"Ciało wraz z kwiatami ukryto w walizce na Centralnym". Nietypowe wykłady prawników oblegane przez tłumy

Katarzyna Michalik
Ich wykłady przyciągają tłumy, choć niektóre opowiadane przez nich historie mrożą krew w żyłach. Członkowie stowarzyszenia Paragraf 22, którzy znają się jeszcze ze studiów prawniczych, stworzyli organizację, która łamie stereotypy i pokazuje, że prawo i liczne jego aspekty mogą być ciekawe dla każdego. Wykłady i warsztaty kryminalistyczne oraz spacery kryminalne to tylko niektóre z organizowanych przez nich wydarzeń.
Towarzystwo Inicjatyw Prawnych i Kryminalistycznych Paragraf 22 opowiada o prawie i zbrodniach tak, że przyciągają tłumy Fot. Facebook/ TowarzystwoParagraf22
To nie są zwykli prawnicy - choć na co dzień z sukcesami realizują się jako adwokaci, specjalizujący się m.in. w prawie karnym, to tym, co zdecydowanie ich wyróżnia, jest pasja. Anna Winczakiewicz i Piotr Modzelewski, czyli prezes i wiceprezes Towarzystwa Inicjatyw Prawnych i Kryminalistycznych Paragraf 22, opowiadają mi, jak udaje im się porywać tłumy. Wszystko zresztą stanie się jasne, kiedy przeczytacie tajemnicze historie, które mi zdradzili.

Zacznijmy od początku. Kryminalistyka i kryminologia dla laików mogą wydawać się tożsame, a to przecież zupełnie co innego. Na czym polega różnica?

Piotr Modzelewski: Jest wiele pojęć, które laikom się mylą, co może prowadzić do niezręcznych sytuacji. Kryminalistyka to nauka zajmująca się badaniem, pracą nad tym, jak powinna wyglądać praca organów śledczych. Ma dwa główne działy - taktykę i technikę. Taktyka zajmuje się tym, jak ludzie powinni działać, dzielić i wykonywać zadania. Technika ma natomiast, jak sama nazwa wskazuje, charakter bardziej naukowy, opiera się na metodach działania, które są konieczne do gromadzenia dowodów na rzecz postępowania karnego.


Kryminologia to z kolei nauka o przestępstwie jako zjawisku społecznym - jakie przestępstwa popełniają ludzie, kto może je popełnić, ale też kto może być ofiarą (wiktymologia). To bardziej podejście socjologiczne i psychologiczne do przestępstwa, badanie przestępstwa jako zjawiska społecznego o określonych źródłach i skutkach.

Anna Winczakiewicz: Najprościej rzecz ujmując: jeśli ktoś coś ukradnie - aby ustalić, kto to zrobił, potrzebujemy kryminalistyki, a żeby rozmawiać o zjawisku kradzieży i o tym, dlaczego ludzie kradną i kim jest konkretny sprawca kradzieży - kryminologii. Kryminalistyka to m.in. daktyloskopia, traseologia, cheiloskopia, mechanoskopia – szereg dziedzin nauki, które pozwalają odpowiedzieć na tak zwane 7 złotych pytań, czyli: co, gdzie, kiedy, jak, czym, dlaczego i kto.

Organizujecie miejskie spacery i spotkania poświęcone tematyce kryminalistyki, spodziewaliście się, że okażą się takim sukcesem? Sama byłam ostatnio na waszym wykładzie o życiu seksualnymi i zbrodniach dawnych Warszawiaków - mimo że pojawiłam się sporo przed startem, mogłam liczyć jedynie na miejsce stojące. Ludzie przychodzili podobno z kilkugodzinnym wyprzedzeniem!

A.W.: W zasadzie od samego początku zainteresowanie naszymi projektami było dużo większe niż się spodziewaliśmy. Zaczynaliśmy od spacerów kryminalnych, na których opowiadamy najciekawsze historie z dawnej Warszawy. Już wtedy zgłoszeń było tyle, że musieliśmy wprowadzić zapisy, żeby móc je przeprowadzić w komfortowych dla uczestników warunkach. Również w warsztatach kryminalistycznych i wykładach o tematyce prawno-karnej bierze udział wiele osób. Ludzi przyciąga zbrodnia, chcą o niej słuchać, ale coraz częściej chcą się też dowiedzieć czegoś praktycznego, jak chociażby o sposobach zabezpieczenia mieszkań czy o prawach jakie mają, w kontakcie z wymiarem sprawiedliwości gdy podczas imprezy do drzwi dzwoni straż miejska...
Podczas spacerów miejskich, członkowie Paragrafu 22 prowadzą uczestników śladami dawnych warszawskich zbrodniFot. Facebook/ TowarzystwoParagraf22
A jest jakieś wydarzenie, na którego trop wpadliście przygotowując się do wydarzeń i które wywarło na was większe wrażenie?

