Historia Grzegorza Ślaka, który obiecał pracownikom 50 proc. podwyżki za przejście na nieoskładkowane umowy, szybko obiegła internet. Biznesmen wypowiedział w ten sposób wojnę ZUS-owi, który uważa za marnotrawienie pieniędzy. Ale co na to sam ZUS? – To nieetyczne i niezgodne z prawem – ocenia członek rady nadzorczej Zakładu, Jeremi Mordasewicz. Jednak jego kolega po fachu Wojciech Nagel, wskazuje, że to akt desperacji pracodawców.
Grzegorz Ślak najpierw wsławił się tym, że zatrudnił się na umowie o pracę na płacy minimalnej, żeby płacić jak najmniejsze składki na ZUS (resztę pieniędzy dostawał na podstawie innych umów). Teraz zaś obiecał swoim pracownikom, że każdy, kto przejdzie na nieoskładkowaną umowę (tzw. śmieciówkę), dostanie podwyżkę. W ten sposób biznesmen wypowiada wojnę ZUS-owi, w który nie wierzy: ani w zapewnienie państwowej opieki zdrowotnej, ani w wypłatę emerytur.
ZUS może skontrolować Ślaka
Co na takie działania przedsiębiorcy ZUS? Gdy pytam o to rzecznika Zakładu, ten podkreśla, że może tylko ogólnie odnieść się do takich sytuacji.
– Nieoskładkowaną formą zatrudnienia jest umowa o dzieło, która nie może być dowolnie stosowana – mówi Jacek Dziekan.
Rodzaje umów
Umowa o dzieło – umowa cywilnoprawna. Przez umowę o dzieło przyjmujący zamówienie zobowiązuje się do wykonania oznaczonego dzieła, a zamawiający do zapłaty wynagrodzenia. Warunkiem zaistnienia umowy o dzieło jest określenie w umowie dzieła jakie ma wykonać przyjmujący zamówienie. Dziełem może być dowolna rzecz, utwór (np. program komputerowy). Nieoskładkowana.
Umowa zlecenia – umowa cywilnoprawna. Przedmiotem umowy zlecenia jest wykonanie określonej czynności prawnej (odpłatnie lub nieodpłatnie). Ścisła definicja kodeksowa nie obejmuje zleceń dotyczących wykonania czynności faktycznych, choć niektórzy prawnicy rozszerzają znaczenie umowy zlecenia także na takie umowy, poprzez odniesienie do art. 750 K.C. dotyczącego umów o świadczenie usług gdzie indziej nieuregulowanych, których przedmiotem może być także wykonanie czynności faktycznych. Może być oskładkowana, ale nie musi.
Umowa o pracę - polega na złożeniu zgodnych oświadczeń woli przez pracownika i pracodawcę, w których pracownik zobowiązuje się do osobistego świadczenia pracy na rzecz pracodawcy pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie przez niego określonym, a pracodawca do zapłaty umówionego wynagrodzenia. Zawsze oskładkowana.
Jeśli praca odbywa się regularnie w określonych, stałych godzinach i wykonywana jest w jednym miejscu, to ma charakter pracy etatowej. – Taka osoba powinna być zatrudniona na umowę o pracę. ZUS ma możliwość przeprowadzenia kontroli, czy forma zatrudnienia jest zgodna ze stanem faktycznym. Zakład może uznać, że charakter pracy rodzi obowiązek ubezpieczeń społecznych i wydać decyzję o podleganiu im – wyjaśnia Dziekan.
Nie chcesz etatu? Nie masz głosu
A co, jeśli pracownik nie chce mieć umowy o etat i woli swoją o dzieło, nawet jeśli charakter jego pracy jest "etatowy"? – To tak jakby pracownik chciał mieć etat, ale nie chciał płacić składek na ZUS. Oczywiście pracodawca od decyzji o podleganiu ubezpieczeniu może się odwołać i wtedy sprawa trafia do sądu – wskazuje rzecznik ZUS. Warto przy tym zaznaczyć, że w sądzie takie sprawy są raczej przegrane dla pracodawcy, bo decyzje dotyczą głównie tego, czy umowa jest adekwatna do rodzaju pracy.
