Te "Schody" będą wam się śnić po nocach. Nowy serial Netflixa mrozi krew, bo opowiada prawdziwą historię

Bartosz Godziński
Serial dokumentalny ukazujący drobiazgowo ponad 15-letni proces sądowy (i to w USA) brzmi jak najnudniejsza rzecz na świecie. Sposób, w jaki historia została opowiedziana i to, jak nie pozostawia widza obojętnym, biją na głowę wszelkie inne thrillery i produkcje kryminalne. "Schody" są dla dokumentów true crime – tym, czym "Dwunastu gniewnych ludzi" dla dramatów sądowych. Z tą różnicą, że dzieją się naprawdę.
"Schody" to serial dokumentalny z gatunku true crime Fot. Netflix
Historia, która jest punktem wyjścia serialu, wydaje się błahą i jedną z wielu. W 2001 roku na numer alarmowy zadzwonił rozdygotany mężczyzna. Błagał o pomoc dla żony, która spadła ze schodów i leży w kałuży krwi. Kobieta zmarła, ale niespodziewanie mężczyzna został oskarżony o morderstwo. Są przesłanki wskazujące na to, że nie był to nieszczęśliwy wypadek. Michael Peterson był kochającym mężem, ojcem, autorem wielu książek, felietonów w gazetach i walczył na wojnie w Wietnamie, ale potajemnie prowadził też drugie, niezbyt chwalebne życie. Czy to dowód na to, że mógł również dopuścić się tak okrutnej zbrodni?
Fot. Netflix
True crime z najwyższej półki
Jean-Xaviera de Lestrade zdobył Oscara za "Zabójstwo w niedzielny poranek", ale to dopiero serial "Schody" można uznać za jego dzieło życia. Początkowo nakręcił miniserial dokumentujący proces Michaela Petersona, ale sprawa pisana przez życie ciągnęła się dalej i tak powstały jej kontynuacje. Cały 13-odcinkowy serial można od 8 czerwca oglądać na Netflixie. To najbardziej aktualna wersja, bo ostatni proces był w 2017 roku. Jednak podpis "Sezon 1" zwiastuje kontynuację, bowiem ta życiowa fabuła ciągle żyje.
"Schody" - zwiastun YouTube
Francuski reżyser przez wiele lat niemal mieszkał z oskarżonym, towarzyszył jego obrońcom w czasie przygotowywania się do procesu, kręcił też setki godzin materiałów na salach sądowych, skrupulatnie zbierał archiwalia i nagrywał wywiady z oskarżycielami, by całość była jak najbardziej obiektywna. I tak dostaliśmy pełne zwrotów akcji, epickie reality show... na poważnie. Fani gatunku true crime, którzy czują pustkę po "Making a Murderer", będą wniebowzięci, a pozostali koniecznie muszą zasiąść przed telewizyjną ławą przysięgłych, bo czegoś takiego jeszcze nie doświadczyliście.
Fot. Netflix
Fot. Netflix
Zabił czy nie zabił?