebie taki bałagan – dodają pracownice BUW-u. Ale czy mikrofalówki poza czytelniami nie zmniejszą ilości "kanapkowych skrytożerców"? – Eeee tam, my w to nie wierzymy. A nawet jeżeli, to dla osób, które jedzą nad książkami powinny być surowsze kary – dodają.
Knajpy, o dziwo, też za...
A co na to pracownicy knajp, które znajdują się na terenie Biblioteki Uniwersyteckiej? Czy boją się konkurencji w postaci "odgrzewalni" własnoręcznie przygotowanych w domu posiłków? – Oczywiście trochę martwimy się, że zabierze nam to klientów – przyznaje przyszła właścicielka kawiarni Fenomenalna, w której można zjeść kanapki za 12 złotych, makarony za 18 i ciastka za 10. – Rozumiem potrzeby studentów, przecież nie każdego stać na jedzenie w kawiarniach. Ale trzeba pamiętać, że płacimy komercyjny czynsz za wynajem lokalu i nie możemy pozwolić sobie na obniżkę cen – dodaje. Przyznaje również, że nie zamierza bojkotować akcji "BUW na ciepło". Podobnej deklaracji nie słyszałam od właścicieli innych lokali, wręcz przeciwnie – do pomysłu studentów odnosili się z zadziwiającą sympatią.
Knajpy, o dziwo, też za...
A co na to pracownicy knajp, które znajdują się na terenie Biblioteki Uniwersyteckiej? Czy boją się konkurencji w postaci "odgrzewalni" własnoręcznie przygotowanych w domu posiłków? – Oczywiście trochę martwimy się, że zabierze nam to klientów – przyznaje przyszła właścicielka kawiarni Fenomenalna, w której można zjeść kanapki za 12 złotych, makarony za 18 i ciastka za 10. – Rozumiem potrzeby studentów, przecież nie każdego stać na jedzenie w kawiarniach. Ale trzeba pamiętać, że płacimy komercyjny czynsz za wynajem lokalu i nie możemy pozwolić sobie na obniżkę cen – dodaje. Przyznaje również, że nie zamierza bojkotować akcji "BUW na ciepło". Podobnej deklaracji nie słyszałam od właścicieli innych lokali, wręcz przeciwnie – do pomysłu studentów odnosili się z zadziwiającą sympatią.
– Mamy zestawy lunchowe dla studentów w cenie 13 złotych: w skład wchodzi zupa, drugie danie, deser i napój w małej, szklanej butelce, np. cola, woda albo tonic. Ci, którzy nie mają ważnej legitymacji studenckiej płacą 17 złotych – mówi Tomasz Siedlecki, manager gastronomii w Hula Kuli. – Dziennie wydajemy około 250 - 300 obiadów, raczej nie boimy się, że przez mikrofalówki stracimy klientów. Osoby, które odgrzewałyby swoje własne obiady, teraz przynoszą do biblioteki kanapki i jedzą je na schodach albo ławkach przed wejściem – dodaje Igor Zapolski, kierownik działu marketingu w Hula Kuli. Obydwaj mężczyźni przyznają, że ewentualne miejsce do odgrzewania własnego jedzenia nie zagroziłoby im w prowadzeniu biznesu, ponieważ tacy studenci nie są targetem firmy. – A jak się nie zgodzą, to może sami wystawimy mikrofalówki? – mówią pół żartem, pół serio.
– Już dawno powinno coś takiego powstać – uważa pani zajmująca się przygotowywaniem kanapek, które są później sprzedawane na stoisku Piekarni Szwajcarskiej. – To już standard na większości wyższych uczelni na całym świecie, nie wiem, dlaczego nie mielibyśmy wprowadzić tego u nas? Jednocześnie przyznaje, że odkąd pojawił się Rewers, musiała zrezygnować z przygotowywania "poważniejszych" posiłków.
To samo mówi manager kawiarni, znajdującej się vis-a-vis wejścia do biblioteki. – W lutym będzie już nowy właściciel, który będzie sprzedawał tylko ciastka i kawę – dodaje. W jego dotychczasowej knajpce można było zjeść naleśniki (9,50 – 11 złotych), makarony (14 złotych) i sałatki (9,50 złotych).
Wielki Rewers
Z relacji studentów i właścicieli innych kawiarni wynika, że Rewers to prawdziwy monopolista, jeżeli chodzi o obiady dla studentów. Czy jego właściciel popiera pomysł studentów socjologii? – Raczej nie popieram, mam sporo wątpliwości – mówi Kamil Fijałek. – No bo tak: co z zapachem, wentylacją, higieną, sanepidem? Kto to będzie sprzątał, nadzorował, kto ma kupić mikrofale? – wylicza. Zaznacza również, nie nie chodzi mu tylko o sprawy biznesowe, ale o kwestie czysto praktycznie. – A jak ktoś wrzuci do mikrofalówki dezodorant? Albo widelec? Wariatów przecież nie brakuje na świecie – mówi. Mój rozmówca zaznacza również, że Do BUW-u często przychodzą bezdomni, którzy zimą chowają się przed mrozem. – Coś mi się wydaje, że będą pierwszymi użytkownikami tych mikrofalówek – mówi.
