– Nie jest właściwą metodą okupowanie sejmowego korytarza, pokazywanie się z chorym dzieckiem i krzyczenie: „natychmiast żądam pieniędzy”. To szantaż – mówi w "Bez autoryzacji" w Sejmie poseł PO Stefan Niesiołowski.
Spotkał się pan z protestującymi w Sejmie rodzicami niepełnosprawnych dzieci, ale powiedział, że „nie ma warunków do rozmowy”. Nie akceptuje pan metody okupacji?
Stefan Niesiołowski: Ja tych ludzi nie winię. Są zdesperowani i w bardzo trudnej sytuacji. Natomiast nie akceptuję tego, że politycy ich namawiają i podpuszczają - zachęcają do tego, by na proteście dało się ubić polityczny interes. Janusz Palikot, Piotr Duda, Arkadiusz Mularczyk – to są ludzie odpowiedzialni za to, jak ta okupacja wygląda. A te biedne matki są wykorzystywane.
No i ma niestety rację. To jest rodzaj szantażu moralnego. Nie chcę mówić ostrzej, bo te osoby spotkała jedna z największych życiowych tragedii, jakie można sobie wyobrazić. To jest tak, że za chwilę przyjdą do Sejmu ludzie, którzy opiekują się starymi i niedołężnymi, i też będą domagali się pieniędzy. To jest droga w bardzo złą stronę. Nie jest właściwą metodą okupowanie sejmowego korytarza, pokazywanie się z chorym dzieckiem i krzyczenie: „natychmiast żądam pieniędzy”. To szantaż.
Myśli pan, że to będzie precedens i można się spodziewać protestów innych grup?
Ale wiele grup już tak robiło. Ja pamiętam chociażby pielęgniarki, którymi dowodziła pani Gardias, teraz na listach Palikota. Nie można takim ludziom ustępować, bo to oznacza koniec demokracji. System, który polega na tym, że ktoś okupuje Sejm i wysuwa żądania, oznacza, że władza przesuwa się z parlamentu w inne miejsca. Tego chcieliby np. Duda, Kukiz czy Ikonowicz. Na to nie można się zgodzić.
Adam Szejnfeld w odpowiedzi na zarzut jednej z matek, że posłowie dbają tylko o podwyżki dla siebie, odparł, że od 18 lat ich nie mieliście. Jak pan ocenia tę wypowiedź?
Powiedział prawdę, bo to jest niesłychana demagogia, kiedy rodziców niepełnosprawnych dzieci przyrównuje się do parlamentarzystów. Jeśli chodzi o diety i poselskie uposażenia, to są one najniższe w Europie. Oczywiście poseł zarabia więcej niż matka chorego dziecka, ale taka jest już kolej rzeczy. Jeśli rencista zarabia 1,5 tys. zł, to czy to znaczy, że tyle samo musi zarabiać premier? Nie. A swoją drogą, rzeczywiście podwyżek od dawna już w Sejmie nie było.
Wspomniał pan o Dorocie Gardias. Janusz Palikot miał do niej pretensje, że nie zaangażowała się we współpracę z protestującymi. Dowiedzieliśmy się tego z nagrania posiedzenia klubu Twojego Ruchu. Chyba Palikot po prostu miał pecha, bo w innych partiach odbywają się podobne rozmowy.
Przepraszam, ale zawsze są granice. Jeśli komuś wypadnie 10 groszy z kieszeni i ktoś je podniesie, to jest rodzaj kradzieży. Ale jeśli wypadnie portfel z 10 tys. zł, to jest różnica. Kwestia skali. W polityce są pewne elementy, które można nazwać hipokryzją, ale tutaj przekroczone zostały wszelkie normy przyzwoitości. Nie można się bronić mówiąc, że wszyscy tak robią. Kiedy były taśmy Beger, pisowcy mówili to samo. Jak złapią łapownika czy pijanego kierowcę, też zawsze twierdzi, że miał pecha. To oznacza rezygnację z przestrzegania prawa. Nie przypominam sobie żadnej podobnej wypowiedzi z posiedzeń klubu PO. Nawet gdyby się taka pojawiła, natychmiast ktoś z sali podniósłby protest.
Najgorsze jest to, że Palikotowi chodziło o to, by wykorzystać całą sytuację do umocnienia własnej partii. Dzisiaj to, w jaki sposób się tłumaczy, jest haniebne. Wielki etyk Hartman też mówi, że dobre jest to, co służy naszej partii. To jest bolszewickie gadanie. Takiej etyki uczył Lenin.
Podczas ostatniej konwencji partyjnej Tusk mówił, że być może wybory europejskie są o to, czy 1 września dzieci pójdą do szkoły. Jak się to panu podobało to straszenie?
Jakie straszenie? Te wybory są o to, że jak nie zagłosujesz na Platformę, to oddasz pole ludziom nieodpowiedzialnym, którzy wpędzą Polskę w kłopoty. Ta wypowiedź była pewną figurą retoryczną. Tusk jest ostatnim politykiem, którego można by oskarżać o nieodpowiedzialność i grożenie wojną. To PiS przez ostatnie lata mówił, że Rosja nam wypowiedziała wojnę i że zamordowała prezydenta.
I wygląda na to, że Tusk dziś „mówi PiS-em”.
Po prostu ostrzega, że sytuacja u naszych granic rzeczywiście niesie za sobą pewne ryzyko. To, co powiedział, miało zwrócić uwagę, że poza nami nie ma rozumnej alternatywy. PiS od czterech lat twierdzi, że w Polska to jedno wielkie nieszczęście i że rządzi morderca. Nie ma o czym rozmawiać. Oni nie są godni, by kandydować do Parlamentu Europejskiego. Pierwszy test prawdy jest taki, czy wyrzucą posłankę Pawłowicz, która unijną flagę nazywała szmatą.