Japonia może być dumna z tego auta. Lexus LS500h to absolutnie fascynujący wytwór inżynierii
Przyznam się bez bicia. Podchodziłem do tego auta trochę jak pies do jeża. Po pierwsze: prywatnie zwyczajnie nie jestem fanem nowych Lexusów, głównie ze względu na ich stylistykę. Po drugie: w ostatnich miesiącach miałem okazję jeździć całą niemiecką "świętą trójcą", czyli Mercedesem klasy S, Audi A8 oraz BMW serii 7. Byłem przekonany, że LS500h na ich tle wypadnie blado. Jak bardzo się myliłem.
Fot. naTemat
To chyba najmocniejsza strona tego modelu i mój powód do największego wstydu. Nie będę ukrywał, co zauważyłem już wcześniej, nie jestem wielkim fanem nowych Lexusów. Przykład? Model IS. Przez lata chorowałem na drugą generację tego modelu, do dzisiaj zresztą uważam go za jeden z najpiękniejszych niewielkich sedanów, jakie kiedykolwiek powstały. Natomiast trzecia generacja mnie z miejsca odrzuciła.WYGLĄD
Fot. naTemat
Chrom to zresztą w ogóle słowo-klucz w przypadku tego auta. Spójrzcie na te felgi. Tak, tak. To niby limuzyna dla poważnego człowieka, a tu CHROMOWANE obręcze kół. Wyglądają jak milion dolarów i… naprawdę pasują. Ktokolwiek w Japonii zaprojektował te obręcze, zrobił sobie żarcik z niemieckiej dystyngowanej konkurencji.
Na zdjęciu felgi nie błyszczą się nawet w połowie tak, jak w rzeczywistości.•Fot. naTemat
Warto jeszcze odnotować tył auta – o ile do klepsydry z przodu musiałem się przekonywać długo, o tyle tył to prawdziwe arcydzieło. Jest jednocześnie elegancki i nowoczesny. Nie jak choćby w Volvo V90 (to trochę nie ta klasa, ale chodzi o samo wskazanie problemu), które wygląda bajecznie z przodu, z boku, a z tyłu jakby zabrakło komuś pomysłu.
Fot. naTemat
W środku jest już trochę gorzej. Co nie znaczy – źle. Trochę jednak można poczuć, że Lexus to taka fajniejsza Toyota. Oczywiście nic nie można zarzucić jakości zastosowanych materiałów. Jasna skóra to absolutny prima sort, wstawki z połyskliwego metalu i drewna sprawiają wrażenie drogich, ale według mnie zabrakło trochę pomysłu, jak to wszystko wykorzystać. Klasa S to nie jest – tak po prostu.
Fot. naTemat
Dodajmy, że jeśli tylko macie trochę gotówki do upłynnienia, to wnętrze można jeszcze poprawić. "Wykończenie boczków drzwiowych Origami oraz elementy ozdobne Kiriko" odnoszą się do japońskiej sztuki i są ręcznie wykonywane. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo za taki dodatek kosztuje ponad… 81 tysięcy złotych.
Tym fantazyjnym pokrętłem zmieniamy tryb jazdy w Lexusie LS500h.•Fot. naTemat
O wnętrzu Lexusa LS500h nie można jednak mówić nie zwracając uwagi na komfort. A tego jest pod dostatkiem. Już samo wejście do samochodu to dziwne doznanie. Nadwozie podnosi się do optymalnej wysokości, dzięki czemu do auta łatwo wejść. Siadam na fotelu – wysuwa się gniazdo pasa bezpieczeństwa. Odpalam silnik – w międzyczasie fotel przysuwa się do przodu (wcześniej się cofnął, żeby było mi łatwiej wejść), wysuwa się też kierownica. Wszystko robi doskonałe wrażenie.KOMFORT
Ale jeszcze większe robi fe-no-me-na-lny masaż. Liczba trybów może przyprawić o zawrót głowy, ale to tylko logiczne następstwo tego, że fotele można regulować w… 28 płaszczyznach. DWUDZIESTU OŚMIU.
Fot. naTemat
Fotel pasażera z przodu oczywiście można złożyć tak, żeby pasażer na "fotelu prezesa" mógł się po prostu rozłożyć. I rzeczywiście można odpocząć – miejsca jest wtedy tak dużo, że nie wiadomo, co zrobić z nogami. Nic tylko leżeć, włączyć masaż przy pomocy małego tabletu między fotelami z tyłu, rozłożyć rolety w oknach i włączyć film na ekranie umieszczonym za zagłówkiem przedniego fotela.
