MINI Cooper S to nie jest samochód do jeżdżenia po zakupy. Ten brytyjski hothatch to stylowa miejska wyścigówka
To są specyficzne samochody. Co prawda na naszych drogach coraz częściej możemy spotkać MINI, ale i tak nadal auta tej brytyjskiej marki powodują zainteresowanie i niezbyt dyskretne spojrzenia na te niewielkie samochody. MINI, będąc pod parasolem koncernu BMW, postanowiło odświeżyć swój najpopularniejszy model, czyli Coopera. W topowej wersji S to naprawdę szybka wyścigówka.
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
Taką opinię można usłyszeć o tych niewielkich autkach. "Żabi przód" i specyficzny profil z nagle kończącym się tyłem mogłyby potwierdzać ten stereotyp. Ale tylna klapa, która wydaje się być przyklejona do drogi, wlot powietrza na masce, podwójna rura wydechowa i duże koła na niskoprofilowych oponach mówią, że to nie tylko stylowe wozidło na zakupy dla kobiet z bardziej zamożnych dzielnic miast, ale samochód ze sporym sportowym zacięciem. Znaczek "S" na grillu, obok bocznego kierunkowskazu i na tylnej klapie to kolejna tego oznaka. Jednak prawdziwe dowody na to, że można tym samochodem poszaleć, kryją się pod maską.Zabawka dla kobiet
Jest oczywiście wersja trzydrzwiowa, która jest mniej praktyczna, ale za to zgrabniejsza.•Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
To, co można znaleźć w komorze silnika, to prawdziwy powód, dla którego chce się wsiąść do tego samochodu. Silnik ze stajni BMW o mocy 192 KM. Moment obrotowy to 280 Nm. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h: 6,8s. Silnik bardzo chętnie reaguje na naciśnięcie pedału gazu i nie ma problemu z kręceniem go do wysokich obrotów. I do tego przepiękny bulgot, który wydobywa się przy przyspieszaniu. Podejrzliwe dziennikarskie ucho wychwyciło jednak, że taki dźwięk jest mało prawdopodobny przy stosunkowo niedużym jak na sportowy samochód silniku. Tak, to co można usłyszeć, to po części wynik pracy głośników i komputera. Nie ma się co jednak oszukiwać. Takie rozwiązania stosowane są przez wielu producentów podobnych aut.Hothatch pełną gębą
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
Jest jednak jeden problem. W przypadku automatycznej skrzyni biegów, wyczuwalna jest chwilowa turbodziura na początku przyspieszania. Jednak nie jest ona uciążliwa. Co ciekawe, przełączając się na tryb "Sport", problem znika. Jednak sama skrzynia radzi sobie świetnie, bardzo sprawnie zmienia przełożenia. Jest także opcja trybu manualnego, gdzie przełożenia można zmieniać lewarkiem lub manetkami przy kierownicy.
Połowa wnętrza to wielki centralny wyświetlacz, który kiedyś był prędkościomierzem i obrotomierzem, teraz jest wyświetlaczem systemu multimedialnego. Do tego przełączniki "góra-dół" podobne do tych z samolotów (w tym jeden czerwony, centralnie położony, służący do uruchamiania silnika) oraz całkiem zgrabna kierownica. Wszystkie elementy (uchwyty otwierania drzwi, wyświetlacz, prędkościomierz czy przyciski klimatyzacji) mają okrągły kształt.Wnętrze i dodatki
Fot. MINI
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat
No dobrze, w takim razie dla kogo jest ten samochód? Z pewnością nie dla osób, które chciałyby wozić zakupy z supermarketu. Do tego można przeznaczyć każdy inny, mniej ekscytujący pojazd. To może jako miejski samochód, wykorzystywany do jeżdżenia do i z pracy? Niewykorzystany potencjał. MINI Coopera S najlepiej używać w cyklu mieszanym. W mieście sprawdzą się jego nieduże rozmiary, w trasie będzie można cieszyć się silnikiem i właściwościami jezdnymi. Chyba że ktoś ma okazję wybrać się nim na tor...Dla kogo, za ile i po co?
Co może przeszkadzać? Wszelakiego rodzaju ozdobniki. Podświetlana flaga Union Jack nad schowkiem przed pasażerem, ten sam motyw w tylnych światłach czy kilka kolorów podświetlenia centralnego wyświetlacza, to według mnie zbędne gadżeciarstwo, a nie jak twierdzi producent "podkreślanie korzeni i kultywowanie tradycji". W tej części nie mogło się obyć bez elektronicznych zabawek. MINI Connected to nie tylko system multimedialny i nawigacja, ale także aplikacja mobilna, dzięki której można przez telefon zarządzać samochodem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że np. ze względu na dostępność serwerów nie można było tego robić.
Fot. Mateusz Marchwicki/naTemat