- Pracuję w szeroko pojętej oświacie i wiem też, ile co roku pojawia się sygnałów, że pan od polskiego czy WF-u zachowuje się dwuznacznie - mówi w rozmowie z naTemat 25-letnia Anna, która w dzieciństwie padła ofiarą nauczyciela-pedofila. Dziś ostrzega, że skupiania się tylko na problemie pedofilii w Kościele sprawia, że zapominamy, by zachować czujność w sprawie bezpieczeństwa dzieci w innych środowiskach.
Zatrzymanie ks. Grzegorza K. z Tarchomina i wyrok skazujący ks. Jacka S. z Legionowa na 10 lat pozbawienia wolności na nowo rozgrzały emocje na temat problemu pedofilii w Kościele. Wielu znowu przypomina, iż duchowni mają nad Wisłą wielki wpływ na wychowanie dzieci i nastolatków, więc powinni być wyjątkowo mocno na celowniku. To bez wątpienia prawda. Jednak poświęcają całą energię na problem pedofilii w Kościele zaczynamy zapominać, że to zjawisko obecne także w innych środowiskach, w których obracają się nasze dzieci.
To bynajmniej nie próba sugerowania, że skoro inni są źli, to i księżom należy odpuścić. - W ten sposób tracimy czujność jako społeczeństwo - powiedziała mi 25-letnia Ania, gdy przed kilkoma dniami wszystkie stacje informacyjne znowu zaczęły mówić o pedofilach w sutannach. A ona o tym, że czujność jest najważniejsza przekonała się osobiście. Boleśnie. Młoda gdańszczanka jest jedną z ofiar pedofilów, którzy kryją się w szkołach i tam dają upust swoim skłonnościom.
Ile lat temu Cię skrzywdzono?
Anna: Krzywdzono. Przez ponad rok. W tym roku minie piętnaście lat. Prowadzę od dawna normalne życie, ale wciąż mam wrażenie, że od tego wszystkiego minęło zbyt mało czasu. Albo, że ja za mało robię, by to się nie powtarzało innym. Bo mam wrażenie, że dorośli, których coś takiego spotkało w dzieciństwie mają obowiązek otwierać teraz oczy innym.
Dlatego sądzisz, że skupianie się tylko na problemie pedofilii w Kościele odciąga uwagę od zagrożeń w innych miejscach?
Dokładnie tak. To w naTemat czytałam, że statystyki skazanych w Polsce za pedofilię mówią, iż to głównie jacyś robotnicy po zawodówkach, a wcale nie księża lub nauczyciele, których skazano za pedofilię podobno szczególnie mało. I zapewne własnie w tym, że kogoś skazano czy nie tkwi cała prawda.
Kim są polscy pedofile?
Według danych z listopada, aż 900 osób z 1468 osadzonych nie ma żadnego wyuczonego zawodu. Prawie 70 z nich było murarzami, 40 pracowało dorywczo, 30 wykonywało zawód ślusarza, 30 to rolnicy, a 25 mechanicy samochodowi. Jedynie "pojedyncze osoby" wykonywały zawody takie jak inżynier, lekarz, nauczyciel, pedagog, wychowawca czy duchowny kościoła katolickiego. CZYTAJ WIĘCEJ
To znaczy?
Mama wrażenie, że sprawiedliwość rzadko dotyka osoby, które mają pozycję. Środowisko staje za nimi murem, dziecko dostaje łatkę przewrażliwionego i taką teorię wciska się rodzicom.
Tak wyglądały twoje doświadczenia?
To były takie czasy, gdy o nauczycielu do rodziców głupio było mówić cokolwiek złego. Zwłaszcza, gdy się go wcześniej ubóstwiało. Przecież ja sama najpierw zostawałam godzinami po lekcjach w szkole, by uczyć się teatru i angielskiego. I potem nie wiedziałam, jak powiedzieć w domu, że to się przerodziło w koszmar. A gdy tak się stało, na szczęście tata nigdy nie wahał się mi wierzyć. W szkole rozpętał awanturę, w której wszyscy stanęli jednak po stornie nauczyciela. Koledzy tego człowieka na wywiadówkach długo podpuszczali innych rodziców, by nas wyśmiewać. To był drugi koszmar, z którym do dziś mam problemy się ogarnąć.
