W Polsce kobiety zgłaszają zaledwie ułamek wszystkich przypadków zgwałceń. Większość gwałcicieli jest bezkarna. Ich ofiary nie mają odwagi, by zgłosić się na policję. Nic dziwnego skoro nawet głośny gwałt w Lesie Kabackim skończył się dla ofiary potrójną traumą. Po tym, gdy wyrwała się z rąk oprawcy, skrzywdziła ją jeszcze policja, politycy i bezduszni internauci.
Teraz kobieta, którą w sierpniu ubiegłego roku zgwałcono podczas treningu biegowego w Lesie Kabackim postanowiła opowiedzieć swoją historię "Newsweekowi". Tygodnikowi opowiada jednak nie tylko o tym, co wydarzyło się w lesie. Przyznaje, że już w czasie gwałtu cieszyła się, że sprawca nie pobił jej dotkliwiej. Wiele szczęścia miała też, gdy po wszystkim udało jej się wykorzystać nieuwagę gwałciciela i uciec. - Nie mam do siebie dużych pretensji, że się nie obroniłam. Nawet jestem z siebie dumna, że nic mi się poważnego nie stało - mówi ofiara gwałciciela w rozmowie z "Newsweekiem".
Po tym mężczyźnie skrzywdzić postanowiło ją jednak jeszcze bardzo wiele innych osób. Choć najpierw współpraca z policją układała się świetnie, kilka dni po gwałcie policjanci przyjechali pod jej dom i zmusili ją do powrotu na miejsce zbrodni. W Lesie Kabackim otwarcie powiedzieli jej, że ma w ich mniemaniu zbyt łagodne obrażenia i na pewno kłamie. Mimo iż opinia biegłego nie pozostawiała wątpliwości, że do zgwałcenia doszło. Policjanci próbowali ją złamać psychicznie.
Gdy sprawa wreszcie trafiła do prokuratury, kobietę czekały jeszcze inne trudne przejścia. Wówczas na ofierze gwałtu postanowił wyżyć się burmistrz Ursynowa Piotr Guział, który również nie dowierzał, że w Lesie Kabackim mogło dojść do gwałtu. No, a jeśli nawet tak się stało, to kobieta na pewno sama się o to prosiła. "Jak ona biegła po ciemku?” - komentował latem. Ucieszył się też, gdy prokuratura umorzyła śledztwo z powodu niewykrycia sprawcy. „Gwałt? A może paranoja i fala medialna?” - stwierdził Guział.
W rechocie nad zgwałconą kobietą wtórowały mu setki Polaków. - Jak przeczytałam pierwsze komentarze w internecie, to byłam w szoku. Byłam obrażana, porównywana do prostytutki. Pisano, że kobiety generalnie lubią gwałty i dążą do nich - żali się rozmówczyni "Newsweeka". - Porównywano moje ciało do samochodu z kluczykiem w stacyjce, mieszkania otwartego na oścież, torebki z banknotami niedbale przewieszonej przez ramię - dodaje.
Więcej o tym, jak policja i społeczeństwo potraktowało zgwałconą kobietę w najnowszym numerze "Newsweeka".