W środku jest mnóstwo przestrzeni, zwłaszcza po złożeniu przedniego fotela.•Fot. naTemat
Lexus LS500h napędzany jest – jak to u Japończyków – hybrydą. To znaczy jest dostępna jednostka wyłącznie benzynowa, ale nie na to kładzie się nacisk. Ta hybryda to oczywiście tak skomplikowana konstrukcja, że sam niewiele rozumiem. Choćby skrzynia biegów ma 10 biegów. Czyli tak naprawdę cztery, ale oprogramowanie "symuluje" pozostałe przełożenia. Nie pytajcie mnie. jak to działa.JAZDA
Spójrzcie, jak obszyte są zegary.•Fot. naTemat
Inna sprawa, że nie chcecie tego robić. Może to i cud techniki, ale hybryda pozostaje hybrydą. Motor Lexusa LS500h po dociśnięciu (zwłaszcza w trybie Sport S+) po prostu niemiłosiernie wyje. Wyje tak bardzo, że nie pomaga nawet wyciszenie auta – skądinąd bardzo dobre. Tak swoją drogą auto jest tak wielkie, że tego przyspieszenia do setki w 5,5 sekundy jakby nie czuć. Subiektywnie ma się wrażenie, że auto jest wolniejsze.
Linia nadwozia opada bardzo powoli.•Fot. naTemat
Co stanowi pewien paradoks. Nie spodziewaliście się tego bowiem, ale Lexus LS500h prowadzi się zadziwiająco dobrze, zapewne w dużej mierze dzięki elektronicznie sterowanemu zawieszeniu, które samo w sobie stanowi kolejny cud techniki. Nie jestem pewien, czy to poziom BMW serii 7 (a wielu dziennikarzy uważa, że LS jeździ nawet lepiej), ale jest naprawdę, naprawdę dobrze. Układ kierowniczy w trybie sportowym pracuje z chirurgiczną precyzją, a auto zupełnie nie buja się na boki i klei się do drogi. Lekko ospały jest jedynie układ hamulcowy, ale to hybryda – trzeba się nie tylko zatrzymać, ale i odzyskać trochę energii.
Tu tego nie widać, ale head up display w tym aucie jest ogromny.•Fot. naTemat
Nagana należy się jedynie za wspomniany, 10-biegowy automat, który jest nadwrażliwy. Nawet delikatne dociśnięcie pedału gazu sprawia, że samochód od razu zrzuca ze dwa biegi – w końcu ma ich dziesięć, więc coś musi z nimi robić. Ale efekt jest taki, że dochodzi do niekoniecznie pożądanego w takim aucie lekkiego szarpnięcia i… robi się głośno. Redukcja, obroty rosną, a to hybryda. W trybie sportowym – okej. Ale w komforcie?
Fot. naTemat
Również na autostradzie, jeśli w miarę będziemy się stosować do przepisów, trudno będzie o spalanie wyższe niż 11-12 litrów. Przypominam: 3,5 litra, V6. Chciałoby się powiedzieć: potęga hybrydy. Wszyscy wiemy, że Japończycy na nie uparcie stawiają, ale nie mogę uciec od myśli, że Audi A8 z trzylitrowym dieslem o niewiele mniejszej mocy na autostradzie połyka raptem… sześć litrów oleju napędowego. Różnica jest miażdżąca – ale wiadomo, ekologia, te sprawy.
Fot. naTemat
Choćby... dla mnie. Tak, trudno mi w to uwierzyć, ale po tygodniu z LS-em stwierdzam, że wolę go od niemieckiej konkurencji. Tak, nie podoba mi się zbytnio w środku. Tak, napęd hybrydowy wyje przy gwałtownym przyspieszaniu.DLA KOGO?
Ale auto jest naprawdę niebanalne. Z zewnątrz przykuwa uwagę, oferuje dobre osiągi, a przede wszystkim jest inne. Kiedy masz ponad pół miliona na swoją limuzynę, chcesz się trochę wyróżnić z tłumu. Na tle tych wszystkich S-klas, "siódemek" i A8, które toczą się warszawskimi ulicami, w LS-ie wyglądasz jak ktoś, kto nie poszedł po najprostszej linii oporu.
Fot. naTemat
Fot. naTemat