No i klops. Super-minister Bieńkowska po wręcz wymarzonym „starcie” jako wicepremier, poślizgnęła się. Dosłownie i w przenośni. „Sorry, ale taki mamy klimat” – jako odpowiedź na paraliż kolei jest dokładnie tym, czego nie powinna powiedzieć. Ale… czy właściwie w Polsce nie jest dokładnie tak, jak mówi?
„Super-minister”, „Bieńkowska superstar”, „najlepsze zagranie Tuska” – tak o Elżbiecie Bieńkowskiej pisano jeszcze w listopadzie, tuż po rekonstrukcji rządu. „Bezczelna wypowiedź Bieńkowskiej”, „wicepremier bohaterką memów”, „internet śmieje się minister Bieńkowskiej”, „minister skandalicznie o…” – a tak jest dzisiaj.
Wszystko przez pięć (nie)potrzebnych słów, jakie padły z ust wicepremier w „Faktach po faktach” na TVN24. Tak, chodzi o „sorry, ale taki mamy klimat”. W ten sposób Elżbieta Bieńkowska tłumaczyła gigantyczne opóźnienia na kolei, spowodowane atakiem mrozu i zimy. Od poniedziałkowego wieczoru w polskiej polityce mówi się właściwie tylko o tym. Wystarczy wklepać w Google: „Bieńkowska”. Nr jeden do Wikipedia, cała reszta to echo jej wypowiedzi.
Na wicepremier sypią się gromy z każdej strony. Przecież to skandal, zastępczyni Tuska bagatelizuje, problem tysięcy pasażerów. Ba, wręcz się z tego wszystkiego nabija. Na pewno? Prawda jest taka – choć niektórym ciężko się z nią pogodzić – że… jest dokładnie tak jak mówi Bieńkowska. Zima w tym roku nie zaskoczyła – co najwyżej późnym przyjściem. Takie wypadki się zdarzały, zdarzają i zdarzać będą. „Sorry, ale taki mamy klimat”.
Minister Bieńkowska poślizgnęła się na wyjątkowo drażliwym temacie. Zima-pociąg-opóźnienia to trójkąt, który dla polityka nigdy nie wróży nic dobrego. Niezależnie od tego, czego by nie powiedział. Bieńkowska szczerze, ale nieco zbyt pochopnie, powiedziała po prostu jak jest. Politykowi może i nie wypada, ale czy zamiast tego wolelibyśmy słuchać kolejnych regułek o tym, że „politycy, robią co w ich mocy”? I tak źle, i tak niedobrze. W tym przypadku wszystko spotęgował niefortunny dobór słów do całkiem zasadnej wypowiedzi. Nie okłamała nikogo, opóźnienia nie wynikały z jej winy, powiedziała tylko z czym mamy do czynienia.
Każdego dnia po polskich torach jeżdżą tysiące składów. I choć minister Bieńkowska myliła się mówiąc, że „utknęły tylko dwa na cztery tysiące” z nich, to ciężko, żeby w przypadku zimy do takich sytuacji nie dochodziło. PKP informowało potem, że ponad godzinę opóźnienia miały 82 pociągi (mniej niż godzinę pewnie jeszcze więcej). Myślę, że dla pasażerów, którym szczerze tych podróży współczuję, jest to wystarczająca definicja „utknięcia”.
Pewnie, tłumaczenie Elżbiety Bieńkowskiej siedzącej w ciepłym studiu raczej nie trafia do ludzi, którzy tymi składami podróżowali, ale każdy, kto w przeżył w Polsce przynajmniej jedną zimę, wie, że takie sytuacje nie tylko mogą, ale na pewno się zdarzą. Oczywiste jest (dla Ciebie, dla mnie i dla minister Bieńkowskiej), że nie powinno ich być, ale trzeba się z nimi liczyć. Swoją drogą mam wrażenie, że w tym roku coroczny "dramat na kolei" i tak przeszedł stosunkowo delikatnie w porównaniu do lat poprzednich. „Sorry, ale taki mamy klimat".
To wszystko wystarczyło, by Bieńkowską obwiniać za stan polskiej kolei z ostatnich X lat. Czego to ja na jej temat dzisiaj w komentarzach nie przeczytałem, niektórzy chcieliby chyba, by wicepremier prosto ze studia pojechała naprawiać zerwane trakcje. Nie mamy czasem szefostwa PKP, które powinno siedzieć w studiu zamiast niej?
Cieszę się za to, że jest spora część komentarzy, która Bieńkowską nie tylko rozumie, ale i za występ chwali (to raczej ci, którzy w poniedziałek pociągami nie jeździli). Jeden z internautów trafnie porównał, że raczej mało który kierowca wyklina premiera Tuska podczas porannego skrobania szyb w samochodzie.
Jedne kraje walczą z tsunami, drugie z trzęsieniami ziemi, a jeszcze inne z huraganami i pożarami. My mamy "tylko" zimę, srogą zimę (chociaż w porównaniu do tej w USA nie jest jeszcze tak źle). Szczęście w nieszczęściu, że przynajmniej mniej więcej wiemy, kiedy można się jej spodziewać. W ostatecznym rachunku chyba nie jest u nas tak źle?