Podobne uwagi czyni Jeremi Mordasewicz, który zasiada w radzie nadzorczej ZUS z ramienia związków pracodawców. – To, co robi ten biznesmen, jest nieetyczne i niezgodne z prawem. Jeśli dana osoba pracuje pod pracodawcą we wskazanym przez niego miejscu i czasie, to zawsze są to znamiona do umowy o pracę – podkreśla nasz rozmówca.
W sądzie wygrywa etat
Mordasewicz przypomina, że gdyby jakiś pracownik przeszedł na umowę śmieciową, a potem pokłócił się z pracodawcą i poszedł z nim do sądu pracy, to na pewno by wygrał w sprawie o rodzaj umowy. Tyle że to niekorzystne i dla szefa, i dla pracownika, bo w efekcie obaj muszą zapłacić zaległe składki.
Również Wojciech Nagel – także członek rady nadzorczej z ramienia pracodawców – wskazuje, że nie można wkładać etatowej pracy w nieoskładkowaną umowę. – Każdy rodzaj umowy ma swój zakres funkcjonowania i wedle niego powinna być stosowana – zaznacza.
Walka z ZUS-em - I akt desperacji
Nagel rozumie jednak, skąd biorą się takie działania przedsiębiorców. – Traktuję to jako akt desperacji. Koszty pracy rosną, nawet niedawno została zwiększona składka do ZUS-u. Nie usprawiedliwiając postępowania tego przedsiębiorcy trzeba sobie powiedzieć, że mamy jedne z najwyższych kosztów pracy w Europie – wskazuje specjalista od ubezpieczeń społecznych.
Desperacja pracodawców jest dla Nagela zrozumiała tym bardziej, że rząd właśnie wyszedł z propozycją oskładkowania wszystkich rodzajów umów. – Mówi się nawet, że mają być oskładkowane umowy o dzieło, które z "normalną" pracą nie mają nic wspólnego. To zdumiewające – zaznacza. – Działania takie, jak tego biznesmena, uważam za wyraz sprzeciwu i niezgody obywatelskiej na taką politykę – dodaje ekspert Business Centre Club, który przyznaje, że jest sceptyczny wobec propozycji rządu, ponieważ będą one zwijały, a nie rozwijały miejsca pracy.
Omijać składki? "Nieetyczne"
Jeremi Mordasiewicz nie widzi w tym jednak buntu obywatelskiego, a jedynie nieetyczne zachowanie. – Kiedy ktoś uchyla się od płacenia składek, to ciężar utrzymania systemu spada na barki innych ludzi – przypomina.
Tutaj jednak przedsiębiorcy, tacy jak Grzegorz Ślak, mogą odpowiedzieć, że przecież ów system jest wadliwy i do tego rozdmuchany. Mimo obietnic likwidowania przywilejów dla mundurówek, rolników czy górników, rząd PO nie robi tego, choć przy władzy jest wystarczająco długo. Trudno mieć więc pretensje do biznesmenów, którzy nie chcą utrzymywać niereformowalnego kolosa na glinianych nogach. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych ma bowiem około 40 miliardów zł deficytu. I wciąż rośnie.
ZUS zbankrutuje, jak zbankrutuje Polska
Rzecznik ZUS, gdy pytam go o te argumenty i bankructwo Zakładu, odpowiada jednak, że są to nieprawdziwe informacje. – Wypłatę emerytur i rent gwarantuje państwo, jest to prawo konstytucyjne. Żeby zbankrutował ZUS, musiałoby zbankrutować państwo – podkreśla. Jak dodaje, rząd w ostatnich latach działał na rzecz tego, by zbilansować system emerytalny, między innymi ustawą o podniesieniu wieku emerytalnego. I zaznacza, że według ich wyliczeń deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w stosunku do PKB, maleje. To zdaje się jednak nie przekonywać pracodawców.