Ryszard Kalisz ostro pokłócił się z grupką narodowców, którzy zakłócili spotkanie wyborcze Twojego Ruchu w Poznaniu. – Oni myślą, że wzbudzą we mnie strach, a ja się ich nie boję – mówi w "Bez autoryzacji" warszawska jedynka "Europy Plus".
Narodowcy się na was uwzięli? Najpierw Londyn, teraz Poznań. To zorganizowana akcja?
Ryszard Kalisz: Najpierw chcę zaznaczyć, że w Londynie ci ludzie przez dwie godziny siedzieli bardzo spokojnie, rzeczowo debatowaliśmy o wielu kwestiach. Później jeden z członków tej grupy chciał nam wręczyć prezenty [silikonowe parówki - red.] i zaczęła się polemika o ich niestosowności, ta grupa zaczęła krzyczeć. To było pięć minut w porównaniu z 2,5-godzinną debatą z setką ludzi.
Podobnie było w Poznaniu – narodowcy siedzieli, później zaczęli krzyczeć, a kiedy wychodziłem już z budynku stali tam jeszcze, więc podjąłem z nimi polemikę. Okazało się, że w ogóle nie potrafią odpowiadać na pytania ani ich zadawać, że są tylko silni w grupie i mają taki sposób funkcjonowania. Widać, że są za tym by wykluczać ludzi, eliminować ich. Jest spór ideowy, oni sami mówią, że chcą wykorzystać instytucje państwa nie po to, by działać na rzecz dobra wszystkich, ale eliminować tych, którzy mają inne poglądy.
W piątek byłem na debacie na UW, siedział pan niedaleko Krzysztofa Bosaka, narodowca, i kulturalnie dyskutowaliście. A to było zakłócanie spotkań wyborczych.
Dobrze pan to ujął. Oni przychodzą nie po to, by dyskutować, ale zakłócać. Jestem człowiekiem debaty, dyskusji, ale oni przychodzą zakłócać.
W Poznaniu nie bał się pan, że puszczą panu nerwy?
Nie, ja się ich nie boję. Oni myślą, że wzbudzą we mnie strach, a ja się ich nie boję. Podszedłem na odległość pół metra od ich prowodyra i widziałem, że to on się zaczął bać. Powiedziałem, żeby nie krył się za tą grupą, mówiłem: „Chodź, porozmawiamy sobie na osobności – merytorycznie – i wtedy być może ta cała buta, którą prezentujesz ci przejdzie”. Ale on wolał się chować za kolegami.
Będziecie zatrudniać ochronę?
Chodzę bez ochrony, nie widzę potrzeby by ją zatrudniać, nie boję się ich.
Ale nie dla pana, tyko do ochrony spotkań.
Nie chcę się spotykać w zamkniętych gronach ludzi przekonanych do moich poglądów – chcę debatować z nieprzekonanymi. Dopiero wtedy mamy debatę, która jest ciekawa. Chciałbym tylko, żeby miała charakter debaty, a nie wykrzykiwania, obrażania i zakłócania debaty.
Czy w tym przekonywaniu nieprzekonanych bardziej aktywny udział będzie brał Aleksander Kwaśniewski?
Tak, Aleksander Kwaśniewski – szczególnie w maju – będzie brał udział w spotkaniach, mitingach, wiecach w Warszawie i innych miastach.
Jego pomoc chyba się wam przyda. W ostatnim sondażu CBOS dostaliście 1 proc. poparcia. Ja tak słabego wyniku nie pamiętam.
Wprowadza pan ludzi w błąd. Słowo „uzyskaliście” jest niewłaściwe, bo ten 1 proc. dostał Twój Ruch, a ja nie jestem jego członkiem ani kandydatem – startuję z ramienia Domu Wszystkich Polska w ramach koalicji Europa Plus Twój Ruch. Dlatego nie można mówić do mnie w drugiej osobie liczby mnogiej. Europa Plus, kiedy jest notowana z moim nazwiskiem, ma zawsze kilkakrotnie lepszy wynik niż Twój Ruch.
Ale inne sondaże też nie są dla koalicji łaskawe.
Nie ma pan racji. Sondaże dla całej koalicji są na poziomie kilkunastu procent. Było tak, że Twój Ruch miał 3 proc., a kilka dni później Europa Plus z moim nazwiskiem – 13 proc. To pokazuje, że ta koalicja była i jest potrzebna Twojemu Ruchowi.
Jest pan zadowolony z pracy sztabu wyborczego? Kampania zaczęła się całkiem dobrze, a później kilka słabych spotów kandydatów i wrażenie braku osoby, która przypilnowałaby szczegółów.
Jak pan wie zajmuję się spotkaniami. Kampania się dopiero rozwija, każdy wytwór działalności ludzi jest poddawany krytyce, ja też mam sporo uwag do niektórych spotów. Ale po wynikach ich poznacie – poczekajmy do 25 maja. Od soboty rana, czyli przez siedem dni jeżdżę po Polsce i Europie, codziennie mam po kilka spotkań i jestem przekonany, że bezpośredni kontakt z ludźmi przyniesie efekt.
To pan zajmował się formalną stroną tworzenia partii.
Jestem członkiem-założycielem, jestem jedną z dwudziestu-kilku osób, które podpisały akt założycielski. Od tygodnia nie byłem w biurze, ale moi współpracownicy nie przekazywali mi żadnych informacji o tej imprezie, więc przypuszczam, że takiego zaproszenia nie dostałem.
Ma pan żal, że Leszek Miller nie wzbił się ponad podziały, które ostatnio między wami wyrosły?
Nie mam żalu do Millera, za nic. To nie kwestia żalu, tylko wystawienia sobie… Jeżeli się wykreśla z historii ludzi, to świadczy o tych, którzy wykreślają.