Slash z Guns’n’Roses od lat podziwia polską artystkę. Ma nawet jej prace

Katarzyna Gargol
Kilka dni temu odbył się kolejny już koncert Guns’n’Roses w Polsce. Tym razem grupa wystąpiła w Chorzowie i dobitnie przypomniała, za co kocha ich cały świat od lat 90. Mimo że poprzedni polski koncert był ledwie rok temu, fani dopisali. W tłumie nie zabrakło również Marty Zawadzkiej. Nie odmówiłaby sobie możliwości spotkania i rozmowy z artystą, gdy ten jest w kraju.
Połączyła ich artystyczna pasja i duża wrażliwość na... Jimiego Hendrixa. Przypadek sprawił, że polska malarka i muzyk ze światowej kapeli poznali się i bardzo polubili. Fot. Archiwum prywatne Marty Zawadzkiej

Ten obraz od początku miał charakterek. Nigdy nie dotarł do klienta, mimo podejmowanych prób. Za pierwszym razem nabywca stwierdził, że takie dzieło powinno jednak zaczekać na lepszego klienta. Marta przyjęła to na spokojnie, bo niedoszłym posiadaczem obrazu był jej znajomy.


Za drugim razem sprawy zaszły jednak za daleko. Obraz nie tylko został sprzedany, ale ruszył do nabywcy za ocean i… zaginął w podróży. – Takie rzeczy się nie zdarzają. Mam ok. 400 wysłanych paczek na koncie i tylko raz mi się coś takiego przytrafiło. Firma przewozowa zgubiła wtedy przesyłkę.

Udało się ją znaleźć dopiero po kilku miesiącach poszukiwań - w magazynie w Niemczech. Ale co się nadenerwowałam, to moje. Myślałam: ”jak to, mój najlepszy obraz sprzedany, a potem zgubiony?!” – opowiada.

Niepokorny duch Jimiego wisiał w powietrzu. Obraz wrócił do artystki i trzeba przyznać, że wybrał sobie dobry moment. To właśnie wtedy Slash, gitarzysta zespołu Guns’n’Roses pokazał ten obraz na swoim Instagramie.

Jak to możliwe? Wszystkiemu ”winne” przypadkowe spotkanie. Do restauracji, w której trwała wystawa prac Marty zajrzała pewnego dnia ”przypadkowa turystka”, Kasia. Była tuż przed wylotem z Polski, wpadła tam na pożegnalne piwo. Prace Marty tak jej się spodobały, że z miejsca kupiła dwie Marilyn Monroe. Na koniec spotkania powiedziała: ”Ten obraz Jimiego jest super. Pokażę go znajomemu”. Znajomym okazał się Slash.



Slash jest wrażliwy na sztukę. Dorastał w otoczeniu osób zajmujących się sztuką lub doceniających ją. Jego matka projektowała kostiumy dla gwiazd, m.in. dla Davida Bowie, ojciec natomiast tworzył okładki płyt zespołów rockowych. Czujność na artystów i sztuki wizualne widać m.in. na Instagramie artysty, na którym obserwują go prawie 2 mln osób.

Pierwsze spotkanie: zawał
Marta była już na siedmiu koncertach Slasha na całym świecie. Ale najbardziej wyjątkowe było pierwsze spotkanie m.in. dlatego, że trwało najdłużej, bo prawie godzinę. Slash grał wtedy z The Conspirators, dzięki czemu wszystkie procedury związane z ochroną zespołu nie były aż tak rygorystyczne. Co innego, gdy gra z Guns’n’Roses - wtedy wszystko staje się trudniejsze i bardziej niedostępne.



Z opowieści Marty wyłania się człowiek, którego obraz nieco zaprzecza stereotypowemu wizerunkowi rockmana. Choć trzeba przyznać, że dusza brawurowego rockmana ujawnia się w opowieści o bungee.

Gdy Marta dzieli się z nim swoimi wrażeniami po skoku, Slash opowiada o pewnym okresie w swoim życiu, gdy skakał na bungee codziennie i codziennie odbywało się to w innym miejscu na świecie. Tak urozmaicał sobie trasę koncertową z Guns’n’Roses. Znudziło mu się dopiero w momencie, gdy przełamał tam na górze wszystkie bariery, po prostu wychodził i skakał.

Na zakończenie naszej rozmowy pytam Martę, czy nie myślała o tym, żeby wręczyć mu obraz z jego wizerunkiem. W końcu nie brakuje gwiazd, które wieszają sobie w sypialni swoje portrety, a z kolei w dorobku Marty, pośród wielu portretów znanych osób, dostrzegam aż dwa razy Slasha. – Nie – odpowiada krótko Marta. – Siebie samego w życiu by sobie nie powiesił. To nie ten typ człowieka.