P.M.: Warszawa to miasto, w którym niemal od zawsze dużo się działo. Mamy opracowaną specjalną mapę, na którą naniesione jest kilkaset kryminalnych historii różnego typu – od prozaicznych kradzieży, przez zuchwałe napady po romanse z tragicznym finałem. A to i tak jedynie kropla w morzu. Moglibyśmy uzupełniać ją bez końca.

Wyjątkowe jest na pewno miejsce, w którym się dziś spotykamy, czyli nasza siedziba przy Noakowskiego 10. Teraz znajdujemy się w lokalu nr 19, a pod numerem 31, na początku lat 80-tych doszło do tajemniczej zbrodni. Nastoletnia wówczas Katarzyna Orzechowska, z przyczyn, które do dziś nie zostały jednoznacznie wyjaśnione, zamordowała swoją matkę - dziennikarkę telewizyjną. Zbrodnia mogłaby ujść jej na sucho, gdyby nie to, że pracownicy elektrociepłowni na Siekierkach znaleźli głowę kobiety w Jeziorku Czerniakowskim.

A.W.: A później reszta jej ciała została znaleziona w walizce, ukrytej w skrytce na Dworcu Centralnym wraz z bukietem świeżych kwiatów. Brzmi jak historia ze skandynawskiego kryminału, a to tylko jeden z wielu dramatów, jaki rozegrał się na ulicach stolicy.

Zaciekawiliście mnie...

A.W.: Równie intrygująca jest historia związana ze znajdującą się kilka przecznic dalej ulicą Nowogrodzką, gdzie w oficynie pod numerem 14 pomieszkiwała niejaka Maria Wisnowska – celebrytka XIX-wiecznej Warszawy, o której i dziś rozpisywałyby się gazety. Piękna, utalentowana, ale zafascynowana śmiercią, truciznami, używkami… Cieszyła się ogromną popularnością, budziła zgorszenie występami z gołymi (bez rajstop!) nogami ale i rozbudzała wyobraźnię męskiej części publiczności. Jednym z jej adoratorów był Aleksander Barteniew, rosyjski oficer, który postanowił ją usidlić. Romans skończył się rozlewem krwi, a grób Wisnowskiej można znaleźć na Powązkach.

Wspomnieliście o kryminałach. Czy realia pracy technika kryminalistyki wygląda tak jak w popularnych filmach, serialach czy książkach?

P.M.:
Istnieje taki termin jak "efekt CSI”. Pochodzi właśnie od najpopularniejszej serii seriali, poruszających tematykę kryminalistyczną. To mechanizm, który sprawia, że ludzie zaczynają wierzyć, że techniki kryminalistyczne są rzeczywiście tak rozwinięte, że można zrobić wszystko - obracać obraz z kamery o 180 stopni, przybliżać zdjęcia w dowolnej rozdzielczości, wychwytując nawet twarz sprawcy odbitą w tablicy rejestracyjnej czy szybie samochodu. Wiele z tego, co widzimy w produkcjach telewizyjnych jest bardzo przerysowane, a możliwości, które daje się śledczym w takich serialach, filmach czy książkach są znacznie większe od tych rzeczywistych.
Jest szansa, że kiedyś będzie to wyglądało tak jak w CSI?

P.M.:
Technika idzie do przodu i wiele rzeczy udaje się zrobić. Pytanie też, co jest już wynalezione, a co jest dostępne śledczym w takim kraju jak Polska. Nie mówię oczywiście, że u nas jest dramatycznie źle, ale na pewno nie mamy dostępu do tego, do czego mają śledczy w takich krajach jak Stany czy Japonia. Dużo już można zrobić, ale nie jest to tak spektakularne jak to, co widzimy w telewizji. Realistyczny serial, którego odcinek trwałby 8 godzin i przedstawiał oględziny jednego pokoju, w którym ktoś został zamordowany raczej mógłby nie stać się szczególnym hitem. Ekran rządzi się swoimi prawami.

A.W.: W rzeczywistości, choć laboratoria naszej policji są dosyć dobrze wyposażone, to zastrzeżenia można mieć co do długości trwania poszczególnych badań. Tworzy się wśród ludzi poczucie, że ich sprawa prowadzona jest wyjątkowo wolno i nieskutecznie, przez co często czują się pokrzywdzeni przez system. Oczekują, że skoro wydarzenie miało miejsce w poniedziałek, to w godzinę wszystkie dowody zostaną zabezpieczone, za dwie będziemy wiedzieli już kto to to zrobił, by we wtorek móc go skazać. Niestety, to tak nie działa.

O tym ile czasu zajmują oględziny możemy się przekonać też podczas innego wydarzenia, które organizujecie, czyli symulacji miejsca oględzin.

