Nowy program PiS-u to mocne postawienie na kwestie socjalne i wpieranie biedniejszych. Każda rodzina z co najmniej dwójką dzieci ma dostać po 500 zł. – To nie jest rozdawnictwo. Naszym palącym problemem jest dzisiaj dzietność – przekonuje w "Bez autoryzacji" Witold Waszczykowski.
O jakich warunkach mówi pan rzecznik Hofman w kontekście debaty z premierem Tuskiem? Chodzi o wybór studia, prowadzących?
Tego nie wiem, nie sprecyzował tego. Z jego wypowiedzi wynika, że chodzi o profesjonalną debatę, a nie taką, która miałaby PR-owski charakter, a premier próbowałby ją wykorzystać do celów propagandowych, zamiast prowadzić rzeczową dyskusję.
Jednak namawiałbym premiera Kaczyńskiego do niebrania udziału w takiej debacie. Premier Tusk miał siedem lat by debatować z opozycją, a główną instytucją, która do tego służy jest Sejm. Od siedmiu lat premier i jego ministrowie konsekwentnie unikają prowadzenia takiego dialogu, od siedmiu lat mamy wystąpienia, które są wobec opozycji wręcz niegrzeczne.
Unika się debat o poszczególnych dziedzinach życia społecznego, ministrowie nie przychodzą na poszczególne komisje sejmowe, gdzie można prowadzić rzeczową dyskusję. Nie wiem więc dlaczego premier nagle domaga się dialogu z opozycją, skoro unikał go przez tyle czasu.
Wie pan co często czytam i słyszę na temat nowego programu PiS? "Dobre diagnozy, złe rozwiązania".
Jeśli będzie pan czytał tylko "Gazetę Wyborczą", to będzie pan czytał tylko takie opinie o programie PiS. Jeśli wyjdzie pan poza "Gazetę Wyborczą" zobaczy pan, że są także inne opinie. Nad programem pracowała duża grupa ludzi, on był tworzony od kilku lat. Ich doświadczenie służyło do napisania tego programu.
Mieliście państwo okazję szydzić kiedyś z tego, że premier Kaczyński wspomniał o możliwości znalezienia biliona złotych na inwestycje. Pytaliście państwo: "skąd?". Ten program to pokazuje, mówi skąd wygospodarować środki na potężny zastrzyk finansowy, który będzie kołem zamachowym dla naszej gospodarki.
Zapewniam, że to nie opinie z "Wyborczej", ale mniejsza z tym, przejdźmy do konkretów. 500 zł na dziecko to kalka pomysłu prof. Rybińskiego, który jako członek gabinetu cieni prof. Glińskiego chciał dawać po 1000 zł. Ten pomysł został rzeczowo, ale ostro skrytykowany. Nie wyciągnęliście wniosków, że rozdawnictwo się nie przyjmie?
Znowu pytanie: przez kogo został skrytykowany? W pewnych kręgach dziennikarskich czy politycznych wszystko, co zrobi Prawo i Sprawiedliwość, będzie ostro skrytykowane. Nie można nie podejmować działań ze strachu, że to zostanie w jakichś kręgach skrytykowane.
Druga sprawa: to nie jest rozdawnictwo. Naszym palącym problemem jest dzisiaj dzietność. Według wszystkich prognoz w najbliższych kilkudziesięciu latach społeczeństwo polskie będzie się zmniejszało. To próba przerwania tego negatywnego procesu, wprowadzenie pewnych zachęt. Ich może być wiele, ale jedną z nich może być zachęta finansowa. Oczywiście do tego musi być cały program prorodzinny dotyczący żłobków, przedszkoli, edukacji itd.
Ten program jest u nas. To, co pan nazywa rozdawnictwem, a ja zachętą finansową, musi być postrzegane jako część całościowego programu. Priorytetem każdego myślącego rządu w Polsce powinno być to, jak będzie się rozwijało społeczeństwo.
Mówi się, że ten Europarlament będzie najbardziej eurosceptyczny. Postrzega pan to jako zagrożenie?
Część z tych ruchów nie ma najmniejszych szans na wejście do Parlamentu Europejskiego. Na przykład polski Ruch Narodowy według mnie nie zdobędzie mandatu. Może z innych krajów trafią tam pojedyncze osoby, ale w tym siedmiuset-kilkudziesięcio osobowym Parlamencie Europejskim to będzie na tyle marginalne środowisko, że nie będzie miało wpływu na sytuację w Europie.
Mówią o tym głównie politycy centrowi i lewicowi. To straszenie i próba nabicia sobie głosów?
Myślę, że to próba wywołania strachów i fobii. Nie wiem co to znaczy eurosceptycym. Unia może rozwijać się w różny sposób, nie tylko tak, jak chce tego ten główny, francusko-niemiecki nurt, czyli w kierunku federalizmu i nadzoru nad gospodarką.
Są też inne nurty, wcale nie zmierzające do rozbicia UE, ale do stworzenia innej Unii. Takiej, która nie byłaby instytucją federalną, ale instytucją wielu swobód, byłaby instytucją społeczno-gospodarczą, która skupiałaby się na rozwoju, na wspieraniu gospodarek. Te inne spojrzenia na UE powinny mieć prawo do uczestniczenia w dyskursie o przyszłości Europy.