
Wczoraj nagłówki doniesień medialnych krzyczały: rosyjskie rakiety stanęły przy granicy z Polską! Wśród internautów wzbudziło to niemałe poruszenie. Tytuły bowiem były równie krzykliwe, co sensacyjne, by nie powiedzieć - brukowe. Uspokajamy: systemy ustawiane w Obwodzie Kaliningradzkim to polityczna rozgrywka z USA, mająca niewiele wspólnego z Polską. A rakiety stały tam od zawsze.
REKLAMA
Polskie doniesienia to pokłosie informacji podanej przez gazetę "Izwiestija". Napisano w niej, że w Obwodzie Kaliningradzkim - czyli miejscu, gdzie Polska graniczy z Rosją - ustawiono ruchome wyrzutnie rakiet S-400, które są elementem rosyjskiego systemu antyrakietowego. Publikacja powołuje się na anonimowego informatora z władz wojskowych.
- To jedna z najpoważniejszych gazet rosyjskich, można więc założyć, że nie podaje informacji nieprawdziwych - twierdzi prof. Tadeusz Iwiński, poseł SLD i wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych.
Niektóre polskie media, by osiągnąć lepszą oglądalność, postanowiły w swoich tytułach dodać sytuacji nieco więcej dramatyzmu. Trudno oczekiwać od internautów, by znali się na tak zaawansowanych systemach militarnych, a portale internetowe rzadko kiedy pokusiły się o rozwinięcie informacji. Po komentarzach internautów widać, że doniesienia wzbudziły trochę zamieszania. Czy słusznie?
System obronny
Pod lakoniczną nazwą S-400, w nomenklaturze NATO znanej jako SA-20 Triumf, to zaawansowany system rakietowy ziemia-powietrze. Zdolny do zniszczenia samolotów, rakiet samonaprowadzających oraz rakiet balistycznych długiego i średniego zasięgu. S-400 mają zasięg do 400 kilometrów i według zapewnień rosyjskiej władzy, posiadają głowicę zdolną wyszukiwać celów nawet poza swoją linią horyzontu. Jest to jedno ze szczytowych osiągnięć rosyjskiej myśli militarnej. Jak działa - można zobaczyć poniżej.
Brzmi groźnie? Owszem, ale nie należy zapominać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, system ziemia-powietrze uderza, jak sama nazwa wskazuje, w obiekty znajdujące się w locie. Nie mogą zagrażać więc - jak sugerują niektórzy internauci - obiektom naziemnym w Polsce. Po drugie - wyrzutnie S-400 wchodzą w skład systemu obrony przeciwrakietowej, nie służą do przeprowadzania ataków. Chociaż niewątpliwie wielu domorosłych ekspertów stwierdzi inaczej.
- Ja bym się nie przejmował. To musiało się stać. Prędzej, czy później, najnowocześniejsze systemy militarne musiały się tam znaleźć - ocenia dr Sławomir Dębski, dyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, były szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Poza tym, to wzmocnienie w Obwodzie Kaliningradzkim jest jeszcze za "czerwoną linią", to znaczy, że nie oznaczają zwiększonego zagrożenia. Gdyby ruchy militarne Rosji miały miejsce na Białorusi, to można by zacząć się martwić i trzeba by to interpretować inaczej - tłumaczy dr Dębski.
Słowa dyrektora CPRDiP potwierdza prof. Tadeusz Iwiński. - Podchodzę do tego spokojnie. Rakiety są tam od zawsze, tylko stare. To także główna siedziba floty bałtyckiej Rosji, znajdują się tam systemy radarowe. Oczywiście, te rakiety nie są wycelowane w Polskę - zapewnia poseł SLD.
Rozgrywki ze Stanami...
Dlaczego więc system rakietowy S-400 znalazł się w Obwodzie Kaliningradzkim?
- To gra na linii Moskwa-Waszyngton. Spór USA i Rosji toczy się o systemy obrony rakietowej: czy Stany chronią się tylko przed Iranem, czy mają też na celowniku Rosję - wyjaśnia Iwiński. - Rosjanie proponują, że jeśli Amerykanie chcą się chronić przed np. Iranem, to można stworzyć wspólny system. Ale USA twierdzi, że to niezgodne z ich polityką i propozycję tę odrzuca. A Rosja odpowiada rozmieszczeniem nowych rakiet.
- To gra na linii Moskwa-Waszyngton. Spór USA i Rosji toczy się o systemy obrony rakietowej: czy Stany chronią się tylko przed Iranem, czy mają też na celowniku Rosję - wyjaśnia Iwiński. - Rosjanie proponują, że jeśli Amerykanie chcą się chronić przed np. Iranem, to można stworzyć wspólny system. Ale USA twierdzi, że to niezgodne z ich polityką i propozycję tę odrzuca. A Rosja odpowiada rozmieszczeniem nowych rakiet.