P.M.: Zgadza się – mowa o warsztatach kryminalistycznych "Na miejscu zdarzenia”. Na wykreowane przez nas miejsce włamania czy zabójstwa wpuszczamy 5 osób, które dokonują oględzin. Mają do dyspozycji nieduży pokój, w którym panuje bałagan, tak jak to zwykle bywa na miejscu, w którym ktoś został np. zamordowany. Dla tej grupy zorientowanie się w dowodach, opisanie ich i prawidłowe zabezpieczenie to kilka godzin pracy. Proszę sobie wyobrazić, że w normalnej, realnej sytuacji na miejscu jest 1 technik. To naprawdę niezwykle długotrwały proces.

Jak to dokładnie wygląda?

P.M.: Technik kryminalistyczny to osoba, która ogląda miejsce zbrodni, zgodnie ze wszystkimi zasadami sztuki kryminalistycznej. Bada pomieszczenie według konkretnego schematu, np. od zewnątrz do środka albo od ciała na zewnątrz bądź też dzieląc pomieszczenie na sektory. Następnie ogląda wszystko kawałek po kawałku, zabezpieczając wszystko, opyla drzwi w poszukiwaniu odcisków, robi szkice sytuacyjne, fotografie, wszystko precyzyjnie opisuje, później przekazuje do laboratorium z konkretnymi pytaniami. I tutaj w zasadzie jego rola się kończy, pałeczkę przejmują technicy z laboratorium.

A.W.: To jest kolejna różnica między życiem a CSI - to nie jest tak, że jedna osoba dostaje telefon, że znaleziono ciało, prowadzi sprawę i na koniec jeszcze triumfuje w sądzie... Jest cały szereg osób po drodze i często technik zabezpieczający ślady na miejscu zdarzenia nie będzie miał w ogóle pojęcia co się z tymi dowodami stało, czy udało się dzięki nim ustalić tożsamość sprawcy i czy poniósł on za to odpowiedzialność. Dlatego cieszymy się z każdych kolejnych zorganizowanych warsztatów – dzięki nim uczestnicy dowiadują się, jak iluzoryczna jest serialowa fikcja, jak niewygodnie pracuje się w rękawiczkach kolejną godzinę i jakie wyzwania niesie ze sobą przesłuchiwanie nieskłonnego do współpracy świadka.
Podczas symulacji oględzin uczestnicy mogą przekonać się na własnej skórze jak wygląda praca technika kryminalistyki i jak wielkiej cierpliwości wymaga to zajęcieFot. Facebook/ TowarzystwoParagraf22
Każdy nadaje się do takiej pracy? Obcowanie ze śmiercią jest chyba dosyć trudne dla psychiki

P.M.:
W Polsce nie ma wielu zabójstw, około 500 rocznie, ale oczywiście - trzeba być twardym psychicznie, bo czasem zdarzają się sytuacje wywołujące silne emocje. Nawet jeżeli nie ma martwych, a jedynie ranni, to nie są to przyjemne widoki. Trzeba być też niezwykle skupionym i skoncentrowanym przez wiele godzin - tak samo czujnym w pierwszej godzinie, jak i w dziesiątej. Bycie dobrym technikiem kryminalistyki wymaga wiele nauki - specyficznej, ale i ciekawej, takiej jak techniki opylania przy użyciu środków daktyloskopijnych, aby ujawnić odciski palców, szczegóły fotografii czy wiedza typowo naukowa, zdobywana przede wszystkim na szkoleniach policyjnych.

Zajmujecie się kryminalistyką, ale organizujecie też spotkania związane z prawem, podczas w których w przystępny sposób opowiadacie o trudnych tematach takich jak praca policji czy narkotyki. Te wydarzenia też są tak oblegane?


P.M.: Tak, ludzie chcą mieć większą świadomość i wiedzę z zakresu prawa. My nie spotykamy się tam i nie czytamy ustaw, tylko rozmawiamy o zwykłym życiu w kontekście pewnych przepisów, co może być przydatną wiedzą dla każdego człowieka. Opowiadamy historie "z życia wzięte”, dyskutujemy, odpowiadamy na pytania - te spotkania są bardzo interaktywne.

