Prosta prawda o tym, jak myślą wyborcy PiS. "Newsweek" wyjaśnia, dlaczego czują się lepsi od innych

Rafał Badowski
Publicysta "Newsweeka" Jakub Bierzyński zdefiniował wyborców Prawa i Sprawiedliwości na podstawie ich stosunku do wiary katolickiej i katastrofy smoleńskiej. Jego zdaniem serca zagorzałych katolików biją po prawej stronie, a prawicowość i religijność to dwa oblicza tego samego stosunku do świata. Dlaczego? Wyznawcy przyjmują tylko jedną, prostą prawdę.
Jarosław Kaczyński podczas miesięcznicy smoleńskiej. Mit smoleński jest możliwy ze względu na swą prostą, jednoznaczną symbolikę – pisze publicysta "Newsweeka" Jakub Bierzyński. fot. Dawid Żuchowicz/Agencja Gazeta
Zdaniem Jakuba Bierzyńskiego prawicowość i wiara łatwo przemawiają do tzw. "tradycyjnej umysłowości". O co chodzi? O prostą prawdę, która nabiera symbolicznego znaczenia, może być mitem założycielskim. Bierzyński pokazuje to na przykładzie mitu smoleńskiego. "Wyniki prac komisji badającej przyczyny katastrofy są trudne, skomplikowane i – co najgorsze – niejednoznaczne" – pisze. Konkluzja nie sprowadza się do prostej prawdy na temat przyczyn katastrofy, a do splotu zaniedbań czy zbiegów okoliczności. A to dla tradycyjnej umysłowości jest nie do zaakceptowania.


Lech Kaczyński zginął jak bohater
"Według wyznawców prezydent Lech Kaczyński zginął bohaterską śmiercią w imię wartości" – pisze Bierzyński. Wyznawcom trudno więc zaakceptować fakt, że zginął w wyniku zaniedbań i bezmyślności. To bowiem odziera jego śmierć z patosu, symbolicznego znaczenia, a jego najwyższa ofiara traci jakikolwiek sens. Dlatego – zdaniem Bierzyńskiego – istnieje ścisły związek pomiędzy wiarą w Boga a wiarą w zamach smoleński.
Ponadto, zdaniem Bierzyńskiego, posiadacze jedynej prawdy mają poczucie moralnej wyższości. To Bóg wyrył normy moralne na kamiennych tablicach, są więc one jednoznaczne i ostateczne. Moralne oburzenie budzą w tradycyjnym umyśle zmiany norm społecznych w różnych czasach i różnych kulturach. Osoby głęboko wierzące nie umieją sobie wyobrazić wiary bez moralności. To wiara jest źródłem poczucia moralnej wyższości prawicy.

Umysł oświecony kontra tradycyjny
I nie ma dla wyznawców znaczenia fakt, że kanony wiary i nauki Kościoła przez wieki ewoluowały, a wiele prawd kiedyś niepodważalnych uznaje się dziś za alegorie. Bierzyński przeciwstawia też umysł tradycyjny oświeconemu. Naturalną postawą tego drugiego jest zwątpienie i pytania. Dla tradycjonalisty pytania są szkodliwe, bo podważają wiarę w dogmat. Stąd naturalne niezdecydowanie i brak jedności, które zderzają się z monolitem postaw i haseł prawicy.

Bierzyński dowodzi, że poczucie moralnej wyższości, choć trwałe, jest błędne. Nie ma bowiem statystycznego związku między wiarą a moralnością. Odsetek rozwodów, przestępstw a nawet zabójstw nie jest wśród katolików niższy niż wśród niewierzących lub osób innej wiary. Przykładem Czechy – kraj prawie całkowicie zsekularyzowany, w którym poziom przestępczości, w tym zabójstw, jest wyraźnie niższy niż w katolickiej Polsce.

Dlaczego PiS mówi, co jest dobre, a co złe
Niemniej jednak mit o moralnej wyższości jest trwały, gdyż katolicy potrzebują go do uzasadnienia własnej wiary. Prawicy zaś jest potrzebny jako narzędzie polityczne. Gdy partia ma wyłączność na moralność, to – jak pisze Bierzyński – "uzurpuje sobie wyłączne prawo sądzenia o tym, co jest dobre, a co złe, a to w oczywisty sposób prowadzi do eliminacji oponentów". A ci, którzy nie podzielają prawicowej racji, to po prostu przestępcy albo głupcy. I jest to kolejna zbieżność między prawicą a Kościołem.

Następna dotyczy stosunku do Zachodu. W polskim Kościele panuje powszechne przekonanie o kryzysie cywilizacji Zachodu. Łatwo to zrozumieć, odkąd w wyniku migracji stał się tyglem kulturowym. Rodzi się tam jeszcze więcej nowych idei, zderzają się tradycje. Nigdzie indziej tak dobrze nie widać falsyfikacji podstawowych religijnych mitów. Oświecenie, multikulturowość, postęp – to jest obce, a nawet wrogie zarówno prawicy, jak i Kościołowi.

Podobnym antyzachodnim językiem – zdaniem publicysty – posługują się prawosławna Cerkiew i putinowska propaganda. Nieistotne jest też, jakie są skutki działań Antoniego Macierewicza. Liczą się bowiem intencje. Równie błahe jest to, czy Żołnierze Wyklęci popełniali zbrodnie i utrzymywali się z rabunków. Romantyczny, prawicowy punkt widzenia bardziej ceni sobie bowiem ich zamiary, a nie efekty.

źródło: "Newsweek"