Rocznica katastrofy smoleńskiej jest zawsze trudna dla rodzin ofiar. – Zaraz po katastrofie powstawały jakieś grupy mailowe, spotkania części rodzin, ale nie brałam w nich udziału – mówi w "Bez autoryzacji" Barbara Nowacka, córka Izabeli Jarugi-Nowackiej.
Ogląda pani czasem transmisje z posiedzeń zespołu Antoniego Macierewicza albo prokuratury wojskowej?
Raczej nie, zdarzało mi się zobaczyć kawałki, ale nie jest tak, że siedzę przed telewizorem i oglądam. Interesują mnie konkluzje, szczególnie jeśli chodzi o prokuraturę.
Czy czas trwania śledztwa to problem dla pani, dla pani rodziny? Czy to uniemożliwia wam zamknięcie rozdziału?
Chcemy, żeby to śledztwo było rzetelne. To nasze osobiste odczucie ma mniejsze znaczenie niż chęć, żeby sprawa była zamknięta, czy nam się spieszy, czy nie. My poczekamy, ważne, żeby to rzetelnie wyjaśnić.
A teraz śledztwo jest rzetelnie prowadzone?
Nie znam się na prowadzeniu śledztw, nie wiem, na jakim ono jest etapie. Wydaje mi się, że błąd popełniono na samym początku – to śledztwo zostało zabałaganione. I teraz trzeba to prostować. Poza tym wprowadzono chaos komunikacyjny i problemem jest nie to, jak prowadzone jest śledztwo, ale jaki jest przekaz, odbiór społeczny. A na śledztwach się nie znam, od tego mamy specjalistów.
Jedni mówią, że był zamach, drudzy, że to bzdury. Komu pani wierzy?
Przeczytałam raport Macierewicza, sprawdziłam kim są jego eksperci – część naukowcy, niektórzy pracownicy PAN, ale żaden nie przedstawił niczego wiarygodnego. A jesienna konferencja na temat katastrofy smoleńskiej była popisem pseudonauki – pękające parówki, ścięta brzoza raczej zadziałały na szkodę polskiej nauki, niż na rzecz wyjaśnienia katastrofy. Przez ostatnie cztery lata komisja Macierewicza nic wiarygodnego nie przedstawiła.
Po co według pani ten zespół istnieje?
Bo bardzo ładnie można podzielić społeczeństwo, mówiąc o teoriach spiskowych. To, co mówią nie ma związku z rzeczywistością, oni czasem przeczą nawet sami sobie. Niektórzy zaczynają w to wierzyć, zaczynają drążyć, temat wraca i polaryzacja się pogłębia. Ten temat bardzo ostro podzielił Polaków i Polki, każde jego przypomnienie działa na polityczną korzyść Antoniego Macierewicza.
Spotyka się pani czasem z rodzinami innych ofiar?
Nie, nie ma takiego pola, gdzie moglibyśmy się spotkać. Sama nie szukam, nie drążę takiego kontaktu. Może na komisji Macierewicza można się spotkać. Kiedyś były uroczystości państwowe, wtedy się spotykaliśmy. Tak było rok po katastrofie, dwa lata, teraz tego nie ma. Ale wszyscy chcą żyć dalej, a nie spotykać się z ludźmi, którzy przeżyli to samo cierpienie.
Rozumiem, że takie spotkania nie są potrzebne?
Może one są potrzebne, nie wiem. Ja nie biorę w nich udziału. Wiem, że zaraz po katastrofie powstawały jakieś grupy mailowe, spotkania części rodzin, ale nie uczęszczałam tam. To był mój wybór, nie wiem po co mielibyśmy się spotkać? Powspominać? To każdy robi sam w sobie. Porozmawiać? Wydaje mi się, że dzisiaj jest podział między nami, a nie chciałabym, żebyśmy brali w nim udział.
Wyobraża sobie pani siebie idącą na Krakowskie Przedmieście, na organizowane tam obchody? One służą wspominaniu wszystkich ofiar, czy tylko ich części?
To nieistotne czy wszystkich, czy części. Te obchody są upolitycznione. Tego dnia chciałabym być na grobie mojej matki. Dzisiaj nie ma takiego miejsca, gdzie wszyscy mogliby się spotkać.
Pomnik na Powązkach nie jest takim miejscem?
Tam groby ma część ofiar, więc to wizyta na grobach bliskich, a nie przy pomniku.
Gdzie taki pomnik wszystkich ofiar powinien mógłby stanąć?
Dobrym miejscem jest Warszawa, a gdzie konkretnie - to nie mnie decydować. Ofiary katastrofy smoleńskiej to jedna z niewielu grup, która przez podziały polityczne nie może doczekać się pomnika. Ale to nie są dzisiaj najważniejsze zagadnienia dla polskiej rzeczywistości.
Myślę, że wszyscy bliscy chcieliby, abyśmy zamknęli śledztwo i zaczęli zajmować się tym, co jest teraz. Wkładanie nas w narrację, że dzisiaj najważniejszy jest pomnik albo śledztwo jest nieprawdą. To jest ważne, ale ważniejsze jest chyba, żeby pięknie pamiętać o naszych zmarłych, a nie roztrząsać te sprawy.
Rozumiem, że dla pani taką formą jest Fundacja Jarugi.
Chodzi głównie o zachowanie pamięci, bo pamięć żyje tak długo jak pamiętamy. Chciałabym, żeby pamiętano o mojej mamie, dlatego założyliśmy fundację.