"Brak empatii czy brak przepisów?" Staruszka bez nóg musiała sama pojechać do szpitala

Adam Nowiński
Tego na pewno nie spodziewała się 80-latka, która we wtorek w Sopocie uległa wypadkowi. Kobieta porusza się na wózku inwalidzkim. Jadąc ulicą Kościuszki wjechała nim na słupek i spadła na chodnik. Przyjechało pogotowie, przyszła policja. Staruszka miała obrażenia głowy i lekarze chcieli ją zabrać do szpitala. Problemem stał sie jej wózek, bo nie wiadomo było co z nim zrobić. Brak empatii czy odpowiednich przepisów?
80-letnia kobieta musiała sama pojechać do lekarza, bo po wypadku nikt nie chciał zająć się jej wózkiem inwalidzkim... Fot. Dominik Sadowski / Agencja Gazeta
"Byłam dziś świadkiem nieprzyjemnego wypadku, musiałam wezwać pogotowie" – rozpoczęła swoją opowieść na Facebooku Aleksandra Kosiorek, która była świadkiem całego zdarzenia. "Pani w wieku 80 lat, poruszająca się na wózku inwalidzkim (amputowane obie nogi), wjechała w słupek na chodniku, spadła z wózka i uderzyła głową w chodnik. Zawroty głowy, czoło rozbite, pani starsza, no to dawaj pomoc wzywać. Wezwałam więc. W międzyczasie napatoczył się również pieszy patrol policji i tak sobie staliśmy i czekaliśmy" – opisywała pani Aleksandra.

Zdarzenie, które opisuje kobieta, miało miejsce we wtorek na ulicy Kościuszki w Sopocie. Pogotowie przyjechało po 10 minutach. Lekarz zbadał poszkodowaną staruszkę i zdecydował, że zabierają ją do szpitala. Powstał jednak problem, bo pogotowie nie chciało zabrać elektrycznego wózka kobiety.


– Na to starowinka w płacz, bo ten wózek elektryczny jest dla niej jedyną rzeczą, która umożliwia wyjście z domu. Pani płacze, pogotowie stoi, podobno zabrać nie może. Patrol policji stoi, podobno zabezpieczyć nie mogą. W końcu policjanci zaproponowali, że zabiorą wózek na parking policyjny. Staruszka nie zgodziła się. Po tym musiałam odejść, bo spieszyłam się na pobliską pocztę, ale cały czas obserwowałam sytuację z okien budynku – relacjonuje w rozmowie z naTemat pani Aleksandra.

Według niej wszyscy stali jeszcze około 10-15 minut, po czym karetka odjechała, policjanci odeszli, a staruszka w towarzystwie drugiej starszej kobiety pojechała w stronę przychodni.

– Udała się pewnie do przychodni na Chrobrego. Jak tylko przyjechała karetka, a kobieta nie chciała zostawić wózka, lekarz z karetki sugerował, że skoro nie chce jechać z nimi, to w takim razie powinna się tam udać. Ogólnie był bardzo nieprzyjemny dla staruszki – komentuje zdarzenie nasza rozmówczyni.
Wypadek 80-latki w Sopocie opisała na Facebooku Aleksandra Kosiorek, która była jego świadkiem i wezwała karetkę do poszkodowanej staruszki.Zrzut ekranu z Facebook.com / aleksandra.czaja.39
Problem jest i to spory
Nie wiemy, jaki był dalszy los staruszki. Próbowaliśmy to ustalić, niestety bezskutecznie. Staraliśmy się też skontaktować z jednostką, z której została wysłana karetka, jednak służba zdrowia nie udziela takich informacji. Nie mogliśmy więc zdobyć informacji, dlaczego staruszka z urazem głowy została puszczona przez załogę karetki i wysłana do przychodni.

Pod postem pani Aleksandry rozgorzała jednak ogromna dyskusja na temat tego, kto powinien zajmować się rzeczami poszkodowanego w wypadku czy tego typu zdarzeniu. Nasza rozmówczyni sama stwierdziła, że nie można tego wymagać od pogotowia, bo przecież w karetce nie ma na to miejsca.

"Ktoś dla tych ludzi, którzy powinni się skupić na ratowaniu życia i zdrowia, powinien przewidzieć procedury, z których mogą w takim razie skorzystać. Jaki problem, żeby w takim przypadku pogotowie miało prawo korzystać z pomocy policji, która jednocześnie miałaby obowiązek taki wózek zabezpieczyć i przewieźć do odpowiedniej placówki?" – zapytała w swoim poście kobieta.