Z relacji studentów i właścicieli innych kawiarni wynika, że Rewers to prawdziwy monopolista, jeżeli chodzi o obiady dla studentów. Czy jego właściciel popiera pomysł studentów socjologii? – Raczej nie popieram, mam sporo wątpliwości – mówi Kamil Fijałek. – No bo tak: co z zapachem, wentylacją, higieną, sanepidem? Kto to będzie sprzątał, nadzorował, kto ma kupić mikrofale? – wylicza. Zaznacza również, nie nie chodzi mu tylko o sprawy biznesowe, ale o kwestie czysto praktycznie. – A jak ktoś wrzuci do mikrofalówki dezodorant? Albo widelec? Wariatów przecież nie brakuje na świecie – mówi. Mój rozmówca zaznacza również, że Do BUW-u często przychodzą bezdomni, którzy zimą chowają się przed mrozem. – Coś mi się wydaje, że będą pierwszymi użytkownikami tych mikrofalówek – mówi.
Ile kosztują obiady w Rewersie? Dziś za spory placek ziemniaczany z ratatouille i herbatę różaną zapłaciłam 19 zł. Smak to kwestia gustu, ale uważam, że zrobiłabym to lepiej, co tylko potwierdza znaną prawdę, że każdy najbardziej lubi to, co sam sobie przygotuje. – Dzisiaj mamy zestaw dnia w cenie 16 złotych – mówi Karolina Wzorek, menadżerka Rewersu. A ile kosztują "pojedyncze" rzeczy?
Ceny przysłowiowych kotletów wahają się od 9 do 15 złotych, dodatkowo płci się za sałatki, ziemniaki czy ryż. W sumie dwudaniowy obiad z deserem i napojem kosztuje ok. 30 – 35 złotych, można jednak zjeść tańsze naleśniki (4 zł) lub pierogi (10 zł) Kamil Fijałek przyznaje, że studenci narzekają na zbyt wysokie ceny. – Nie możemy ich obniżyć, jesteśmy dużą firmą, zatrudniamy blisko 20 osób, a opłaty nie należą do najniższych – mówi. Przyznaje również, że używają wysokiej jakości produktów, a nie jakiś tańszych zamienników. – Dbamy o jakość jedzenia – przyznaje, a spotkani w knajpie studenci to potwierdzają. Właściciel Rewersu mówi, że mikrofalówki mogą zabrać im sporą grupę klientów. Pod koniec rozmowy stwierdził jednak, że pomysł jednak nie jest taki zły.
Poza budynkiem biblioteki
W najbliższym sąsiedztwie biblioteki znajdują się jeszcze dwie, duże kawiarnie, w których można zjeść coś na ciepło – Rue de Paris i Noona. Czy ich właściciele obawiają się konkurencji? – Już od dawna robimy tak, że ktoś zamawia u nas tylko kawę, a my odgrzewamy mu zupę, którą przyniósł sobie w pojemniku – mówi menadżerka Rue de Paris. Przyznaje jednocześnie, że w dłuższej perspektywie czasowej "BUW na ciepło" może jej zabrać klientów. – Osoby, które przychodzą do nas na makaron (od 15 do 17 złotych) i kanapki (10 złotych) po prostu lubią naszą kuchnię. Ci, którzy chcą odgrzewać sobie własne jedzenie z domu powinni mieć taką możliwość – mówi pan Paweł, menadżer Noony.
W najbliższym sąsiedztwie biblioteki znajdują się jeszcze dwie, duże kawiarnie, w których można zjeść coś na ciepło – Rue de Paris i Noona. Czy ich właściciele obawiają się konkurencji? – Już od dawna robimy tak, że ktoś zamawia u nas tylko kawę, a my odgrzewamy mu zupę, którą przyniósł sobie w pojemniku – mówi menadżerka Rue de Paris. Przyznaje jednocześnie, że w dłuższej perspektywie czasowej "BUW na ciepło" może jej zabrać klientów. – Osoby, które przychodzą do nas na makaron (od 15 do 17 złotych) i kanapki (10 złotych) po prostu lubią naszą kuchnię. Ci, którzy chcą odgrzewać sobie własne jedzenie z domu powinni mieć taką możliwość – mówi pan Paweł, menadżer Noony.
A co na to BUW?
Biblioteka Uniwersytecka odpowiedziała na petycję studentów listem, który zamieszczono na fanpage'u inicjatywy. "Rozumiemy potrzebę zjedzenia ciepłego posiłku podczas wielogodzinnej nauki. Brak takiej możliwości jest za pewne uciążliwy szczególnie zimą. Pragniemy zwrócić uwagę, że zawsze staramy się dokładać wszelkich starań, aby pomagać studentom w miarę możliwości technicznych i organizacyjnych" – napisali, tłumacząc jednocześnie, że decyzja tak naprawdę nie zależy od władz biblioteki. Całość terenu jest w dyspozycji Biura ds. Nieruchomości Powiśle, która podlega kanclerzowi Uniwersytetu Warszawskiego. Z relacji właściwie wszystkich właścicieli knajp wynika, że to bardzo ciężki partner do dyskusji.
– Jesteśmy otwarci na dialog, będziemy pertraktować i mamy nadzieję, że nam się uda – mówi pomysłodawczyni projektu.
Teresa dostała już odpowiedź z Sanepidu, według nich odgrzewanie jedzenia nie wymaga spełnienia żadnych specjalnych wymogów. Studentki i studenci nawiązali również dialog z Biurem ds. Nieruchomości na Powiślu – mają nadzieję na spotkanie.