Wiceprzewodniczący komisji spraw zagranicznych podkreśla, że ta rozgrywka między USA i Rosją ma różne fazy - zależne, na przykład, od wyborów. Barack Obama ulega teraz, zdaniem Iwińskiego, naciskom Mitta Romneya - prawdopodobnego kontrkandydata w zbliżających się wyborach prezydenckich. Romney ma prawicowe poglądy i wymusza na Obamie ostrzejszą politykę zagraniczną, co nie pozwala na dogadanie się z Rosją w sprawie tarczy.
… i poszukiwanie wewnętrznej siły
Podobne zjawisko - dostosowywania polityki zewnętrznej do sytuacji wewnętrznej - występuje teraz także w Rosji. Stąd decyzja o wysłaniu wyrzutni rakiet S-400 do Kaliningradu.
- Element potęgi militarnej tego kraju ma o wiele większe znaczenie wewnętrzne niż zewnętrzne - ocenia dr Sławomir Dębski. - To jedna z pozostałości po mocarstwie globalnym, jakim było ZSRR. Rosja często posługuje się i odwołuje do instrumentów mocarstwowości z czasów Związku Radzieckiego i siła militarna to jeden z nich.
- Element potęgi militarnej tego kraju ma o wiele większe znaczenie wewnętrzne niż zewnętrzne - ocenia dr Sławomir Dębski. - To jedna z pozostałości po mocarstwie globalnym, jakim było ZSRR. Rosja często posługuje się i odwołuje do instrumentów mocarstwowości z czasów Związku Radzieckiego i siła militarna to jeden z nich.
Zdaniem dr Dębskiego, pokazywanie potęgi wojskowej potrzebne jest, by rosyjski rząd i prezydent umacniali legitymizację swojej władzy w społeczeństwie. Chcą też odzyskiwać i zwiększać zaufanie obywateli. Według byłego szefa PISM, Rosja jest dziś tylko - lub aż - mocarstwem peryferyjnym, ale nie globalnym.
- Świat się zmienił. Dziś, by być mocarstwem na skalę światową, trzeba zapewnić swoim obywatelom bezpieczeństwo, stabilność, dobrobyt, opiekę medyczną, wyżywienie, pracę. A z tym Rosja ma problem - wyjaśnia Dębski.
- Świat się zmienił. Dziś, by być mocarstwem na skalę światową, trzeba zapewnić swoim obywatelom bezpieczeństwo, stabilność, dobrobyt, opiekę medyczną, wyżywienie, pracę. A z tym Rosja ma problem - wyjaśnia Dębski.
Dyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia podkreśla jednak, że takie ruchy - jak postawienie wyrzutni rakiet Kaliningradzie - rosyjscy rządzący będą wykonywać nadal, by podkreślać swoją władzę.
Lepiej, niż można przypuszczać
Systemy S-400 przy polskiej granicy nie wpłyną na relacje polsko-rosyjskie. Co więcej, według prof. Iwińskiego, w grudniu 2011 roku nastąpił mały przełom na linii Warszawa-Moskwa. Było nim podpisanie umowy o małym ruchu granicznym między Polską i Rosją. Dzięki temu, nam został udostępniony teren właśnie Obwodu Kaliningradzkiego, a Rosjanom część Pomorza, Warmii i Mazur.
- To szansa na zacieśnienie współpracy gospodarczej, głównie lokalnej, ale i na wyższym szczeblu - twierdzi poseł SLD. W podobnym tonie, tuż po podpisaniu umowy, wypowiadał się szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow. - To wydarzenie otwiera szerokie możliwości kontaktów biznesowych, turystyki i zwykłych kontaktów międzyludzkich - mówił wówczas Ławrow.
- To szansa na zacieśnienie współpracy gospodarczej, głównie lokalnej, ale i na wyższym szczeblu - twierdzi poseł SLD. W podobnym tonie, tuż po podpisaniu umowy, wypowiadał się szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow. - To wydarzenie otwiera szerokie możliwości kontaktów biznesowych, turystyki i zwykłych kontaktów międzyludzkich - mówił wówczas Ławrow.
Zamiast bania się, zachęcamy więc do zwiedzania. Z opowieści Tadeusza Iwińskiego, który miał przyjemność być tam nie raz, wynika, że Kaliningrad jest to miejscem wartym zobaczenia. A rakiety na pewno nie zrobią nam krzywdy.