Wtórowali jej komentujący, którzy przytoczyli różne sytuacje z życia. "Jak mojego tatę zabrała karetka, to rowerem zaopiekował się mąż kobiety, która potrąciła mojego ojca, w innym wypadku rower zostałby na trawniku"; "Raz byłam świadkiem wypadku na rowerze, karetka zabrała panią, ale oczywiście roweru już nie mogli. Rower był wypożyczony i biedna nie wiedziała co robić – dobrze że akurat mogliśmy jej przechować, bo tak zostałby na ulicy i pewnie już nie miałaby Pani po co wracać i kolejną pamiątką z wypadku byłaby kara wpłacona do wypożyczalni za niezwrócenie roweru" – pisali pod postem pani Aleksandry.

Wśród komentujących znalazł się jednak pracownik szpitala, który przyznał, że niedawno do jego placówki przywieziono rannego rowerzystę. Po piętnastu minutach policjanci przywieźli na izbę przyjęć jego rower.
Zrzut ekranu z Facebook.com / aleksandra.czaja.39
Przepis jest, ale co z empatią?
Więc wychodzi na to, że można! Dlaczego więc nie można było tak pomóc 80-letniej staruszce? Co mówią na ten temat przepisy? Pogotowie jest kryte, bo nie mają takiego obowiązku.

– Nie możemy wziąć ze sobą takich rzeczy, bo w karetce jest i tak mało miejsca, w związku z tym nie ma go ani na wózek inwalidzki ani na rower, tu liczy się przede wszystkim człowiek – mówi Krzysztof Małachowski, lekarz koordynator ratownictwa medycznego Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku. – Natomiast sprzęt, który zostaje, powinna zabezpieczyć policja – dodaje lekarz.

Piłka więc trafiła na stronę policji. Ta twierdzi, że za każdym razem, czy jest to wypadek czy wykroczenie, zabezpiecza różne sprzęty np. rowery lub wózki inwalidzkie.

– Nie ma jednoznacznego przepisu, który wprost odnosiłby się do tego, że policja ma obowiązek zabezpieczyć rower lub wózek inwalidzki – tłumaczy podkom. Krzysztof Wasyńczuk, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie.
podkom. Krzysztof Wasyńczuk
rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie

W artykule 308 kodeksu postępowania karnego jest powiedziane, że możemy je zabezpieczyć w wypadkach niecierpiących zwłoki, w przypadku dochodzenia, ale ogólnie i tak to robimy czy jest to wypadek, czy wykroczenie. Rower, czy wózek można odebrać na komendzie lub dostarczamy je do wyznaczonej osoby z rodziny osoby poszkodowanej.


Dlaczego więc policjanci z Sopotu nie zaoferowali takiej pomocy staruszce? Okazuje się, że zaoferowali.

– Policjanci są wyczuleni na potrzeby osób niepełnosprawnych, a widząc zdenerwowanie seniorki tym, że jej wózek elektryczny nie zmieści się do karetki, od początku zapewniali ją, że go nie zostawią bez opieki na chodniku – informuje rzeczniczka sopockiej komendy policji asp. Lucyna Rekowska.

Policjanci zapytali seniorkę, czy ma kogoś z rodziny lub sąsiadów, kto mógłby przyjechać na miejsce, przejąć od właścicielki jej wózek i zaopiekować się nim.

– Usłyszeli w odpowiedzi , że aktualnie wszystkie osoby, które mogłyby jej pomóc, są w pracy, policjanci powiadomili o tym fakcie swojego przełożonego, który na miejsce natychmiast skierował patrol zmotoryzowany celem przewiezienia wózka we wskazane przez seniorkę miejsce, w tym m.in. do szpitala lub komendy miejskiej – dodaje rzeczniczka KMP w Sopocie.

Ale według relacji policjantów, gdy czekali na samochód, lekarze oświadczyli im, że kobiecie nie zagraża żadne niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia i odmawia dalszej pomocy. Podobno nie chciała jechać do szpitala.

– Z uwagi na fakt iż starsza pani odmówiła dalszej pomocy medycznej, twierdziła, że gdy źle się poczuje, to wtedy zgłosi się do placówki medycznej, czynności policjantów na miejscu zakończono – podsumowuje aspirant Rekowska.

Nie udało nam się odnaleźć staruszki, żeby potwierdzić wersję służb. Można tylko przypuszczać jak czuła się podczas całego zdarzenia i gdy dowiedziała się, że jej wózek nie może być zabrany przez pogotowie. Na pewno, zgodnie z relacją świadka, doprowadziło ją to do płaczu. Konkretniejsze przepisy być może sprawiłyby, że obyłoby się bez łez.