My wtedy mieliśmy akurat szczęście w postaci silnych przyjaciół. Pierwszą terapię i mnóstwo wsparcia ważnego dla skrzywdzonej kilkunastolatki zorganizował mi wtedy nasz proboszcz, który mimo pracy w szkole był w niej jedyną osobą po naszej stronie. Zmowę milczenia i manipulacje dyrekcji, która broniła tego człowieka pomogli natomiast przezwyciężyć dobrzy prawnicy, których z pracy znała mama. Po prostu przyjaciele. Naprawdę mieliśmy szczęście.
Sądzisz, że taka reakcja szkolnego środowiska jest rzeczywistością również dzisiaj?
Niedawno dyrektorką mojej szkoły została kobieta, która go najmocniej broniła. A ten człowiek poszedł za kraty tylko za to, co zrobił mnie. Są wciąż co najmniej trzy dziewczyny, które nigdy nikomu o tym nie opowiedziały, co nam robił. Wiem o nich, bo przecież widziałam na własne oczy, jak je gwałcił...
Pracuję w szeroko pojętej oświacie i wiem też, ile co roku pojawia się sygnałów, że pan od polskiego czy WF-u zachowuje się dwuznacznie. Tylko w województwie pomorskim jest tego więcej niż skazanych nauczycieli-pedofilów w ministerialnych statystykach.
Może zbyt dużo mówi się dziś o pedofilii i dzieci sobie dorabiają historie, oskarżają bezpodstawnie...?
Wierzysz w to?
Tak średnio... Gdzie zatem leży przyczyna bezkarności pedofilów kryjących się w szkole?
Tam, gdzie piętnaście lat temu i przez wcześniejsze dziesiątki, jeśli nie setki lat. Właśnie w uśpionej czujności rodziców i wychowawców. Pedofil zawsze żeruje na tym, że ma nad ofiarą przewagę pozycji. Sąsiad, bo jest starszy i przyjaźni się z rodzicami. Ksiądz, bo jest przecież "zastępcą Jezusa", a nauczyciel panem i władcą twojej przyszłości.
Człowiek, który mnie gwałcił dawał nam już w podstawówce wizje, że za parę lat pojedziemy w świat, dogadamy się na tym świecie z kim chcemy, pójdziemy na super studia. Celował tylko w dziewczynki, które się świetnie uczyły. I dbał o to, by mieć efekty swojej pracy przed dyrekcją.
W ten sposób usypiał czujność dorosłych?
I dlatego długo był w stanie się bronić. Na szczęście udało się go wreszcie skazać. Myślę, że to pomaga każdej ofierze pedofila. Mam świadomość, że odpowiedział za to, co mi robił.
Nigdzie nie mogłem znaleźć doniesień o tej sprawie z sprzed lat.
Bo chyba poza kilkoma notkami w lokalnej prasie po jego skazaniu nic innego nie ma. Właściwie nie wiem, czy to dobrze, że moim rodzicom nie przyszło wtedy do głowy zgłosić się do mediów. Na pewno dla mnie jako tamtej dziewczynki było to dobre, ale być może łatwiej walczyłoby się ze szkołą. Dziś wydaje się, że nie ma innego wyjścia niż iść do dziennikarzy. Ludzie powinni upubliczniać każde niewłaściwe zachowanie nauczyciela, bo nigdy nie wiadomo co się może za nim kryć. A w tym zawodzie pedofilom chyba wciąż najłatwiej się ukrywać.
Upublicznienie sprawy może kończyć się jednak napiętnowaniem.
A w moim przypadku się nie skończyło? To ja musiałam zmienić szkołę, a po kilku miesiącach rodzice zdecydowali się na przeprowadzkę w zupełnie inną część miasta, bo na dawnym osiedlu nie mogli wytrzymać. Właśnie tego, że to my byliśmy dla ludzi przestępcami, którzy śmieli zaatakować pana nauczyciela.
Jeszcze miesięcy temu spotkałam dawną koleżankę ze szkoły, która stwierdziła, że "nieźle tamto wykombinowałam". Była do dziś przekonana, że pewnie chodziło o jakiś zatarg z nauczycielem albo o oceny. Wykształceni ludzie w dużych miastach wciąż myślą w takich kategoriach, więc nie mam wątpliwości, że trzeba bić na alarm.
Jeśli ktoś jest uzależniony od alkoholu, to naprawdę nie powinien pracować w sklepie monopolowym. I tak samo ktoś o skłonnościach pedofilnych nie może pracować z dziećmi. CZYTAJ WIĘCEJ