Działacze zignorują polecenie prezesa Kaczyńskiego? Chodzi o listę kandydatów na wybory samorządowe

redakcja naTemat
Stanowcze słowa prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy i kto zarabia w spółce skarbu państwa, ten nie może kandydować w wyborach samorządowych, wywołały konsternację w szeregach Prawa i Sprawiedliwosci. Jednak jak podaje "Fakt", są tacy, którzy planują się wyłamać.
Jarosław Kaczyński najwyraźniej ma inne spojrzenie na pieniądze w polityce niż wiele osób w jego partii. Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Ci, którzy funkcjonują w spółkach Skarbu Państwa, i robią to dobrze, są przez nas szanowani, ale nie będziemy łączyć tych funkcji – stwierdził Jarosław Kaczyński 6 lipca po posiedzeniu Komitetu Politycznego PiS. Jak pisaliśmy w naTemat, jego decyzja wywołała popłoch w terenie.

Wydawałoby się, że słowa Kaczyńskiego rzecz święta. Wszak po zapowiedzi obcięcia uposażeń dla posłów rzeczywiście doszło do obniżki, nie skończyło się jedynie na słowach.

Jednak według informacji "Faktu" już po tym oświadczeniu prezesa Komitet Polityczny PiS wskazał Piotra Wysockiego na kandydata na prezydenta Bełchatowa. Wysocki tymczasem pracuje w PGE KWB Bełchatów, gdzie zarabia ponad 100 tys. zł rocznie.


Kandydat nie pracuje co prawda we władzach spółki, a po prostu jest elektromonterem, ale Kaczyński mówił o ludziach, którzy mają "wysokie pensje". – Ja zrozumiałem to tak, że chodzi o osoby na stanowiskach – powiedział "Faktowi" Wysocki. Sam zainteresowany zapewnił też, że jeśli wygra wybory, zrezygnuje z pracy. Ale Kaczyńskiemu chodziło o to, żeby takie osoby w ogóle nie kandydowały.

Tabloid dodaje, że w podobnej sytuacji jest kandydat na prezydenta Sopotu Piotr Meller. Jest prezesem spółki córki w grupie Energa, w zeszłym roku zarobił w niej ponad 400 tys. zł.

źródło: Fakt