"W czasach internetu podglądactwo kwitnie". "Orbiting" to zjawisko, które może skończyć się samotnością

Katarzyna Michalik
Najnowsze technologie sprzyjają pojawianiu się nowych trendów w wielu dziedzinach życia, również w randkowaniu. Ten kto sam umawia się na romantyczne spotkania na pewno słyszał o "ghostingu", czyli sytuacji, w której poznajemy nową osobę i wydaje się, że wszystko idzie dobrze, ale nagle ona znika i kontakt się urywa. "Orbiting" to inna wersja tego zjawiska. Tutaj również urywamy kontakt, ale tylko ten bezpośredni. O co chodzi?
Wasz kontakt się urwał, ale wciąż oglądacie swoje relacje w social mediach? To "orbiting", nowe zjawisko, które może mieć przykre konsekwencje Fot. instagram/ carmushka, lostincoloh
W czasach mediów społecznościowych zerwanie nie jest takie proste jak kiedyś i mało kto potrafi całkowicie i od razu odciąć się od byłego partnera. Chyba każdemu zdarzało się "stalkować” (oczywiście nie mam tu na myśli groźnych, socjopatycznych zachowań) swoich byłych na Facebooku czy Instagramie. I ten niezręczny moment, kiedy niechcący polubimy zdjęcie sprzed kilku lat. "Orbiting" to, tłumacząc dosłownie, koniec relacji, zniknięcie z życia (realnego) drugiej osoby, ale "trzymanie jej na swojej orbicie”, czyli nie usuwanie jej z social mediów.

Skąd wziął się termin "orbiting"?
Tajemniczy termin ukuty został w kwietniu tego roku przez autorkę bloga Man Repeller, która podzieliła się z czytelnikami swoim doświadczeniami. Dziewczyna opisała sytuacje, w której chłopak, z którym się spotykała po drugim spotkaniu przestał odpisywać na wiadomości. Jednocześnie wciąż śledził jej poczynania w social mediach. Po kilku tygodniach bez kontaktu, kobieta zdecydowała się usunąć go z Facebooka, Snapchata i Instagrama. O ile w przypadku dwóch pierwszych usunięcie ze znajomych uniemożliwiło chłopakowi "podglądanie” jej życia, to z Instagramem było inaczej.



Dziewczyna zauważyła, że mimo, iż ona przestała go obserwować, on wciąż był jedną z pierwszych osób, która oglądała jej Insta stories. Gdy autorka opisywała sytuację znajomym, jedna z koleżanek powiedziała, że to po prostu "trzymanie kogoś na swojej orbicie", obserwowanie, zostawianie z tyłu głowy, bez zagłębiania się w interakcje większe niż "lajk" pod zdjęciem.

– Nie usuwamy ludzi z mediów społecznościowych, bo wciąż jesteśmy ich ciekawi. Obserwowanie życia innych jest jak oglądanie serialu, a szczególnie ekscytujące są losy "bohaterów”, z którymi się spotykaliśmy, choćby przez chwilę byliśmy częścią ich życia – mówi Konrad Maj. – Osoba, która raz została odrzucona, tak naprawdę w każdej chwili może "wrócić do gry”, dostać kolejną szansę. Dlatego obserwujemy jak jej się powodzi, czy z kimś się spotyka czy jeszcze nie.


Psycholog znajduje w takim zachowaniu analogię z zakupami i rzeczywiście coś w tym jest. Często zanim zdecydujemy się na zakup nowego produktu czy usługi przeglądamy inne oferty, analizujemy, prowadzimy rozmowy. Wszystko dzieje się w tym samym czasie, dlatego wciąż chcemy móc obserwować wszystkie aktualne oferty, być na bieżąco. Konrad Maj zwraca uwagę na niebezpieczeństwo, które może wynikać z mnogości dostępnych możliwości.

– Konsekwencją może być to, że koniec końców zostaniemy sami. Jeżeli wciąż trzymamy ludzi w poczekalni, to oni w pewnym momencie mogą z niej uciec. Stan niepewności jest ciężki do zaadaptowania, ludzie łatwiej przystosowują się nawet do najgorszej sytuacji niż do niekończącej się niepewności – mówi psycholog. – Kiedy robimy 2 kroki w przód a potem nagle się zatrzymujemy i znów szukamy, musimy mieć świadomość, że w pewnym momencie może zacząć nam grozić samotność.