A.W.: Staramy się, żeby forma naszych działań była jak najbardziej atrakcyjna dla odbiorców. Przykładowo, zorganizowaliśmy pokaz filmu "Pitbull” - tego z 2005 roku rzecz jasna – i wraz z widownią analizowaliśmy prawne i kryminalistyczne aspekty pracy policji i funkcjonowania systemu prawa karnego jako takiego. Jak dokładnie wyglądają oględziny zwłok znalezionych na miejscu zdarzenia? Co robi technik, jaką rolę ma lekarz i gdzie w tym wszystkim prokurator? Czy można nie wyrazić zgody na przeprowadzenie sekcji zwłok? A w końcu, czy policjanci mogą dorabiać jako ochroniarze i czy Dżemma mogła zwrócić torebkę do sklepu? Oprócz tego mamy na swoim koncie kilkadziesiąt wykładów dla różnych grup wiekowych, w tym dla młodzieży, z którą nam się bardzo dobrze współpracuje, a i warszawskie szkoły są zadowolone, że to ktoś inny opowiada o trudnych tematach jak sexting, kradzież tożsamości czy naruszanie praw autorskich.
Na co dzień obcujecie ze zbrodnią, więc prawdopodobnie większość kryminalnych historii nie robi już na was wrażenia. Co innego z waszymi gośćmi - czy jest jakaś historia, którą opowiadacie podczas wykładów lub spacerów, która za każdym razem działa na ludzi?

A.W.: Mamy taki spacer - "Duchy Warszawy”, odbywający się na cmentarzu bródnowskim. Tam jest pochowany Henryk Dziad i jego syn, "Mrówa” (Henryk „Dziad” Niewiadomski był biznesmenem i gangsterem, przywódcą gangu ząbkowskiego, który ostatnie lata życia spędził w więzieniu, w którym zmarł, tuż przed terminem zwolnienia, przyp. red.). To okazały pomnik, z wizerunkami obu mężczyzn. Samo przebywanie w jego okolicy, gdy jednocześnie słucha się historii działalności przestępczej w latach 90-tych, mrozi krew w żyłach i działa na wyobraźnię.

P.M.: Jeszcze na początku lat 2000 w radiu słyszało się o tym, że jakiś lokal został ostrzelany lub że ktoś zginął w dziwnych okolicznościach. Kiedyś to się działo, teraz z kolei byłoby nie do pomyślenia i od razu pojawiło się na telewizyjnym żółtym pasku informacyjnym. Z perspektywy współczesnego człowieka to tym bardziej ciekawe, gdy zda sobie sprawę, że stoi przed grobem prawdziwych polskich mafiozów, których życie i śmierć były i dalej są owiane tajemnicą.

Kolejną historią, która, z naszej perspektywy, łączy wszystko, co najważniejsze, by przyciągnąć uwagę uczestników spacerów to ta dotycząca zamachu na ministra Bronisława Pierackiego z czerwca 1934 r. Zawiera wszystko co potrzebne, by stworzyć ciekawą opowieść - napięcie, zbrodnię, mocne osadzenie w realiach... Pieracki był Ministrem Spraw Wewnętrznych w II RP.

Co się wydarzyło?

P.M.: Zamach na niego zaplanowali nacjonaliści ukraińscy, w odwecie na aresztowania, które z kolei stanowiły reakcję państwa na inny zorganizowany przez nich napad - jak widać atmosfera w tamtych czasach była naprawdę gorąca. Zamachowiec czekał na Ministra przez Klubem Towarzyskim przy ul. Foksal 3 w Warszawie. Gdy ten przybył do lokalu, napastnik chciał użyć przygotowanej wcześniej bomby, która jednak ze względu na awarię zapalnika nie zadziałała. Zdesperowany wyciągnął rewolwer i oddał trzy celne strzały, następnie zaś, mimo, że zamach miał miejsce w biały dzień a pościg prowadził szofer Ministra oraz przebywający w okolicy policjant, zbiegł. Pieracki zmarł w szpitalu jeszcze tego samego dnia. Większość z słuchaczy nie wie, że takie dramatyczne zdarzenia miały miejsce w okolicach, w których nierzadko bywają na spacerach czy kawie. Dramatyczny przebieg samego zamachu zawsze robi na nich wrażenie.

To całkiem niedawne wydarzenia. A czy w dalszej przeszłości podobne historie kryminalne rozgrywały się na ulicach Warszawy?

A.W.: Jak najbardziej. Podczas jednego z wydarzeń opowiadamy też o historii, która wielu wydaje się być w całości albo przynajmniej znacznej części zmyślona. Mowa o urodzonym w 1797 roku Janie Klemensie Minasowiczu – malarzu i grafiku, który pobierał nauki w Paryżu i we Włoszech a rysunku uczył samego Cypriana Norwida. Ale to nie go dokonania artystyczne sprawiły, że o nim wspominamy, przeszedł on bowiem do historii Warszawy jako ekscentryk, a właściwie człowiek pół-obłąkany. Podczas mszy zauroczył się w pięknej nieznajomej, następnie niczym stalker wypatrywał jej podczas kolejnych nabożeństw, by w końcu - nie mogąc pogodzić się z jej przedwczesną śmiercią - zaczaił się na cmentarzu, wykopał trumnę, odrąbał głowę ukochanej, by umieścić ją w słoiku i stworzyć makabryczny ołtarzyk w swojej sypialni. To pokazuje, że życie nieraz pisze lepsze scenariusze niż najlepsi autorzy kryminałów.